Kiedy Hermiona dotarła do swojego
gabinetu, ledwo się usadowiła, a już pojawił się Draco z dwiema herbatami w
ręku.
— Jesteś wcześnie.
— Nie mogłem spać. Pomyślałem, że
równie dobrze mogę przyjść. Herbaty?
Uśmiechnęła się, biorąc od niego
filiżankę. Wciąż naprawdę dziwnym było się do tego przyzwyczaić — Draco Malfoya
będącego dla niej miłym i taktownym.
— Dziękuję.
— Proszę bardzo.
Usiadł przed nią i powoli popijał
herbatę. Właśnie wtedy Hermiona coś zauważyła — cóż, brak czegoś.
— Zdjąłeś obrączkę — zadumała się.
— Słucham?
Zarumieniła się lekko, zastanawiając,
dlaczego w ogóle zauważyła tę małą zmianę. Wyglądało na to, że jej
spostrzegawczy mózg wychwycił drobne szczegóły dotyczące jego bez jej wiedzy.
— Twoja obrączka… przestałeś ją nosić.
— Och, racja — powiedział; jego twarz
stanowiła idealną maskę spokoju. — Cóż, minęły dwa lata. Zresztą, tak naprawdę
nosiłem ją tylko z przyzwyczajenia. Wydawało mi się, że już czas. — Wzruszył
ramionami, kwestionując fakt, że jego serce biło szybciej, a obrączka
spoczywała w kieszeni.
Hermiona
skinęła głową, niepewna, dlaczego jej podświadomość miałaby się tym przejmować.
— To dobrze. To znaczy, że idziesz do
przodu.
Draco dostrzegł jej niepokój i
postanowił uderzyć, gdy jej czujność była osłabiona.
—
Zauważyłem, że ty nie nosisz swojej. To praktyczny
wybór?
Poruszyła się na swoim miejscu i
odchrząknęła.
— Tak, cóż. Ponieważ jesteś moim
doradcą, powinnam ci powiedzieć jako pierwszemu, abyśmy mogli zdusić w zarodku
złą prasę na ten temat. Ron i ja rozwiedliśmy się. Właściwie oficjalnie w dniu
dzisiejszym.
Przyglądał się uważnie rysom jej
twarzy. Tak, czuła się niekomfortowo, ale pod powierzchnią kryło się coś
jeszcze, czego nie potrafił zinterpretować.
— Bardzo mi przykro.
W sumie to nie.
Spojrzała w dół na swoje biurko; palce
śledziły słoje drewna.
— Nie wyglądasz na zaskoczonego.
Przypuszczam, że ja też nie jestem… od dłuższego czasu się na to zapowiadało,
jeśli mam być całkowicie szczera.
— Zawsze myślałem, że wybierzesz kogoś
lepszego od Weasleya…
— Posłuchaj — warknęła, przerywając
mu. — Wiele nas różniło i dobrze, że nie jesteśmy już razem. Ale nie chcę
usłyszeć złego słowa przeciwko niemu. Zrozumiałeś?
Draco przełknął ślinę. Zastanawiał
się, czy wiedziała, jak bardzo może być przerażająca.
— Oczywiście. Mój błąd.
Odchrząknęła, ostro przytakując, chcąc
przejść do rzeczy.
— Więc. Jak według ciebie powinniśmy
sobie z tym poradzić? Znasz kogoś z Proroka?
Może powinnam udzielić wywiadu…
Machnął ręką.
— Nie sądzę, żeby to było konieczne.
Najlepsza byłaby notka, taka, którą większość ludzi mogłaby przeoczyć. Pozwól
mi się tym zająć.
— Dobrze. — Wypuściła powietrze,
uwalniając napięcie, które zebrało się w niej po tym małym wybuchu.
Wystarczająco trudne było to, że została zmuszona do przyznania na głos, że
jest rozwiedziona — oficjalnie odniosła porażkę w małżeństwie. Nie potrzebowała
żadnych osądów od Malfoya.
Draco skrzyżował nogi.
