czwartek, 7 lipca 2022

[T] Still Life: Rozdział 1

 

Hermiona Granger, Minister Magii. Tak zazwyczaj było napisane na tabliczce, którą podarował jej Harry, kiedy po raz pierwszy objęła urząd. Obecnie Hermiona z roztargnieniem machała różdżką i czarowała litery, by zmienić je w inne słowa, czasami dodając nowe litery, gdy frazy stawały się coraz bardziej ponure. Jedna z nowszych, „Ron Weasley to pojeb”, sprawiła, że prychnęła przez pół sekundy, zanim wróciła do machania. Pokłócili się… znowu (o coś śmiesznie przyziemnego, o czym ledwo pamiętała), po czym Ron upił się w sztok i zemdlał na klombie na zewnątrz. Nie lewitowała go z powrotem do łóżka, jak miała w zwyczaju, ale zostawiła tam, by obudził się we własnym syfie i zakwestionował swoje życiowe wybory.

Zaledwie kilka miesięcy temu rzucił pochopną i nieprzemyślaną propozycję odnowienia ślubów. Nazwała go słodkim, ale nigdy się na to nie zgodziła. Nic dziwnego, że pozostało to w sferze planów; tak zazwyczaj działo się z prawie wszystkimi wspaniałymi pomysłami Rona w ostatnim czasie. Poza prowadzeniem sklepu z dowcipami z George’em i upewnianiem się, że lodówka jest zawsze zaopatrzona w piwo, nie robił zbyt wiele. Hermiona nawet przestała nosić swoją obrączkę do pracy, od niechcenia zapominając założyć ją z powrotem po nakremowaniu rąk pewnego wieczora. Od prawie tygodnia leżała przy umywalce. Nikt nic nie powiedział. Na jej biurku czekała na nią góra zwojów, ale nie potrafiła zawracać sobie głowy przejrzeniem któregokolwiek z nich. Za każdym razem, gdy rozważała odejście od męża, cichy głos w jej wnętrzu mówił: Poczekaj, aż Rose skończy Hogwart. Zwykle dawało jej to dłuższą chwilę na przerwę, by wziąć wdech i mieć siłę — bo było tylko kilka lat więcej. Jednak przy tym tempie, w jakim ostatnio kierowała się ich relacja, Hermiona nie była pewna, czy będzie mogła znieść kolejne kilka tygodni takiej samotności. Była na wyczerpaniu.

Czasem pragnęła porozmawiać z Harrym o tych problemach. W końcu był jej najlepszym przyjacielem. Ale nie, wiedziała, że pracownicy Ministerstwa lubili plotkować i nie byłby to pierwszy raz, kiedy rozeszłyby się opowieści o jej rzekomym „specjalnym związku” z Harrym. Szczerze mówiąc, niektórzy z tych ludzi byli gorsi od Rity Skeeter. Hermiona rozważała nawet pójście do mugolskiego terapeuty — Merlin wie, że to było pomocne w radzeniu sobie z konsekwencjami niemożności odzyskania wspomnień rodziców. Gdyby jednak zrobiła którąkolwiek z tych rzeczy, przyznałaby głośno, że mieli problemy. To, że poślubienie ukochanego ze szkolnych lat nie było takie, jakie się początkowo wydawało… i że bajki się myliły.

Trzeba przyznać, że ekscytujące było to, że trio znów było razem i dołączyli do nich Ginny oraz Draco Malfoy. Nic tak nie przywraca człowiekowi odrobiny energii jak podróże w czasie i bliskie spotkanie ze śmiercią. Zachichotała ponuro do siebie. W noc, kiedy wrócili z tego zamieszania, ona i Ron uprawiali seks od… no cóż, od wieków. Było to dość przyzwoite i nawet upewnił się, że doszła. To po prostu nie było to samo, co wtedy, gdy się w sobie zakochali. Kłótnie i szydzenie nie było zbytnim budulcem dla związku, a nawet, gdy z czasem przerodziło się w miłosną relację, nigdy nie mieli o czym rozmawiać. W każdym razie nie w mentalnie stymulujący sposób, w jaki rozmawiałaby z Harrym. A potem było picie, przybieranie na wadze — trudno było bzykać się z kimś, kogo tak naprawdę się nie pociągało. Nie żeby obwiniała Rona, Bóg wie, że nie była tak frywolna i wysportowana, jak tuż po wojnie. Było jak było.

