Hermiona Granger, Minister Magii. Tak
zazwyczaj było napisane na tabliczce, którą podarował jej Harry, kiedy po raz
pierwszy objęła urząd. Obecnie Hermiona z roztargnieniem machała różdżką i czarowała
litery, by zmienić je w inne słowa, czasami dodając nowe litery, gdy frazy
stawały się coraz bardziej ponure. Jedna z nowszych, „Ron Weasley to pojeb”,
sprawiła, że prychnęła przez pół sekundy, zanim wróciła do machania. Pokłócili
się… znowu (o coś śmiesznie przyziemnego, o czym ledwo pamiętała), po czym Ron upił
się w sztok i zemdlał na klombie na zewnątrz. Nie lewitowała go z powrotem do
łóżka, jak miała w zwyczaju, ale zostawiła tam, by obudził się we własnym syfie
i zakwestionował swoje życiowe wybory.
Zaledwie kilka miesięcy temu rzucił
pochopną i nieprzemyślaną propozycję odnowienia ślubów. Nazwała go słodkim, ale
nigdy się na to nie zgodziła. Nic dziwnego, że pozostało to w sferze planów;
tak zazwyczaj działo się z prawie wszystkimi wspaniałymi pomysłami Rona w
ostatnim czasie. Poza prowadzeniem sklepu z dowcipami z George’em i upewnianiem
się, że lodówka jest zawsze zaopatrzona w piwo, nie robił zbyt wiele. Hermiona
nawet przestała nosić swoją obrączkę do pracy, od niechcenia zapominając
założyć ją z powrotem po nakremowaniu rąk pewnego wieczora. Od prawie tygodnia
leżała przy umywalce. Nikt nic nie powiedział. Na jej biurku czekała na nią
góra zwojów, ale nie potrafiła zawracać sobie głowy przejrzeniem któregokolwiek
z nich. Za każdym razem, gdy rozważała odejście od męża, cichy głos w jej
wnętrzu mówił: Poczekaj, aż Rose skończy
Hogwart. Zwykle dawało jej to dłuższą chwilę na przerwę, by wziąć wdech i
mieć siłę — bo było tylko kilka lat więcej. Jednak przy tym tempie, w jakim
ostatnio kierowała się ich relacja, Hermiona nie była pewna, czy będzie mogła znieść
kolejne kilka tygodni takiej samotności. Była na wyczerpaniu.
Czasem pragnęła porozmawiać z Harrym o
tych problemach. W końcu był jej najlepszym przyjacielem. Ale nie, wiedziała,
że pracownicy Ministerstwa lubili plotkować i nie byłby to pierwszy raz, kiedy
rozeszłyby się opowieści o jej rzekomym „specjalnym związku” z Harrym. Szczerze
mówiąc, niektórzy z tych ludzi byli gorsi od Rity Skeeter. Hermiona rozważała
nawet pójście do mugolskiego terapeuty — Merlin wie, że to było pomocne w
radzeniu sobie z konsekwencjami niemożności odzyskania wspomnień rodziców.
Gdyby jednak zrobiła którąkolwiek z tych rzeczy, przyznałaby głośno, że mieli
problemy. To, że poślubienie ukochanego ze szkolnych lat nie było takie, jakie
się początkowo wydawało… i że bajki się myliły.
Trzeba przyznać, że ekscytujące było
to, że trio znów było razem i dołączyli do nich Ginny oraz Draco Malfoy. Nic
tak nie przywraca człowiekowi odrobiny energii jak podróże w czasie i bliskie
spotkanie ze śmiercią. Zachichotała ponuro do siebie. W noc, kiedy wrócili z
tego zamieszania, ona i Ron uprawiali seks od… no cóż, od wieków. Było to dość
przyzwoite i nawet upewnił się, że doszła. To po prostu nie było to samo, co
wtedy, gdy się w sobie zakochali. Kłótnie i szydzenie nie było zbytnim budulcem
dla związku, a nawet, gdy z czasem przerodziło się w miłosną relację, nigdy nie
mieli o czym rozmawiać. W każdym razie nie w mentalnie stymulujący sposób, w
jaki rozmawiałaby z Harrym. A potem było picie, przybieranie na wadze — trudno
było bzykać się z kimś, kogo tak naprawdę się nie pociągało. Nie żeby obwiniała
Rona, Bóg wie, że nie była tak frywolna i wysportowana, jak tuż po wojnie. Było
jak było.