— Więc, co jeszcze mamy na dzisiaj
zaplanowane?
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
— Co to jest? — Harry rzucił najnowsze
wydanie Proroka Codziennego na biurko Hermiony.
Spojrzała w dół i przeczytała
nagłówek:
— Zamieszki
na Ulicy Śmiertelnego Noktruna — aurorzy podejrzewają, że mają do czynienia z
czarną magią?
— Nie, nie to. Mała notatka w rogu. —
Harry usiadł i spojrzał na nią znacząco.
— Cichy
rozwód Minister i jej męża… — urwała, przełykając ślinę. — Harry, przepraszam…
— Przepraszasz? Przepraszasz. Przepraszasz, że zapomniałaś powiedzieć swojemu
najlepszemu przyjacielowi, że się rozwodzicie? — Zdjął okulary i przetarł oczy.
— Nie mogę zdecydować, na kogo jestem bardziej zły — na ciebie czy na Rona.
Hermiona pozwoliła sobie na chwilę
zamknąć oczy, po cichu dziękując Malfoyowi za skrócenie tej historii do
minimum. W duchu zastanawiała się, czy to z jego inicjatywy artykuł pojawił się
na pierwszej stronie.
— Myślałam, że Ron ci powie, a potem
byłam tak zajęta i wczoraj nie było ciebie w pracy…
— Ja tylko… kiedy zaczęliśmy mieć
przed sobą tajemnice? — Wyglądał na zbolałego i jej serce trochę pękło.
Oddychała, ciężko sapiąc, ponieważ nie
chciała płakać.
— Nie chciałam stawiać niczego między
tobą a Ronem. Nie chciałam, żebyś musiał wybierać stronę.
— Hermiono… wiedziałem, że jest
ciężko, ale nie, że aż tak. — Pogładził się po karku, myśląc o tym. — Znaczy,
myślę, że to żadna niespodzianka, prawda? W szkole zawsze skakaliście sobie do
gardeł i myśleliśmy, że to tylko napięcie, ale utrzymywało się nawet po tym,
jak zaczęliście ze sobą chodzić. Jeśli mam być szczery, zastanawiałem się nad
tym na waszym ślubie. Merlinie, Ron wtedy tak się upił. — Spojrzał na nią ze
smutnym uśmiechem na twarzy. — Nigdy nie było wam pisane szczęśliwe
zakończenie, prawda?
Wstała od biurka w tym samym momencie,
gdy on się podniósł i wsunęła się w jego oczekujące ramiona. W końcu wypuściła
łzy, które powstrzymywała przez cały dzień.
— Tak mi przykro, Hermiono — wyszeptał
w jej włosy, głaszcząc ją po plecach. — Dla przypomnienia: jestem po twojej
stronie tak samo jak po jego. Nigdy nie musisz pytać. Zawsze będę przy tobie.
— Dziękuję, Harry. — Pociągnęła nosem
i sięgnęła po chusteczkę, by otrzeć wilgotne policzki. Oparła się o biurko,
przyznając: — Powinnam była powiedzieć ci wcześniej.
Siadając z powrotem, posłał jej ponury
uśmiech.
— Więc, co zamierzasz teraz zrobić?
— Wyprowadziłam się z domu. Niedaleko
stąd znalazłam mieszkanie. Chętnie zaproszę ciebie i Ginny na kolację, gdy się
zadomowię.
— Z przyjemnością.
— Ron będzie miał Rose w ciągu
tygodnia podczas przerw, a ja na weekendy.
— Wygląda na to, że wszystko już
zaplanowałaś.
— Nie chciałam wielkiego zamieszania.
Wiesz, takie sytuacje wprowadzają więcej bałaganu niż powinny.
Pokiwał głową.
— Co powiedział Malfoy? Zakładam, że
musiałaś mu powiedzieć, ponieważ teraz tak blisko ze sobą współpracujecie.
Westchnęła i przewróciła oczami.
— Próbował powiedzieć coś o tym, że
według niego zawsze mogłam wybrać lepiej…
— Co za oślizgły dupek!
