(kolejny dwudniowy
skok czasowy)
Draco i Blaise siedzieli w salonie,
rozmawiając, kiedy drzwi się otworzyły i weszła Ginny.
— Hej, macie jakiś jogurt? Luna
potrzebuje — zapytała.
— W lodówce — odpowiedział Blaise.
— Dziękuję.
Ginny skierowała się do kuchni, a
Draco wstał i poszedł za nią, gotowy zapytać o Hermionę.
— Więc, jak poszło z Hermioną? —
zaczął.
— Jak co poszło?
— No wiesz, ta sprawa z jej ramieniem
— wyjaśnił.
— Nie mam pojęcia, o czym mówisz —
mruknęła Ginny.
— Tak… miała z tobą porozmawiać.
— Stary, nie rozmawiała ze mną o
niczym. Właściwie, była dość cicha — powiedziała.
— Co?! — krzyknął Draco, po czym
niemal od razu wymaszerował do mieszkania obok, gdzie Luna siedziała na
kuchennej wyspie, a Hermiona czytała na sofie.
— Hej… wszystko w porządku? — spytała
Luna.
Draco przeszedł, ignorując ją, i
stanął przed Hermioną. Ta podniosła wzrok i po chwili wróciła do czytania.
— Co? — warknęła.
— Nie próbuj zgrywać mądrej… nie rozmawiałaś
z Ginny — rzucił.
— Nie, nie rozmawiałam. Co ci do tego?
— Westchnęła, nie podnosząc wzroku. Draco wyrwał jej książkę z rąk i zrzucił ją
na podłogę. — Hej!
— Hermiono, próbuję ci pomóc! Musisz
przestać to robić i porozmawiać z nami! — krzyknął.
— Nie chcę rozmawiać! Co jest z tobą
nie tak? Nie możesz po prostu odpuścić?! — warknęła.
— Co się dzieje? — spytała Luna.
— Hermiona się samookalecza i nie
pozwala sobie pomóc — wyjaśnił Draco.
— Hermiono! — załkała Luna. — Dlaczego
miałabyś to robić?
— Ja… — mruknęła Hermiona, siedząc na
podłodze i przygryzając wargę. Grzebała nogami, zakrywając ręką ramię i mocno
je ściskając. Walczyła ze łzami.
— Hej. — Draco usiadł na stoliku do
kawy i wziął ją za rękę, żeby na niego spojrzała. — Przepraszam, że krzyknąłem.
Nie chcę, żebyś się krzywdziła, tylko próbuję pomóc.
Zaczęła płakać, więc Draco usadził ją
na swoich kolanach i mocno przytulił. Właśnie wtedy drzwi się otworzyły i
weszła Ginny. Zdezorientowana spojrzała na ich troje. Luna złapała ją za rękę i
wyprowadziła na korytarz. Hermiona położyła głowę na piersi Draco, a łzy nadal
spływały po jej twarzy. Owinął ramiona wokół jej talii i powoli kołysał się w
przód i w tył.
— Będzie dobrze — szepnął.
— Przepraszam, wiem, że tylko
próbowałeś pomóc — wymamrotała.
— Ja też przepraszam. To moja wina, że
to robisz — mruknął, czując się winny, że kilka tygodni wcześniej ją przezwał.
— Nie, to nie… Ja po prostu... To
wydaje się… kojące. Wiem, że to głupio brzmi, ale… To przezwisko jest częścią
mnie i tym, kim jestem, co sprawia, że naprawdę, naprawdę siebie nienawidzę. To
głupie, ale gdyby udało mi się je ukryć lub pozbyć się tego… — wyszeptała.
Draco czuł się winny przez te
wszystkie razy, kiedy ją tak nazwał i za te momenty, kiedy był dla niej
okropny.
— Dobrze, zrobimy tak. Powinniśmy
powiedzieć innym, aby wiedzieli, przez co przechodzisz i wszyscy ci pomożemy.
Mogę sprawdzić twoje ramię i upewnić się, że nie ma infekcji. Będziemy działać
krok po kroku. Upewnię się też, że w waszej łazience nie będzie żadnych nożyczek
ani niczego ostrego, a ty możesz w każdej chwili ze mną o tym porozmawiać —
wyjaśnił spokojnie.