Od czasu do czasu Hermiona żałowała,
że nie może użyć tego przeklętego zmieniacza czasu, by wrócić i ostrzec młodszą
siebie. Aby zwróciła uwagę na sygnały ostrzegawcze. By może poczekała jeszcze
kilka lat… ale wtedy nie miałaby Rose. Córka stanowiła światło jej życia i była
warta każdego trudu po drodze. Zrobiłaby to wszystko jeszcze raz, dokładnie w
taki sam sposób, tylko po to, by mieć Rose. Być może wkrótce będzie musiała
poważnie porozmawiać z Ronem. Nienawidził mówić o uczuciach, ale albo to zrobi,
albo pozwoli, żeby wszystko wrzało w środku, aż ona eksploduje i go zostawi.
Była tak pogrążona w myślach, że jej
uszy ledwo zarejestrowały odgłosy kroków zmierzających do jej biura. Często
zostawiała uchylone drzwi, więc ludzie kręcili się u niej, kiedy czegoś
potrzebowali.
— „Ron Weasley to przygłup”? Kłopoty w
raju, Granger?
Hermona szybko machnęła różdżką, przywracając
na tabliczkę z nazwiskiem właściwy napis, i spojrzała w górę, by, ze wszystkich
ludzi, zobaczyć Draco Malfoya, stojącego przed jej biurkiem. Dobrze, że
wcześniej usunęła słowo „pojeb”.
— Malfoy, jak miło cię znów widzieć. — Jej ton był drwiący, ale skinęła na
niego, by usiadł. — W czym mogę ci pomóc?
— Właściwie byłem w drodze na lunch z
Potterem, ale zobaczyłem, że przestawiasz te litery. Wyglądałaś na nieco
zawziętą. Wszystko w porządku? — Jego głos był niski i kojący, a Hermiona nie
mogła zrozumieć, dlaczego w ogóle pytał.
— Co cię to obchodzi? — odparła.
Na jego twarzy pojawiło się
zdziwienie, zanim maska obojętności wróciła na swoje miejsce. — Przepraszam,
jestem trochę podenerwowana.
— Co ty nie powiesz… — Postukał
długimi palcami o krawędź jej biurka. — Właściwie z tobą też chciałem
porozmawiać.
Jego długie, platynowe włosy były
związane w kucyk i starała się nie myśleć o tym, jak bardzo w tej chwili
przypominał Lucjusza.
— Od kiedy ty i Harry zaczęliście
jadać razem lunch?
Niezręcznie potarł kark i w końcu
usiadł na krześle naprzeciwko jej biurka.
— Ach, to dopiero trzeci lub czwarty
raz. Ponieważ Albus i Scorpius są tak blisko, uznaliśmy, że nadszedł czas, by
spróbować zaleczyć stare rany.
Hermiona uśmiechnęła się lekko.
— Cóż, myślę, że podpisuję się pod
tym. Powiedziałeś, że też chciałeś ze mną porozmawiać?
— Tak, właściwie też o Scorpiusie.
Naprawdę liczyłem na radę. Wygląda na to, że zakochał się w twojej Rose i
jestem pewien, że już opowiedziała ci o swoim braku zainteresowania nim…
— W zasadzie, nic o tym nie
wspomniała.
— Och, racja. Cóż, naprawdę
zastanawiam się, jak mógłbym go od tego odwieść. Nie chciałbym, żeby to stało
się problemem.