Podniosła dłoń.
— Nie martw się, pokazałam mu, gdzie
jego miejsce.
— Założę się, że tak.
— Właściwie był bardzo wyrozumiały.
Harry uniósł brew i wyglądał tak,
jakby powstrzymywał się od tego, co miał do powiedzenia.
— Dobrze. Nie chciałbym musieć dać mu
w łeb.
— No weź, myślałam, że się
przyjaźnicie.
Prychnął.
— Okazjonalne lunche to nie przyjaźń.
Uśmiechnęła się. Niektóre rzeczy nigdy
się nie zmienią.
— Nie, chyba nie.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona rozejrzała się po swoim nowym
mieszkaniu. Reszta mebli, które zamówiła, zostały dostarczone i ustawione. Jak
dotąd, kuchnia była jej ulubionym pomieszczeniem. Chrom lśnił, a granitowe
blaty wciąż były nieskazitelne. Wzięła piękną, drewnianą miskę i napełniła ją
owocami. Miała też trochę miejsca na swój kociołek, który ulokowała razem z
zestawem składników i fiolek. Miło byłoby uwarzyć okazjonalny eliksir w wolnym
czasie. Jakim wolnym czasie? —
zadumała się, uśmiechając do swojego źle ulokowanego idealizmu.
Miała mały stolik w kąciku
śniadaniowym, kremową sofę w sąsiednim salonie, telewizor z płaskim ekranem
(aby śledzić mugolskie wiadomości) i stolik kawowy z drewna mokka. W gabinecie
stało biurko z drewna wiśniowego, a także pasujące podwójne łóżko dla Rose, na
dni, gdy miała tu zostać. Hermiona starała się, by pokój był tak przytulny i
zachęcający, jak to tylko możliwe, zachowując jednocześnie swoją użyteczność,
ponieważ Rose miała tu być tylko w weekendy podczas wakacji i przerw w
Hogwarcie.
Potem była jej sypialnia — po długim
zastanawianiu zdecydowała się na paletę jasnoszarego, bakłażana i odrobiny
błękitu. Było dekadencko, kobieco, ale spodobałoby się także mężczyźnie, gdyby
zdecydowała się tu jakiegoś sprowadzić. Zaśmiała się do siebie na myśl o
nagłówku: „Hermiona Granger ma kochanka!". Na środku pierwszej strony Proroka.
Weszła do swojej przestronnej łazienki
i przygotowała sobie kąpiel. Kiedy gorąca woda złagodziła napięte mięśnie,
pozwoliła swojej dłoni opaść między uda i pomyślała o tym, jak bardzo tęskniła
za seksem — zwłaszcza za takim seksem, jaki miała z Ronem, gdy zaczęli się
spotykać — szaleńczym, namiętnym i pochłaniającym. Zastanawiała się, czy
kiedykolwiek jeszcze tego doświadczy, czy jej czas już minął. Jej palce
poruszały się szybciej pod powierzchnią wody, powodując rytmiczne chlapanie w
porcelanę, gdy wyobrażała sobie skradzione pocałunki i westchnienia rozkoszy
kochanka, który nie miał twarzy, ale także wydawał się znajomy. Uroniła
nieproszoną łzę, która spłynęła w dół i rozprysnęła się w wannie, gdy doszła.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
— Granger, co to, kurwa, jest Brexit? — Draco wpadł do jej biura na ich codzienne
spotkanie, nawet nie zawracając sobie głowy pukaniem.
— Co? — Spojrzała znad herbaty i
zwoju, który przeglądała, zirytowana jego nagłym wejściem.
Opadł bezceremonialnie na swoje
miejsce i rzucił jej szydercze spojrzenie.
— Brexit. Co to jest? Musiałem dzisiaj
słuchać tej krowiej suki narzekającej na to przez prawie godzinę. Już jestem
wyczerpany.
Hermiona zachichotała w duchu. Był
całkiem uroczy, gdy obrażał mugolską premier.