— Dziękuję ci — jęknęła.
— Nie dziękuj mi, to moja wina — to
wszystko. Byłem dla ciebie okropny przez lata, nic nie zrobiłem, gdy moja
ciotka cię torturowała i nazwałem cię tak kilka tygodni temu. Powinienem
dziękować za przebaczenie — odpowiedział.
— Jest dobrze, Fretko. — Uśmiechnęła
się.
— Wiedziałem, że w końcu odpłacisz mi
tym samym! — wykrzyknął, wywołując u niej chichot.
Spojrzał w jej karmelowe oczy — mogła
budować ściany i zachowywać się tak, jakby nic się nie działo, podczas gdy
wewnętrznie cierpiała. Pochylił się i delikatnie ją pocałował. W
przeciwieństwie do ich pocałunku w łazience, ten był łagodniejszy i mniej namiętny,
ale wciąż romantyczny. Gdy się rozłączyli, Hermiona ześlizgnęła się z jego
kolan, bawiąc się włosami.
— Wydobrzejesz — zapewnił ją.
— Tak. Z pewnością — wymamrotała.
~*~*~*~*~*~*~*~
Wszyscy zebrali się w salonie, patrząc
z niepokojem i zmieszaniem na Hermionę i Draco.
— O co chodzi? — zapytała nerwowo
Ginny.
— Chajtnęliście się w Vegas czy coś? —
Teo uśmiechnął się.
— Nawet nie żartuj — wymamrotał Ron.
— Nie, Hermiona ma wam wszystkim coś
do powiedzenia — oświadczył Draco.
— Jeśli zaszłaś w ciążę, to
przysięgam… — Pansy zachichotała.
— Przestańcie żartować, to poważna
sprawa — rzuciła Luna.
— Więc, o co chodzi? — zapytał Harry.
— Myślę — mruknęła.
Wszyscy zwrócili swoją uwagę na
Hermionę, która przenosiła ciężar ciała z nogi na nogę i obgryzała paznokcie.
— Cóż… Widzicie, chodzi o to… Odkąd…
To nie… Ja… Draco, nie mogę tego zrobić! — zawołała, odwracając się i chowając
twarz w jego klatce piersiowej.
Objął ją ramionami i odgarnął jej
włosy. Większość z grupy była zszokowana, widząc, jak byli wrogowie są tak
przywiązani do siebie, ale to nie była odpowiednia chwila, by o tym wspominać.
— Chcesz, żebym to zrobił? — zapytał
cicho Draco, a Hermiona w odpowiedzi skinęła głową.
— Hermiona się tnie. Rozcinała swoją
bliznę. To trwa, odkąd znaleźliśmy ją w łazience, i zapewniłem ją, że wszyscy
pomożemy jej przez to przejść — wyjaśnił Draco.
— Co? Oczywiście! — zawołała Ginny,
wyciągając rękę i łapiąc dłoń Hermiony.
— Dlaczego miałabyś to robić,
Hermiono? — zapytał Harry, a Ginny rzuciła mu spojrzenie, sugerujące, że to nie
czas i miejsce na tego typu pytania.
— Ja… nie wiem… — wymamrotała.
— Musi być jakiś powód — powiedział
Ron.
Hermiona odsunęła się od Draco i
odwróciła, nie odrywając wzroku od ziemi.
— To słowo nie jest dla mnie tylko
blizną… Jest tym, kim jestem i czym jestem. Nienawidzę tego… Naprawdę, naprawdę
tego nienawidzę i… Chcę to ukryć, czuję się tak, jakbym… jakbym musiała się za
to karać — jąkała się.
Ron wstał i mocno ją przytulił. Harry
dołączył do nich, a tuż za nim Ginny, Neville i Luna, wstająca wraz z Teo,
Blaise’em i Pansy minutę później. Wreszcie dołączył do nich Draco i stali tam w
jednym, wielkim, grupowym uścisku. Może teraz wszystko zdawało się bardzo
pogmatwane, ale, mimo wszystko, byli tam i mogli na siebie liczyć. Mieli swoje
wzloty i upadki, śmiali się i płakali — tworzyli razem mnóstwo wspomnień. I po
prostu byli.
— Dobra, bo będę płakać. — Hermiona
zaśmiała się, gdy się rozdzielili.