Prawie prychnęła. Od kiedy zadurzenie
w kimś stanowiło problem? Przyzwyczajenie się do tego nowego oblicza Draco
Malfoya wymagało trochę czasu.
— Nie sądzę, żeby to był problem,
Malfoy. Pewnie z czasem mu przejdzie, ale kto wie? Może pewnego dnia Rose obudzi
się i zdecyduje, że Scorpius jest tym jedynym… wyobrażasz sobie, ty i ja rodziną? — Jej śmiech odbił się echem w
całym biurze.
Draco też się roześmiał, chociaż
bardziej nerwowo.
— Wyobraź sobie… — mruknął. — Cóż, w
takim razie nie zajmuję ci więcej czasu. Przypuszczam, że Potter będzie się
zastanawiał, gdzie jestem. — Wstał i podszedł do drzwi, a zaraz się odwrócił. —
Och, i Granger?
— Hmm?
— Spójrz w lustro… Twoje włosy to
kompletna porażka.
— Tak mi się bardziej podoba —
zawołała za jego oddalającą się postacią.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Draco próbował uspokoić swój oddech w
drodze do windy, żeby pojechać na drugie piętro, do Departamentu Przestrzegania
Prawa Czarodziejów. Nie miał powodu, by być w pobliżu gabinetu Ministra, ale to
było silniejsze od niego. Od zeszłego roku, gdy powstrzymali tę dziewczynę z
Delphi od sprowadzenia Voldemorta z powrotem, nie mógł przestać myśleć o
Hermionie Granger. Wiedział, że nie powinien, z wielu powodów; była Ministrem
Magii i nadal żoną tego rudowłosego osła, nie wspominając już o tym, że
prawdopodobnie nadal go nienawidziła za znęcanie się nad nią w Hogwarcie. Część
jego sprowadzała to do tego, że musiał czymś zająć umysł, aby przetrwać żałobę
po śmierci żony. Z drugiej strony minęły już ponad dwa lata. On i Scorpius złożyli
przysięgę pamięci Astorii podczas wakacji. Przynieśli na jej grób białe dalie i
trzymali się blisko siebie, myśląc o lepszych czasach.
Czuł się mniej samotny w swoim dużym
łóżku, rozkoszując uczuciem ponownego rozłożenia się, tak jak wtedy, gdy był młodszy.
Odzyskał większość kilogramów, które stracił podczas najgorszego epizodu
depresji, a nawet znów zajął się tworzeniem eliksirów. Nie mógł nazwać swojej
obsesji na punkcie minister sposobem radzenia sobie z sytuacją. Będąc
całkowicie szczerym, nie było to nowe uczucie — bardziej przebudzenie czegoś,
co od dawna uważał za martwe i zapomniane. Od najmłodszych lat był
zafascynowany Granger. Ale oczywiście syn Lucjusza Malfoya nie miał prawa
zaprzyjaźnić się, nie mówiąc o byciu w związku, ze szlamą. Nie do pomyślenia. Tak więc swoją ciekawość przekształcił w
okrucieństwo, a później swoją pasję w nienawiść. To nigdy tak naprawdę nie
zadziałało. Sprawiło jedynie, że był bardziej samotny i nieszczęśliwy. Nie miał
ochoty na nikczemność, a jego serce tęskniło za więzami, które zapierałyby
dech.
Dziękował Merlinowi za Astorię. Była
przewodnim światłem w ciemności jego młodości i razem zbudowali wspólne, lepsze
życie. Takie, które pozostawiło za sobą stare, elitarne zasady, i przyjmowało
bardziej akceptujący, kochający światopogląd. Scorpius był wszystkim, czego
potrzebował, by udowodnić, że jest teraz lepszym człowiekiem. Niezwykła
zdolność jego syna do miłości zdumiewała go każdego dnia. Draco czasami się
zastanawiał, jak chłopiec został przydzielony do Slytherinu. Choć było jasne,
że nie brakowało mu ambicji — z pewnością nie pozwalał, by cokolwiek stało mu
na drodze, gdy chodziło o zaciąganie ojca do mugolskiego kina za każdym razem,
gdy wychodził jeden z tych przeklętych filmów Marvela. Krzywy uśmiech pojawił się
na twarzy Draco, gdy zbliżył się do gabinetu Harry’ego. Drzwi otworzyły się
przed nim, zanim zdążył zapukać.