— Cóż, jest taka organizacja zwana
Unią Europejską… — Zaczęła dogłębnie wyjaśniać wielokrotne głosowania i
referenda, terminy i umowy handlowe, obserwując, jak jego oczy powoli zaczynają
się szklić.
— Co za cholerny bałagan — zadumał
się, gdy skończyła.
— Owszem. Ale mamy pilne sprawy do
załatwienia w czarodziejskim świecie, więc przejdźmy do nich, dobrze?
Pokiwał głową.
— Jest jeszcze jedna rzecz, o której
powinnaś wiedzieć, Granger. — Zniżył głos. — Myślę, że próbowała mnie złapać za
tyłek.
Granger zarumieniła się. Draco uśmiechnął
się złośliwie, ciesząc w duchu, że wciąż był w stanie wywołać u niej takie
emocje, nawet po spotykaniu się od ponad miesiąca. Nadal był w formie.
— Ona co?
Był prawie pewien, że to wydarzyło się
przypadkiem, ale nie było nic złego w upiększeniu historii na jego korzyść.
— Pani premier. Musnęła mnie, gdy
wychodziłem, i wydaje mi się, że zrobiła to celowo.
Hermiona odchrząknęła, a lekki
rumieniec objął boki jej delikatnej szyi.
— Dobrze. Chcesz, żebym
interweniowała?
— Nie, to nie będzie konieczne. Poradzę
sobie z tym.
— Jeśli jesteś pewien…
— Jest dobrze, Granger.
Obserwował, jak jej zarumienione
policzki stopniowo przybierają właściwy odcień, gdy rozmawiali o ważniejszych
sprawach. Przekazała mu projekt dotyczący bezpieczeństwa mioteł, który wymagałby
od niego spotkania z kierownikiem Departamentu Magicznych Gier i Sportu.
Właściwie to go interesowało i był
zaskoczony, że dała mu coś, co sprawi mu przyjemność. Może po prostu ratował ją
przed koniecznością nadzorowania tego, co uważała za nudne zadanie.
— To wszystko? — zapytał, kierując się
do wyjścia.
— Tak, do zobaczenia jutro.
Posłała mu szybki uśmiech i udawała,
że spogląda na dokumenty przed sobą, ale był całkiem pewien, że czuł jej
spojrzenie na swoich szytych na miarę spodniach, gdy wychodził z jej gabinetu. Misja zakończona.
Draco uśmiechnął się, wchodząc do
windy i kierując się na piętro siódme, aby rozpocząć swój drugi projekt.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Kolejne kilka tygodni minęło jak mgła.
Hermiona czuła się bardziej wypoczęta niż była przez lata i dokładnie wiedziała
dlaczego — Malfoy przykładał się do pracy i dawała mu jej coraz więcej. Zaczęła
od prostych projektów: rzeczy, które odkładała, bo po prostu nie miała czasu.
Ukończy je, zanim ona zdecyduje, co dalej. Nieustannie spotykał się z mugolską
premier, a po każdym kontakcie dokonywał niezawodnie szczegółowego
podsumowania. I ciągle przynosił jej herbatę, którą tak lubiła. Jeśli zamierzał
uśpić jej czujność, to działało. Nie tylko zaczęła mu coraz bardziej ufać, ale
także na nim polegać. Jak na tak samodzielną osobę, którą była, to brzmiało
przerażająco.
Chociaż nienawidziła tego przyznawać,
udzielał też rozsądnych rad. Obecnie słuchała jego prezentacji na temat budżetu
Departamentu Magicznych Gier i Sportu. Najwyraźniej odkrył niepotrzebne wydatki
podczas nadzorowania nowych przepisów bezpieczeństwa mioteł.
— Więc jeśli przeznaczymy fundusze z
tego obszaru, powinno się zwolnić jedną dziesiątą budżetu na inne projekty,
takie jak bezpłatne treningi Qiudditcha dla rodzin o niskich dochodach.
Hermiona spojrzała na statystyki,
które jej przekazał.
— To bardzo imponujące, Draco.