Od czasu do czasu Hermiona żałowała, że nie może użyć tego przeklętego zmieniacza czasu, by wrócić i ostrzec młodszą siebie. Aby zwróciła uwagę na sygnały ostrzegawcze. By może poczekała jeszcze kilka lat… ale wtedy nie miałaby Rose. Córka stanowiła światło jej życia i była warta każdego trudu po drodze. Zrobiłaby to wszystko jeszcze raz, dokładnie w taki sam sposób, tylko po to, by mieć Rose. Być może wkrótce będzie musiała poważnie porozmawiać z Ronem. Nienawidził mówić o uczuciach, ale albo to zrobi, albo pozwoli, żeby wszystko wrzało w środku, aż ona eksploduje i go zostawi.

Była tak pogrążona w myślach, że jej uszy ledwo zarejestrowały odgłosy kroków zmierzających do jej biura. Często zostawiała uchylone drzwi, więc ludzie kręcili się u niej, kiedy czegoś potrzebowali.

— „Ron Weasley to przygłup”? Kłopoty w raju, Granger?

Hermona szybko machnęła różdżką, przywracając na tabliczkę z nazwiskiem właściwy napis, i spojrzała w górę, by, ze wszystkich ludzi, zobaczyć Draco Malfoya, stojącego przed jej biurkiem. Dobrze, że wcześniej usunęła słowo „pojeb”.

— Malfoy, jak miło cię znów widzieć. — Jej ton był drwiący, ale skinęła na niego, by usiadł. — W czym mogę ci pomóc?

— Właściwie byłem w drodze na lunch z Potterem, ale zobaczyłem, że przestawiasz te litery. Wyglądałaś na nieco zawziętą. Wszystko w porządku? — Jego głos był niski i kojący, a Hermiona nie mogła zrozumieć, dlaczego w ogóle pytał.

— Co cię to obchodzi? — odparła. 

Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie, zanim maska obojętności wróciła na swoje miejsce. — Przepraszam, jestem trochę podenerwowana.

— Co ty nie powiesz… — Postukał długimi palcami o krawędź jej biurka. — Właściwie z tobą też chciałem porozmawiać.

Jego długie, platynowe włosy były związane w kucyk i starała się nie myśleć o tym, jak bardzo w tej chwili przypominał Lucjusza.

— Od kiedy ty i Harry zaczęliście jadać razem lunch?

Niezręcznie potarł kark i w końcu usiadł na krześle naprzeciwko jej biurka.

— Ach, to dopiero trzeci lub czwarty raz. Ponieważ Albus i Scorpius są tak blisko, uznaliśmy, że nadszedł czas, by spróbować zaleczyć stare rany.

Hermiona uśmiechnęła się lekko.

— Cóż, myślę, że podpisuję się pod tym. Powiedziałeś, że też chciałeś ze mną porozmawiać?

— Tak, właściwie też o Scorpiusie. Naprawdę liczyłem na radę. Wygląda na to, że zakochał się w twojej Rose i jestem pewien, że już opowiedziała ci o swoim braku zainteresowania nim…

— W zasadzie, nic o tym nie wspomniała.

— Och, racja. Cóż, naprawdę zastanawiam się, jak mógłbym go od tego odwieść. Nie chciałbym, żeby to stało się problemem.

Prawie prychnęła. Od kiedy zadurzenie w kimś stanowiło problem? Przyzwyczajenie się do tego nowego oblicza Draco Malfoya wymagało trochę czasu.

— Nie sądzę, żeby to był problem, Malfoy. Pewnie z czasem mu przejdzie, ale kto wie? Może pewnego dnia Rose obudzi się i zdecyduje, że Scorpius jest tym jedynym… wyobrażasz sobie, ty i ja rodziną? — Jej śmiech odbił się echem w całym biurze.

Draco też się roześmiał, chociaż bardziej nerwowo.

— Wyobraź sobie… — mruknął. — Cóż, w takim razie nie zajmuję ci więcej czasu. Przypuszczam, że Potter będzie się zastanawiał, gdzie jestem. — Wstał i podszedł do drzwi, a zaraz się odwrócił. — Och, i Granger?

— Hmm?

— Spójrz w lustro… Twoje włosy to kompletna porażka.