— Zacząłem myśleć, że mnie wystawiłeś
— zadumał się Harry, poprawiając okulary na nosie.
W biurze jak zwykle panował nieład i
Draco wysunął szyję, wchodząc do środka. Mimo wszystko wciąż miał maniery.
— Co? Miałbym przegapić okazję, by cię
dręczyć? Nie ma szans, Potter. — W jego słowach brakowało jednak dawnej
złośliwości i wymienili uśmiechy.
— Zwykle się nie spóźniasz, Malfoy.
Wszystko w porządku?
— Tak, wpadłem na chwilę do biura
minister, zanim tu przyszedłem.
Harry wyglądał na zaskoczonego.
— Po co musiałeś zobaczyć Hermionę?
— Nic poważnego. Zastanawiałem się
tylko, czy Rose się poskarżyła, że Scorpius ją niepokoi. Biedny chłopak jest
absolutnie oczarowany.
Chichot Harry’ego zaskoczył Draco.
— Wygląda na to, że wy, Malfoyowie,
macie słabość do kobiet z rodziny Granger.
Draco poczuł, jak jego usta się
otwierają.
— Ja… co ty… nie wiem, o czym mówisz.
Harry przestawił kilka rzeczy, zanim
złapał różdżkę i płaszcz.
— Cóż, kiedyś myślałem, że jesteś
całkowitym durniem, ale zawsze byłeś gorszy dla Hermiony, ciągle śledząc jej
ruchy i obserwując ją uważnie… Dopiero znacznie później przyszło mi do głowy,
że prawdopodobnie z powodu tego, że bardzo się w niej podkochiwałeś.
— Cóż, ja…
Bystre oczy Harry’ego przewiercały go
na wylot.
— Powiedz mi, że się mylę.
Draco nic nie odpowiedział, z
roztargnieniem naciągając szatę.
— Tak myślałem, ale chodźmy; jestem
głodny.
Draco patrzył oszołomiony, jak Harry
wychodził z gabinetu, zanim w końcu się otrząsnął i poszedł za nim.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Ron bardzo głośno chrapał. Hermiona
przed snem rzucała na niego zaklęcie uciszające, ale zawsze narzekał, mówiąc,
że może wydarzyć się sytuacja awaryjna i będzie potrzebował zwrócić jej uwagę.
Z biegiem lat przyzwyczaiła się do tego, ale ostatnio znów zaczęło jej to
przeszkadzać. Naprawdę nie wiedziała, co się zmieniło. Jedyne, co mogła zrobić,
to iść do sypialni Rose, by zasnąć. To stało się czymś w rodzaju nawyku, gdy
jej córka wróciła do Hogwartu na piąty rok. Nie była pewna, co zrobi podczas
przerw — prawdopodobnie skorzysta z kanapy. Leżała tam bardzo długo, próbując
zasnąć, zastanawiając się, co w tej chwili kombinuje Rose. Wciąż miała
wrażenie, że tak dawno była w Hogwarcie z Harrym i Ronem, wpadając na pomysły
różnych psot o tej godzinie.
Kiedy w końcu rano zorientowała się,
że nadal nie śpi, zamroczona weszła do kuchni i przeszukała szafkę w
poszukiwaniu mocnej kawy, którą trzymała pod ręką na dni takie, jak ten. Czasem
filiżanka herbaty po prostu nie starczyła. Chwilę potem Ron wszedł do kuchni,
ziewając i przeciągając się.
— Łóżko było zimne — wymamrotał.