Nie był pewien, kiedy to się zaczęło,
ale coraz częściej używała jego imienia. Pozwolił, by to uczucie go wypełniło,
zanim się uśmiechnął.
— Nie bądź taka zaskoczona. W szkole
zawsze byłem tuż za tobą.
Przewróciła oczami.
— Tak, pamiętam.
Draco nie mógł się powstrzymać.
Uwielbiał pogrywać sobie z dawną Granger. Za każdym razem, gdy prychnęła lub
przewróciła oczami na jego uwagę, jego tętno nieco przyspieszało. I był prawie
pewien, że ta radość była obopólna. Im bardziej sprawiał, że się rumieniła lub
denerwowała, tym bardziej maleńki żar nadziei rozbłyskał w nim na nowo.
W tym momencie nie był nawet pewien,
jaki był jego główny cel. Ledwo się rozwiodła, a on był przekonany, że ona
nigdy nie przekroczy granic zawodowych dla przypadkowego romansu — chociaż,
jeśli miał być szczery, to też tego nie szukał. Minęło sporo czasu, odkąd
potrzebował swoich umiejętności oklumencyjnych — w końcu nie było potrzeby
szufladkowania, kiedy nie przebywało się w pobliżu ludzi — ale pomyślał, że
może nadszedł czas, aby ponownie zacząć ćwiczyć.
Jednak… coś jeszcze w nim skłoniło go
do zrobienia tego decydującego kroku. Może nadszedł czas, aby zaryzykował i
zaufał swojemu sercu. Poszedł do domu i zaczął umawiać się na kilka spotkań.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Rose nie zawsze przyjeżdżała do domu
na przerwę wielkanocną, ale zarówno Hermiona, jak i Ron uznali, że to dobry
moment, by przetestować zaproponowane rozwiązania, mając ją blisko. Spędziła
tydzień z ojcem, a teraz przyszła kolej na Hermionę.
Oczywiście dała też wolne Draco, jeśli
chciał spędzić czas ze Scorpiusem, o co ją poprosił. Oboje nie musieli być w
biurze podczas przerwy i wiedziała, jak bardzo tęsknił za synem. Nie widziała
go prawie od tygodnia i ku swojemu przerażeniu uświadomiła sobie, że za nim
tęskni. Ich lekkie przekomarzanie się i intensywne dyskusje stały się w tym
momencie jej drugą naturą — jakby zostali przyjaciółmi.
O mój
Boże. Naprawdę uważam Draco Malfoya za swojego przyjaciela?
Hermiona potrząsnęła głową, jakby
chciała pozbyć się natrętnej myśli, gdy Rose wyszła z garderoby. Hermiona
obiecała, że zabierze ją na zakupy do mugolskiego Londynu. Rose rosła jak
chwast i potrzebowała ubrań na co dzień, gdy była w domu.
— Co myślisz, mamo?
To była sukienka idealna na wiosnę —
kwiatowy różowo-biały print na miętowo-zielonym tle. Sprawiał, że jej rude
włosy wydawały się jeszcze jaśniejsze, a gdy się obróciła, Hermiona miała łzy w
oczach. Jej dziecko dorastało.
— Jest piękna, kochanie. Zdecydowanie
powinnyśmy ją wziąć.
Rose uśmiechnęła się i wróciła do
garderoby, by znów się przebrać.
Godzinę później, mając znacznie
lżejszy portfel, Hermiona zapytała córkę, czy powinny pójść na mrożony jogurt.
W powietrzu wciąż czuło się lekki chłód, ale ta pogoda sprawiała, że miała
ochotę na słodki smakołyk. Przeszły kilka przecznic z zakupami w ręku, kiedy
minęły kino.
— Rose! — zawołał młody głos.
Odwróciły się i zobaczyły machającego
szaleńczo Scorpiusa Malfoya, praktycznie biegnącego po chodniku, by je dogonić.
Miał na sobie dżinsy, koszulkę Avengers i elegancką, skórzaną kurtkę. Bez
wątpienia to był wybór jego ojca.