— Tak mi się bardziej podoba — zawołała za jego oddalającą się postacią.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco próbował uspokoić swój oddech w drodze do windy, żeby pojechać na drugie piętro, do Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Nie miał powodu, by być w pobliżu gabinetu Ministra, ale to było silniejsze od niego. Od zeszłego roku, gdy powstrzymali tę dziewczynę z Delphi od sprowadzenia Voldemorta z powrotem, nie mógł przestać myśleć o Hermionie Granger. Wiedział, że nie powinien, z wielu powodów; była Ministrem Magii i nadal żoną tego rudowłosego osła, nie wspominając już o tym, że prawdopodobnie nadal go nienawidziła za znęcanie się nad nią w Hogwarcie. Część jego sprowadzała to do tego, że musiał czymś zająć umysł, aby przetrwać żałobę po śmierci żony. Z drugiej strony minęły już ponad dwa lata. On i Scorpius złożyli przysięgę pamięci Astorii podczas wakacji. Przynieśli na jej grób białe dalie i trzymali się blisko siebie, myśląc o lepszych czasach.

Czuł się mniej samotny w swoim dużym łóżku, rozkoszując uczuciem ponownego rozłożenia się, tak jak wtedy, gdy był młodszy. Odzyskał większość kilogramów, które stracił podczas najgorszego epizodu depresji, a nawet znów zajął się tworzeniem eliksirów. Nie mógł nazwać swojej obsesji na punkcie minister sposobem radzenia sobie z sytuacją. Będąc całkowicie szczerym, nie było to nowe uczucie — bardziej przebudzenie czegoś, co od dawna uważał za martwe i zapomniane. Od najmłodszych lat był zafascynowany Granger. Ale oczywiście syn Lucjusza Malfoya nie miał prawa zaprzyjaźnić się, nie mówiąc o byciu w związku, ze szlamą. Nie do pomyślenia. Tak więc swoją ciekawość przekształcił w okrucieństwo, a później swoją pasję w nienawiść. To nigdy tak naprawdę nie zadziałało. Sprawiło jedynie, że był bardziej samotny i nieszczęśliwy. Nie miał ochoty na nikczemność, a jego serce tęskniło za więzami, które zapierałyby dech.

Dziękował Merlinowi za Astorię. Była przewodnim światłem w ciemności jego młodości i razem zbudowali wspólne, lepsze życie. Takie, które pozostawiło za sobą stare, elitarne zasady, i przyjmowało bardziej akceptujący, kochający światopogląd. Scorpius był wszystkim, czego potrzebował, by udowodnić, że jest teraz lepszym człowiekiem. Niezwykła zdolność jego syna do miłości zdumiewała go każdego dnia. Draco czasami się zastanawiał, jak chłopiec został przydzielony do Slytherinu. Choć było jasne, że nie brakowało mu ambicji — z pewnością nie pozwalał, by cokolwiek stało mu na drodze, gdy chodziło o zaciąganie ojca do mugolskiego kina za każdym razem, gdy wychodził jeden z tych przeklętych filmów Marvela. Krzywy uśmiech pojawił się na twarzy Draco, gdy zbliżył się do gabinetu Harry’ego. Drzwi otworzyły się przed nim, zanim zdążył zapukać.

— Zacząłem myśleć, że mnie wystawiłeś — zadumał się Harry, poprawiając okulary na nosie.

W biurze jak zwykle panował nieład i Draco wysunął szyję, wchodząc do środka. Mimo wszystko wciąż miał maniery.

— Co? Miałbym przegapić okazję, by cię dręczyć? Nie ma szans, Potter. — W jego słowach brakowało jednak dawnej złośliwości i wymienili uśmiechy.

— Zwykle się nie spóźniasz, Malfoy. Wszystko w porządku?

— Tak, wpadłem na chwilę do biura minister, zanim tu przyszedłem.

Harry wyglądał na zaskoczonego.

— Po co musiałeś zobaczyć Hermionę?

— Nic poważnego. Zastanawiałem się tylko, czy Rose się poskarżyła, że Scorpius ją niepokoi. Biedny chłopak jest absolutnie oczarowany.

Chichot Harry’ego zaskoczył Draco.

— Wygląda na to, że wy, Malfoyowie, macie słabość do kobiet z rodziny Granger.

Draco poczuł, jak jego usta się otwierają.

— Ja… co ty… nie wiem, o czym mówisz.

Harry przestawił kilka rzeczy, zanim złapał różdżkę i płaszcz.