— Zbyt głośno chrapałeś — odparła, ze
złością nalewając parujący napar do kubka z wydrami.
Jej rodzice podarowali jej go, gdy
dowiedziała się, jakiego ma patronusa, i od tego czasu towarzyszył jej w każdym
mieszkaniu.
— Moje chrapanie zazwyczaj ci nie
przeszkadzało. — Usiadł naprzeciwko niej przy stole i próbował sięgnąć po jej
rękę, którą wyrwała. — Co się dzieje, Hermiono?
— Przeszkadzało, gdy wzięliśmy ślub;
potem się przyzwyczaiłam. Nie żebyś zauważył, ale ostatnio często wymykam się z
łóżka.
Potarł kark.
— Myślałem, że to stres i niedługo
minie.
— Na tym polega problem, Ronaldzie.
Nigdy nie chcesz o niczym rozmawiać.
Musiał zrozumieć, że to poważne, kiedy
zwróciła się do niego pełnym imieniem.
— Myślałem… cóż, myślałem, że znów
jest lepiej między nami.
— A co niby spowodowało, że odniosłeś
takie wrażenie? — Nie mogła się powstrzymać od podniesienia głosu, gdy
zdenerwowanie wypłynęło na powierzchnię.
Wyglądał na zakłopotanego, ale
kontynuował:
— Cóż, po tej sprawie ze zmianą czasu
i ponownym byciu paczką — po prostu wydawało mi się, że to powrót do dawnych
czasów, wiesz? Potem nawet było niezłe ruchanko.
To ją jeszcze bardziej zdenerwowało.
— Nie możesz oczekiwać, że ruchanie po
zwycięstwie naprawi wszystkie nasze problemy.
— Nie, przypuszczam, że nie… — urwał,
nie wiedząc, co powiedzieć; jak zawsze.
Prychnęła i skrzyżowała ręce.
— Wspólna trauma nie jest najlepszą
rzeczą, na której można budować związek. I nie jest to również świetny sposób
na ożywienie małżeństwa.
— Chodzi o odnowienie ślubów? Nadal
możemy to zrobić, jeśli chcesz…
— Nie chcę odnawiać naszych ślubów,
cholerny idioto! Nawet nie wiem, czy nadal chcę być twoją żoną!
Po bólu w jego oczach mogła
stwierdzić, że oficjalnie pękła. Zbyt długo trzymała to w sobie i powiedziała
to prosto z mostu.
Jedynie przez chwilę mogła poczuć się
okropnie, zanim teleportował się przed nią, mówiąc coś o jej długich godzinach
pracy i ciągłym rozproszeniu na twarzy. Kłócili się tak długo i ciężko, że była
spóźniona do pracy, a jej oczy były zaczerwienione, zanim dotarła. Miała
szczęście, wpadając prosto na Harry’ego. Wszedł na piąte piętro, spojrzał na
nią i zapytał:
— Co się stało, Hermiono?
— To nic, Harry. Naprawdę.
— Nie wygląda na nic.
— Będzie dobrze.
Wzruszył ramionami, kiedy wysiadł na
drugim piętrze, ale odwrócił się, gdy winda się zamykała.
— Dasz mi znać, jeśli będziesz czegoś
potrzebować?
— Oczywiście.
Trzeźwo pokiwała głową, wiedząc, że
nie może mu wszystkiego powiedzieć. To ją zabijało — był jej najlepszym
przyjacielem. Ale także Rona i nie mogła sprawić, że będzie miedzy nimi. Nie zrobiłaby tego.
Zawsze byli oni troje przeciwko
światu, a potem dodali Ginny — i oczywiście sytuacja zmieniła się wraz z
małżeństwem i dziećmi, ale ona była blisko z Harrym w pracy, a on i Ron
spotykali się poza pracą. Rozdzielenie w ten sposób miało sens, ale przez lata
Hermiona bardzo zbliżyła się do Ginny. Dopiero ostatnio zaczęła zdawać sobie
sprawę, że ich ciasny krąg już nie wystarcza. Czuła, jakby tonęła. Zawsze były
problemy, ale jakoś teraz wszystkie wyszły na wierzch i była w punkcie
krytycznym.