— Jak ty zaczniesz płakać, to ja też!
— wykrzyknęła Luna.
— Jeśli zaczniesz płakać, przewrócę
oczami — powiedział sarkastycznie Draco.
— A ja wepchnę ci łokieć w żebra —
dodał Harry.
— A ja kopnę was obu za zepsucie tej
chwili — uzupełniła Pansy.
— Wtedy ja…
— Dobra, to może chwilę potrwać. —
Ginny uśmiechnęła się.
Wszyscy usiedli i zaczęli wymyślać
kreatywne pomysły pomocy Hermionie. Te Teo sprawiły, że nadal się śmiali, a
Hermiona znów zaczęła dobrze się czuć. Miała swoich przyjaciół, którzy
przetrwali z nią tak wiele i nie zamierzali przestać. Siedziała obok Draco i
inni nie zdawali sobie sprawy z tego, że palce Hermiony mocno ściskała jego
dłoń. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Wszyscy spojrzeli na siebie
zdezorientowani.
— Chyba ktoś przyszedł nas zabić —
wyszeptał Harry.
— Mamy innych przyjaciół?! — spytała
Luna, udając zszokowaną.
Teo wstał i otworzył drzwi.
— W porządku! Nie umrzemy! — zawołał i
weszła Astoria.
— Wiesz, że żartowałem? — Harry
uśmiechnął się.
— Cóż, to szokujące, że mamy
przyjaciół poza… siedem, osiem, dziewięć… dziesięciorgiem z nas — odpowiedział
Teo.
— Astoria nie jest przyjaciółką Draco.
— Zaśmiała się Ginny. — To nasze gołąbeczki.
Ron i Neville zaczęli imitować odgłosy
całowania i wzdychania. Draco przewrócił oczami i puścił dłoń Hermiony. Poczuła
ciężar w żołądku, gdy to zrobił.
— Gotowy? — zapytała Astoria.
— Tak, cóż, zdecydowanie zapomniałem o
dzisiejszym wieczorze — powiedział Draco z uśmieszkiem, rozbawiając ją. —
Żegnajcie, wieśniacy — zawołał przez ramię i wyszedł.
— Bądź zdrów, Fretko — zawołał za nim
Harry.
— Do widzenia, Bongo — odpowiedział
Draco.
— Do zobaczenia, Albinosie!
— Dobranoc, Kosa!
— Pa, Wampirze… — Hermiona wstała i
zatrzasnęła drzwi.
Po czym odwróciła się i zobaczyła
zdziwienie na twarzach przyjaciół.
— Och, przepraszam, jeszcze nie
skończyliście? — zapytała sarkastycznie i wróciła do czytania.
Pozostali uśmiechnęli się.
— Widzę, co się dzieje — powiedziała
Luna.
— Co? — zapytał Teo.
— I nie mają pojęcia. — Złośliwy
uśmieszek pojawił się na twarzy Ginny.
— Kto? — dopytywał Blaise.
— Zakochają się, oto sedno sprawy… —
Pansy zaśmiała się.
— Hermiona jest zazdrosna — zawołali
chórem.
Ta podniosła głowę i spojrzała na
wszystkich ze zdezorientowaniem.
— O co wam chodzi? — szydziła.
— Och, czy to nie oczywiste? Jesteś
zazdrosna o ich związek! — wykrzyknęła Luna.
— Co? Nie, nie jestem! — warknęła
Hermiona.
— Jesteś i to bardzo. — Ron uśmiechnął
się.
Hermiona nie chciała się z nimi
kłócić, więc poszła do swojego pokoju, by poczytać.
_____________
Witajcie :) w czwartkowy wieczór zapraszam na kolejny rozdział tłumaczenia. Obiecuję, że na razie koniec dram i na nowo wróci dobrze nam znany humor tej historii. Niezbyt wiem, co mogłabym napisać więcej, bo ciągle bym wychwalała Draco, co może już się wydawać irytujące... Ale tak już mam. A Wy jak tam? Jak wrażenia. Dajcie znać.
Być może kolejny rozdział opublikuję w sobotę, bo dzisiaj jeszcze publikacja pierwszego rozdziału „Still Life”. Także oczekujcie.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)