— Cóż, kiedyś myślałem, że jesteś całkowitym durniem, ale zawsze byłeś gorszy dla Hermiony, ciągle śledząc jej ruchy i obserwując ją uważnie… Dopiero znacznie później przyszło mi do głowy, że prawdopodobnie z powodu tego, że bardzo się w niej podkochiwałeś.

— Cóż, ja…

Bystre oczy Harry’ego przewiercały go na wylot.

— Powiedz mi, że się mylę.

Draco nic nie odpowiedział, z roztargnieniem naciągając szatę.

— Tak myślałem, ale chodźmy; jestem głodny.

Draco patrzył oszołomiony, jak Harry wychodził z gabinetu, zanim w końcu się otrząsnął i poszedł za nim.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Ron bardzo głośno chrapał. Hermiona przed snem rzucała na niego zaklęcie uciszające, ale zawsze narzekał, mówiąc, że może wydarzyć się sytuacja awaryjna i będzie potrzebował zwrócić jej uwagę. Z biegiem lat przyzwyczaiła się do tego, ale ostatnio znów zaczęło jej to przeszkadzać. Naprawdę nie wiedziała, co się zmieniło. Jedyne, co mogła zrobić, to iść do sypialni Rose, by zasnąć. To stało się czymś w rodzaju nawyku, gdy jej córka wróciła do Hogwartu na piąty rok. Nie była pewna, co zrobi podczas przerw — prawdopodobnie skorzysta z kanapy. Leżała tam bardzo długo, próbując zasnąć, zastanawiając się, co w tej chwili kombinuje Rose. Wciąż miała wrażenie, że tak dawno była w Hogwarcie z Harrym i Ronem, wpadając na pomysły różnych psot o tej godzinie.

Kiedy w końcu rano zorientowała się, że nadal nie śpi, zamroczona weszła do kuchni i przeszukała szafkę w poszukiwaniu mocnej kawy, którą trzymała pod ręką na dni takie, jak ten. Czasem filiżanka herbaty po prostu nie starczyła. Chwilę potem Ron wszedł do kuchni, ziewając i przeciągając się.

— Łóżko było zimne — wymamrotał.

— Zbyt głośno chrapałeś — odparła, ze złością nalewając parujący napar do kubka z wydrami.

Jej rodzice podarowali jej go, gdy dowiedziała się, jakiego ma patronusa, i od tego czasu towarzyszył jej w każdym mieszkaniu.

— Moje chrapanie zazwyczaj ci nie przeszkadzało. — Usiadł naprzeciwko niej przy stole i próbował sięgnąć po jej rękę, którą wyrwała. — Co się dzieje, Hermiono?

— Przeszkadzało, gdy wzięliśmy ślub; potem się przyzwyczaiłam. Nie żebyś zauważył, ale ostatnio często wymykam się z łóżka.

Potarł kark.

— Myślałem, że to stres i niedługo minie.

— Na tym polega problem, Ronaldzie. Nigdy nie chcesz o niczym rozmawiać.

Musiał zrozumieć, że to poważne, kiedy zwróciła się do niego pełnym imieniem.

— Myślałem… cóż, myślałem, że znów jest lepiej między nami.

— A co niby spowodowało, że odniosłeś takie wrażenie? — Nie mogła się powstrzymać od podniesienia głosu, gdy zdenerwowanie wypłynęło na powierzchnię.

Wyglądał na zakłopotanego, ale kontynuował:

— Cóż, po tej sprawie ze zmianą czasu i ponownym byciu paczką — po prostu wydawało mi się, że to powrót do dawnych czasów, wiesz? Potem nawet było niezłe ruchanko.

To ją jeszcze bardziej zdenerwowało.

— Nie możesz oczekiwać, że ruchanie po zwycięstwie naprawi wszystkie nasze problemy.

— Nie, przypuszczam, że nie… — urwał, nie wiedząc, co powiedzieć; jak zawsze.

Prychnęła i skrzyżowała ręce.

— Wspólna trauma nie jest najlepszą rzeczą, na której można budować związek. I nie jest to również świetny sposób na ożywienie małżeństwa.

— Chodzi o odnowienie ślubów? Nadal możemy to zrobić, jeśli chcesz…

— Nie chcę odnawiać naszych ślubów, cholerny idioto! Nawet nie wiem, czy nadal chcę być twoją żoną!