To nadeszło w najgorszym możliwym
momencie. Dziś rano miała zaplanowane spotkanie z mugolską premier, czego
obawiała się od tygodni. Bez względu na to, jak wspaniałomyślna próbowała być
Hermiona, kobieta po prostu jej nie lubiła. Mogła przysiąc, że pani premier
była potajemnie czarownicą czystej krwi, która nienawidziła jej ze względu na
status mugolaczki. Przynajmniej tak się czuła, będąc pod jej ciągłą obserwacją.
Szybko rzuciła zaklęcie chłodzące na skórę pod oczami i nałożyła korektor na
cienie. Nie zdziałała wiele, ale musiało wystarczyć.
Zebrała się w sobie, przygotowując się
do podróży przez Sieć Fiuu na Downing Street 10.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Nadęta,
nietolerancyjna, ze świńskimi oczkami…
— Pani Minister?
Hermionę z zamyślenia wyrwał głos
Seamusa Finnigana, teraz członka Wizengamotu. Omal nie zderzyła się z nim w
Atrium.
— Och, cześć Seamus. Przepraszam, nie
zauważyłam cię.
— Wygląda na to, że byłaś zajęta.
Tak,
ze zdradzieckimi myślami przeciwko Wielkiej Brytanii.
— Pracowity dzień, to wszystko.
— Cóż, nie pracuj zbyt ciężko.
— Dzięki — sapnęła, przemykając prosto
do windy.
Spotkanie z premier poszło fatalnie.
Wyglądało na to, że kobieta była urażona nie tylko wyglądem Hermiony, ale też
każdym słowem wydobywającym się z jej ust. Co gorsza, wspomniała Kingsleya
Shacklebolta, co nie zdarzyło się od miesięcy. Wiedziała, że mugole go wolą —
był elokwentny i charyzmatyczny, prezentując silny front dla ministerstwa.
Hermiona wiedziała, że w porównaniu z tym często wydawała się zbyt skrępowana,
może trochę oszołomiona. Poważnie rozważała sugestię premier, by w spotkania
zaangażować osobę trzecią. Miałaby jeden problem z głowy. Jednak to mogło
poczekać; w międzyczasie miała tak wiele do zrobienia. Łzy zaczęły płynąć na
nowo.
Wytarła oczy i spróbowała posortować
stos zwojów na biurku. Hermiona kilka razy przeczytała ten sam akapit,
dotyczący proponowanych tras migracji trolli, kiedy jej sekretarka weszła.
— Pani Minister?
— Tak, Sally?
— Draco Malfoy chciałby się
dowiedzieć, czy znajdzie pani wolną chwilę dzisiaj po południu?
Czego,
do diabła, chciał Malfoy? Zerknęła przelotnie na swój plan
dnia. Miała wolne okienko, ale chciała je wykorzystać na podpisanie kilku
nowych aktów prawnych, co odkładała.
— Czy powiedział, o co chodzi?
— Nie, proszę pani. Tylko, że to
pilne, tak sądzę.
— Dobrze, więc umów go na piętnastą.
— Świetnie. Dam mu znać.
Była dokładnie trzecia po południu,
kiedy przeszedł przez jej drzwi, wyglądając, jakby zszedł z okładki Wizard’s
Quarterly, w nienagannej, czarnej szacie i schludnych, platynowych włosach,
związanych z tyłu i z dala od twarzy. Zawsze był tak irytująco poukładany.
Hermiona miała pewność, że jej oczy wciąż są podpuchnięte, ale nawet nie
zawracała sobie głowy makijażem, ponieważ rozmazałby się, gdy znowu zacznie
płakać. Dlaczego w ogóle przejmowała się swoim wyglądem? To tylko Malfoy.