— Cześć, Scorpiusie — powiedziała
uprzejmie Rose, gdy do nich podszedł.
Jakaś postać powoli podeszła do niego,
kręcąc głową na wybryki syna. Hermiona podniosła wzrok i zamrugała — gdyby nie
miała Scorpiusa tuż przed sobą, mogłaby zapytać, kim był ten mężczyzna.
Obciął włosy. Bardzo. Teraz były tak
krótkie, jak na szóstym roku, nie sięgały nawet kołnierzyka. Były rozdzielone z
boku, rzucając niewielkie fale na czoło. Wyglądał znacznie młodziej i w ogóle
nie przypominał Lucjusza. Nie tylko włosy były inne, ale miał na sobie
mugolskie dżinsy i czarny golf. Jego całodniowy zarost miał odcień ciemniejszy
o jeden ton niż jego platynowe włosy.
Wyglądał wręcz jadalnie.
Hermiona próbowała przełknąć ślinę,
czując suchość w ustach.
Draco dziwnie na nią spojrzał.
— Pani minister — przywitał się tym
powolnym i seksownym tonem. Chwila — czy jego głos zawsze był tak seksowny?
W końcu odnalazła w sobie umiejętność
mówienia.
— Draco… co ty tutaj robisz?
— Och, cóż, Scorpius po prostu musiał zobaczyć Kapitana Marvela, więc poszliśmy do kina.
— Lubisz Uniwersum Marvela, Rose? —
zapytał ją Scorpius.
— Lubię Kapitana Amerykę.
Zaczęli rozmawiać o superbohaterach, a
Hermiona przeniosła swoją uwagę na Draco.
— Obciąłeś włosy.
Uśmiechnął się.
— Zauważalne, prawda?
— Cóż, to spora różnica.
— Wydawało mi się, że nadszedł czas na
zmianę.
— Wygląda dobrze.
Jego uśmieszek poszerzył się do
pełnego uśmiechu.
— Dzięki, Granger.
Próbowała zignorować dreszcz, który
przebiegł przez jej ciało, gdy wypowiedział jej nazwisko. To coś nowego.
— Rose i ja wybierałyśmy się na
mrożony jogurt. Jeśli chcecie dołączyć…
— Och, możemy? — Scorpius zapalił się
na tę sugestię.
Draco nie spuszczał oczu z Hermiony,
mówiąc:
— Jasne, nie mam nic przeciwko.
Po czym wystawił ramię ku niej.
Spojrzała na niego z niepokojem,
czując dreszcz czegoś przebiegającego
między nimi, gdy wsunęła rękę pod jego ramię i skierowali się ku sklepowi z
jogurtami.
Hermiona rozmyślała, czy się rumieni.
Miała nadzieję, że nie. Nigdy wcześniej nie widziała Draco wchodzącego w
interakcje ze swoim synem. W ciągu ostatnich trzydziestu minut uśmiechał się
więcej niż kiedykolwiek widziała. I się śmiał. Nie chichotał, ale szczerze
śmiał. Ten dźwięk ją rozgrzewał.
Rose i Scorpius kontynuowali
przyjacielską rozmowę, podczas gdy ona starała się nie patrzeć na usta Draco,
kiedy jego język wysunął się, by złapać kawałek miętowej czekolady z dolnej
wargi. Czuła ciepło na szyi. Merlinie, co się dzieje?
— Wszystko w porządku, Granger? Trochę
się zarumieniłaś.
— Jest dobrze. Nie za ciepło tutaj? —
Ta wymówka brzmiała kiepsko nawet w jej uszach, więc wrzuciła do ust kawałek
malinowej białej czekolady, żeby zapobiec dalszemu zakłopotaniu.
Draco posłał jej bezczelny uśmiech.
— Czuję się doskonale.