Po bólu w jego oczach mogła stwierdzić, że oficjalnie pękła. Zbyt długo trzymała to w sobie i powiedziała to prosto z mostu.

Jedynie przez chwilę mogła poczuć się okropnie, zanim teleportował się przed nią, mówiąc coś o jej długich godzinach pracy i ciągłym rozproszeniu na twarzy. Kłócili się tak długo i ciężko, że była spóźniona do pracy, a jej oczy były zaczerwienione, zanim dotarła. Miała szczęście, wpadając prosto na Harry’ego. Wszedł na piąte piętro, spojrzał na nią i zapytał:

— Co się stało, Hermiono?

— To nic, Harry. Naprawdę.

— Nie wygląda na nic.

— Będzie dobrze.

Wzruszył ramionami, kiedy wysiadł na drugim piętrze, ale odwrócił się, gdy winda się zamykała.

— Dasz mi znać, jeśli będziesz czegoś potrzebować?

— Oczywiście.

Trzeźwo pokiwała głową, wiedząc, że nie może mu wszystkiego powiedzieć. To ją zabijało — był jej najlepszym przyjacielem. Ale także Rona i nie mogła sprawić, że będzie miedzy nimi. Nie zrobiłaby tego.

Zawsze byli oni troje przeciwko światu, a potem dodali Ginny — i oczywiście sytuacja zmieniła się wraz z małżeństwem i dziećmi, ale ona była blisko z Harrym w pracy, a on i Ron spotykali się poza pracą. Rozdzielenie w ten sposób miało sens, ale przez lata Hermiona bardzo zbliżyła się do Ginny. Dopiero ostatnio zaczęła zdawać sobie sprawę, że ich ciasny krąg już nie wystarcza. Czuła, jakby tonęła. Zawsze były problemy, ale jakoś teraz wszystkie wyszły na wierzch i była w punkcie krytycznym.

To nadeszło w najgorszym możliwym momencie. Dziś rano miała zaplanowane spotkanie z mugolską premier, czego obawiała się od tygodni. Bez względu na to, jak wspaniałomyślna próbowała być Hermiona, kobieta po prostu jej nie lubiła. Mogła przysiąc, że pani premier była potajemnie czarownicą czystej krwi, która nienawidziła jej ze względu na status mugolaczki. Przynajmniej tak się czuła, będąc pod jej ciągłą obserwacją. Szybko rzuciła zaklęcie chłodzące na skórę pod oczami i nałożyła korektor na cienie. Nie zdziałała wiele, ale musiało wystarczyć.

Zebrała się w sobie, przygotowując się do podróży przez Sieć Fiuu na Downing Street 10.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Nadęta, nietolerancyjna, ze świńskimi oczkami…

— Pani Minister?

Hermionę z zamyślenia wyrwał głos Seamusa Finnigana, teraz członka Wizengamotu. Omal nie zderzyła się z nim w Atrium.

— Och, cześć Seamus. Przepraszam, nie zauważyłam cię.

— Wygląda na to, że byłaś zajęta.

Tak, ze zdradzieckimi myślami przeciwko Wielkiej Brytanii.

— Pracowity dzień, to wszystko.

— Cóż, nie pracuj zbyt ciężko.

— Dzięki — sapnęła, przemykając prosto do windy.

Spotkanie z premier poszło fatalnie. Wyglądało na to, że kobieta była urażona nie tylko wyglądem Hermiony, ale też każdym słowem wydobywającym się z jej ust. Co gorsza, wspomniała Kingsleya Shacklebolta, co nie zdarzyło się od miesięcy. Wiedziała, że mugole go wolą — był elokwentny i charyzmatyczny, prezentując silny front dla ministerstwa. Hermiona wiedziała, że w porównaniu z tym często wydawała się zbyt skrępowana, może trochę oszołomiona. Poważnie rozważała sugestię premier, by w spotkania zaangażować osobę trzecią. Miałaby jeden problem z głowy. Jednak to mogło poczekać; w międzyczasie miała tak wiele do zrobienia. Łzy zaczęły płynąć na nowo.

Wytarła oczy i spróbowała posortować stos zwojów na biurku. Hermiona kilka razy przeczytała ten sam akapit, dotyczący proponowanych tras migracji trolli, kiedy jej sekretarka weszła.

— Pani Minister?

— Tak, Sally?