— Granger — przywitał się swoim
naturalnym, wrogim tonem.
— Naprawdę, powinieneś zwracać się do
mnie „Minister”, kiedy przychodzisz na spotkanie, Malfoy.
— Och, jak widzę, dzisiaj wcześnie
wystawiliśmy pazurki. — Wszedł i obszedł jej gabinet, przeglądając mnóstwo
książek, po czym usiadł na krześle naprzeciwko jej biurka. Zauważając jej
poważne spojrzenie, odchrząknął. — Dziękuję za spotkanie ze mną w tak krótkim
czasie… pani Minister.
— Lepiej, żeby to było ważne. Mam
sporo pracy.
Draco stwierdził, że kobieta jest w
złym stanie. Normalnie drażniłby się z nią bez końca. Uwielbiał widzieć, jak
róż na jej policzkach pogłębia się; jak sprawia, że jest zdenerwowana. Zawsze
lubił wywoływać takie namiętne emocje — zwłaszcza u Hermiony Granger — ale
opuchlizna wokół jej oczu wskazywała, że wcześniej płakała. Pamiętał, że pod
koniec życia twarz Astorii często wyglądała podobnie i mimowolnie jego serce
pękło trochę w środku.
— Racja. Cóż, nie wiem, czy zostałaś
już poinformowana, ale nasze dzieci dostały szlaban na następny tydzień.
— Co?! Dlaczego? — ożywiła się i
zaczęła zbierać swoje bujne włosy w niski kok, który zabezpieczyła wcześniej
wyczarowaną opaską do włosów. — Poza tym, skąd wiesz o tym przede mną?
— Dzięki portretowi krewnego Malfoyów
w gabinecie dyrektorki. — Uśmiechnął się.
— Jak wygodnie.
— W rzeczy samej. — Bawił się
podłokietnikami na krześle, wyglądając na zaniepokojonego. Hermiona też tak się
czuła. — Obawiam się, że to może być moja wina. Udzieliłem Scorpiusowi rad na
temat dziewcząt i myślę, że wziął je sobie do serca. Próbował pocałować Rose, a
ona przeklęła go upiorogackiem.
Hermiona pochyliła się do przodu,
kładąc dłonie na biurku.
— Że
co?
A potem, ponieważ życie ostatnio nie
dało jej dosyć w kość, zaczęła się śmiać.
Draco wydawał się zaskoczony i sam
zachichotał.
— Myślałem, że będziesz bardziej zła.
— Wiesz, biorąc pod uwagę wszystko
inne w moim życiu, to wydaje się być najmniejszym ze zmartwień. Rose powinna
wiedzieć, że nie można przeklinać ludzi, ale może szlaban pomoże jej wszystko
sobie poukładać. — Potrząsnęła głową i spojrzała na niego. Jego wyraz twarzy
był nieco tęskny. — Jestem ciekawa, co powiedziałeś Scorpiusowi, że podjął
takie ryzyko?
— Och… — urwał, a jego blade policzki
przez chwilę splamiły się lekkim kolorem. — Zasugerowałem jedynie, że czasami
niechęć może być zewnętrzną manifestacją wewnętrznego przyciągania.
Pominął część, w której powiedział
synowi, aby nauczył się z jego błędów i podjął ryzyko, jeśli dziewczyna była
tego warta.
Hermiona zbladła. Z pewnością nie
sugerował… nie, musiała sobie coś wyobrazić.
— Czasami wrogość rodzi się z tego, że
chłopcy są naprawdę irytujący, a nawet wręcz okrutni.
Usta Draco zacisnęły się w wąską
kreskę.
— Tak, cóż. Na pewno z nim
porozmawiam, żeby to się więcej nie powtórzyło. Jestem pewien, że ty i Weasley
upewnicie się, żeby Rose nie przeklinała ludzi.
Na wzmiankę o mężu oczy Hermiony znów
zaczęły łzawić.