Wewnętrznie świętował. Nowy wygląd
odniósł zamierzony skutek — wiedział, że pociągał Granger. Powiedziała mu to
wcześniej, ale wspomniała także, że za bardzo przypomina jej swojego ojca. Cóż,
już nie; jeśli cokolwiek mogło oddalić go od Lucjusza, to ta fryzura i
przyjęcie kultury mugoli. Nie żeby było ciężko — Scorpius uwielbiał mugolskie
rzeczy.
To był czysty fart, że udało im się
dzisiaj na nie wpaść. Tak czy inaczej, Draco dziękował każdemu bóstwu, że tędy
przechodziły. Czerwień rozlewająca się na dekolcie Hermiony była warta
obejrzenia setek filmów o superbohaterach. Nie żeby ten był aż tak zły — główny
czarny charakter kogoś mu przypomniał, ale nie wiedział skąd.
— Och, to chyba tylko ja — wymamrotała.
Obserwował ją z powagą, gdy oblizała
wargi do czysta. Czego by nie dał, by wiedzieć, jak smakuje.
— Hmm — odpowiedział.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Rose rozpakowywała swoje nowe ubrania
i odkładała je, kiedy Hermiona weszła do pokoju. Uśmiechnęła się, zadowolona z
tego, jak dobrze jej córka aklimatyzowała się w nowym mieszkaniu.
— Więc teraz polepszyły się relacje ze
Scorpiusem, prawda?
— Tak, jesteśmy przyjaciółmi. Myślę,
że już nie jest zakochany.
Hermiona nie była tego taka pewna, ale
prawdopodobnie nauczył się od ojca, jak to dobrze ukrywać. Nie byłaby
zaskoczona, gdyby uczył go oklumencji.
— To dobrze.
Rose odwróciła się, kładąc rękę na
biodrze. Kiedy to robiła, była bardzo podobna do swojej matki. A potem
uśmiechnęła się w sposób przypominający Rona.
— Skoro mowa o Malfoyach, co się
działo między tobą a jego tatą?
Hermiona lekko zbladła.
— Cóż, wiesz, że Draco jest moim
doradcą w Ministerstwie i zbliżyliśmy się…
— Tak to teraz nazywają?
— Rose Granger-Weasley, co masz na
myśli?
— Widziałam, jak na niego patrzyłaś,
mamo. Rozbierałaś go wzrokiem!
— Nic takiego nie robiłam! Po prostu
się ostrzygł, odkąd go widziałam ostatnio, i to mnie zszokowało! To wszystko.
— Acha, jasne.
Rose zakręciła różdżką w dłoni i
przećwiczyła ruchy dla kilku nowych zaklęć, których się nauczyła.
— Chodzi mi o to, że twój ojciec i ja
właśnie się rozwiedliśmy.
— Tata był już na randce. Dlaczego ty
nie możesz?
Hermiona musiała usiąść na łóżku na to
objawienie. Rose dołączyła do niej.
— Był?
— Tak. Powiedział, że to nic
wielkiego, ale chciał „wyjść do ludzi”. — Zrobiła cytat w powietrzu i mówiła
głębszym głosem, wypowiadając ostatnie słowo.
— Powiedział ci, z kim poszedł?
Nieważne. Nie chcę wiedzieć.
— Padma Patil. Właśnie wróciła do
Wielkiej Brytanii po rozwodzie z Amerykaninem.
— Och. — Przypomniała sobie, że przez
chwilę widziała ich razem na Balu Bożonarodzeniowym, zanim zrujnował jej
wieczór z Wiktorem. Ciekawe, że po tylu latach odnowili znajomość.
— Ty i tata przez długi czas się
kłóciliście i po prostu byliście nieszczęśliwi. Na pewno nie chcesz się umówić
na randkę?
Jej dziecko było takie mądre.
— Chcę, ale jeszcze nie teraz, a już na pewno nie z Draco Malfoyem.
Rose wyglądała na zdezorientowaną.
— Dlaczego nie? Jest singlem i
dogadujecie się.
— Między nami jest… duża historia. Poza
tym, nawet gdybym była zainteresowana — a nie jestem — on nie myśli o mnie w
ten sposób.
Rose tylko wzruszyła ramionami,
decydując się na razie zostawić tę sprawę w spokoju.
— Och, przy okazji, wzięłam ci kilka
cukrowych piórek. Wiem, że je lubisz.
Hermiona nie mogła uwierzyć, że to
zapamiętała. Musiała o tym wspomnieć mimochodem dawno temu.
— Dziękuję, Rose. Jesteś taka
troskliwa.
Pocałowała ją w czoło i zaniosła
prezent do kuchni, zostawiając Rose, by w spokoju mogła przygotować się do snu.
Hermiona nie mogła uwierzyć w to, co
powiedziała jej córka. To prawda, że pojawienie się Draco zbiło ją z tropu, ale
nie była nim zainteresowana. Możliwe,
że ją pociągał, ale to nic nie
znaczy. Nagle wyobraziła sobie jego usta i błysk języka, gdy zlizał mrożony
jogurt z dolnej wargi.
Kurwa. To może być problem.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Było późno. Scorpius już położył się
do łóżka, a Narcyza niewątpliwie spała w swoich komnatach. Draco wciąż nie
zmrużył oka. Miał tyle nerwowej energii, której nie można było powstrzymać, więc
warzył Eliksir Spokoju, by się wyciszyć. Dodał syrop z ciemiernika i westchnął,
gdy zapach unoszący się nad eliksirem zaczął koić jego niespokojny umysł.
Czy posunął się za daleko? Hermiona
wydawała się reagować na zmiany, które wprowadził, ale miał nadzieję, że nie
flirtował zbyt bezczelnie. Merlinie, jego praca może być zagrożona. A jeśli
oskarży go o próbę uwiedzenia jej i natychmiast usunie z jego stanowiska?
Nie, powiedział sobie stanowczo. To
było zabawne. Praktycznie nic nie zrobił. To tylko jego mózg, pozbawiony snów,
płatał mu figle.
Skończył warzyć na wolnym ogniu i od
razu nalał sobie dawkę, mając nadzieję, że to pomoże mu zasnąć. Wolał ten
eliksir od tego na sen bez snów, ponieważ nie pozostawiał go rano oszołomionym.
Poza tym nie mógł się doczekać, co przyniosą jego sny. Powlókł się z powrotem
do swojego pokoju, decydując się na gorący prysznic przed spamiem.
Powoli ściągał ubrania, a jego umysł
skupił się na wiśniowo-czerwonej kurtce, którą miała na sobie Hermiona, a także
na obcisłych dżinsach i przezroczystej, białej bluzce, przez którą niemal mógł
dostrzec fason jej stanika. Gdy para wypełniła prysznic, chwycił swojego
twardego kutasa i zaczął pompować — wyobrażając sobie jej idealne, różowe usta
i język, gdy zlizywała mrożony jogurt z łyżki. Wyobraził sobie te usta na
swoich ustach, całujące jego szyję, owinięte wokół jego penisa.
— Granger — mruknął, dochodząc i
malując kafelek swoją spermą.
_____________
Witajcie :) mamy piątkowy wieczór, więc pora na kolejny rozdział tej historii. Jak wrażenia? Podobał się? Ja osobiście uwielbiam Rose w tym opowiadaniu...
Kolejny rozdział pewnie pojawi się wprzyszłym tygodniu. Jadę na wakacje, ale do rodziny, więc będzie sporo czasu na tłumaczenie i nadrabianie. Także oczekujcie.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu! Enjoy!
Kurcze, trochę się opuściłam z czytaniem i jestem w tyle, ale zaczynam nadrabiać! Rozdział cudo, uwielbiam to jak Draco robi wszystko, żeby przypodobać się Hermionie ❤️ Mam nadzieję, że Scorpius faktycznie przestał się podkochiwać w Rose, bo było by to trochę problematyczne 😄 Lecę czytać dalej!
OdpowiedzUsuńOj tak, Draco zachowuje się tutaj jak nastolatek, ale to urocze, prawda? Scorpius to Ślizgon, więc wiesz, to nic pewnego :)
Usuń