— Wątpię, że wciągnę w to Rona.
— Granger. — To był prawie szept, a
kiedy to powiedział, jego twarz złagodniała.
Pociągnęła nosem i wyczarowała
chusteczkę, by otrzeć łzy.
— Przepraszam… po prostu… mamy
problemy. Ale to jest na szczycie wszystkiego, z czym muszę się tutaj zmierzyć.
Przełknął, czując się wyraźnie
nieswojo. Jednak coś w środku sprawiło, że to pokonał.
— Jak na przykład?
Hermiona prychnęła, gdzieś między
rozdrażnieniem a rozbawieniem.
— Nie chcesz słuchać o moich
problemach.
Z pewnością ze wszystkich ludzi, nie
chciała wyładować się na Draco Malfoyu. Ale z drugiej strony, czy nie
udowodnił, że się zmienił? Nadal nie wybiegł z gabinetu.
Burzowo szare oczy spotkały się z jej
oczami, które z pewnością były otoczone czerwienią.
— Spróbuj.
— Cóż, mugolska pani premier mnie
nienawidzi. Po naszym wcześniejszym spotkaniu twarzą w twarz w zasadzie
odmówiła jakichkolwiek przyszłych spotkań ze mną, prosząc, abym przysłała kogoś
innego ze swojego biura. Mam górę przepisów do zatwierdzenia i jestem prawie
pewna, że ktoś z DPPC czyha na moje stanowisko. — Przerwała, by wydmuchać nos.
— Potem idę do domu, do męża, który mnie nie docenia, a Rose wydaje się
wchodzić w fazę buntu… i nawet nie wiem, dlaczego ci to wszystko mówię. Jestem
pewna, że masz lepsze rzeczy do roboty.
Właściwie, Draco nie miał nic lepszego
do zrobienia. To był jeden z powodów, dla których tu przyszedł. Jasne, chciał
poruszyć z nią temat szlabanu, ale to była tylko wymówka. Zrobiłby wszystko, by
uciec od dworu i tego, jak miał wrażenie, że się tam dusi. Teraz, gdy jego
ojciec odszedł, Narcyza pozostawała w swoim skrzydle przez większość czasu,
dopóki nie poczuła się na tyle samotna, by wyjść i błagać go, żeby z nią
porozmawiał.
— Tak czy inaczej, wydawało mi się, że
masz wiele do zrobienia.
Jego wzrok przesunął się po niej, na
moment wróciły wspomnienia. Chociaż jej bezkształtna sukienka ukrywała wiele,
zawsze miał słabość do jej krągłości.
Znowu się zarumieniła i jej głowa
opadła na biurko.
— Tak mi wstyd.
Sięgając do przodu bez zastanowienia,
owinął swoje palce wokół jej wyciągniętej dłoni.
— Niepotrzebnie.
Jej ramiona drgnęły pod jego nagłym
dotykiem, ale nie podniosła głowy.
Natychmiast żałując swojej pochopnej
decyzji, ścisnął ją delikatnie i wyszedł bez słowa. Gdy pędził do windy, jego
ręka pulsowała nerwową energią, a serce wybijało lekkomyślny rytm. Dopiero gdy
drzwi się zamknęły, rozluźnił się, opadając na ścianę, by odzyskać oddech. Może
i był byłym Śmierciożercą, ale to ona była tą niebezpieczną.
______________
Witajcie :) dzisiaj pora również na publikację pierwszego rozdziału tego tłumaczenia. Zapowiada się fajnie, prawda? Osobiście wszystko podoba mi się w tej historii: zawsze widziałam Hermionę jako Ministra Magii, a zakochany w niej Draco, to mój ulubiony Draco. :) A jak jest u Was? Dajcie znać.
Kolejny rozdział pojawi się w przyszły weekend. Rozdziały są coraz dłuższe i potrzeba sporo czasu na ich ogarnięcie. Ale warto czekać, obiecuję.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)