— Draco Malfoy chciałby się dowiedzieć, czy znajdzie pani wolną chwilę dzisiaj po południu?

Czego, do diabła, chciał Malfoy? Zerknęła przelotnie na swój plan dnia. Miała wolne okienko, ale chciała je wykorzystać na podpisanie kilku nowych aktów prawnych, co odkładała.

— Czy powiedział, o co chodzi?

— Nie, proszę pani. Tylko, że to pilne, tak sądzę.

— Dobrze, więc umów go na piętnastą.

— Świetnie. Dam mu znać.

Była dokładnie trzecia po południu, kiedy przeszedł przez jej drzwi, wyglądając, jakby zszedł z okładki Wizard’s Quarterly, w nienagannej, czarnej szacie i schludnych, platynowych włosach, związanych z tyłu i z dala od twarzy. Zawsze był tak irytująco poukładany. Hermiona miała pewność, że jej oczy wciąż są podpuchnięte, ale nawet nie zawracała sobie głowy makijażem, ponieważ rozmazałby się, gdy znowu zacznie płakać. Dlaczego w ogóle przejmowała się swoim wyglądem? To tylko Malfoy.

— Granger — przywitał się swoim naturalnym, wrogim tonem.

— Naprawdę, powinieneś zwracać się do mnie „Minister”, kiedy przychodzisz na spotkanie, Malfoy.

— Och, jak widzę, dzisiaj wcześnie wystawiliśmy pazurki. — Wszedł i obszedł jej gabinet, przeglądając mnóstwo książek, po czym usiadł na krześle naprzeciwko jej biurka. Zauważając jej poważne spojrzenie, odchrząknął. — Dziękuję za spotkanie ze mną w tak krótkim czasie… pani Minister.

— Lepiej, żeby to było ważne. Mam sporo pracy.

Draco stwierdził, że kobieta jest w złym stanie. Normalnie drażniłby się z nią bez końca. Uwielbiał widzieć, jak róż na jej policzkach pogłębia się; jak sprawia, że jest zdenerwowana. Zawsze lubił wywoływać takie namiętne emocje — zwłaszcza u Hermiony Granger — ale opuchlizna wokół jej oczu wskazywała, że wcześniej płakała. Pamiętał, że pod koniec życia twarz Astorii często wyglądała podobnie i mimowolnie jego serce pękło trochę w środku.

— Racja. Cóż, nie wiem, czy zostałaś już poinformowana, ale nasze dzieci dostały szlaban na następny tydzień.

— Co?! Dlaczego? — ożywiła się i zaczęła zbierać swoje bujne włosy w niski kok, który zabezpieczyła wcześniej wyczarowaną opaską do włosów. — Poza tym, skąd wiesz o tym przede mną?

— Dzięki portretowi krewnego Malfoyów w gabinecie dyrektorki. — Uśmiechnął się.

— Jak wygodnie.

— W rzeczy samej. — Bawił się podłokietnikami na krześle, wyglądając na zaniepokojonego. Hermiona też tak się czuła. — Obawiam się, że to może być moja wina. Udzieliłem Scorpiusowi rad na temat dziewcząt i myślę, że wziął je sobie do serca. Próbował pocałować Rose, a ona przeklęła go upiorogackiem.

Hermiona pochyliła się do przodu, kładąc dłonie na biurku.

Że co?

A potem, ponieważ życie ostatnio nie dało jej dosyć w kość, zaczęła się śmiać.

Draco wydawał się zaskoczony i sam zachichotał.

— Myślałem, że będziesz bardziej zła.

— Wiesz, biorąc pod uwagę wszystko inne w moim życiu, to wydaje się być najmniejszym ze zmartwień. Rose powinna wiedzieć, że nie można przeklinać ludzi, ale może szlaban pomoże jej wszystko sobie poukładać. — Potrząsnęła głową i spojrzała na niego. Jego wyraz twarzy był nieco tęskny. — Jestem ciekawa, co powiedziałeś Scorpiusowi, że podjął takie ryzyko?

— Och… — urwał, a jego blade policzki przez chwilę splamiły się lekkim kolorem. — Zasugerowałem jedynie, że czasami niechęć może być zewnętrzną manifestacją wewnętrznego przyciągania.

Pominął część, w której powiedział synowi, aby nauczył się z jego błędów i podjął ryzyko, jeśli dziewczyna była tego warta.

Hermiona zbladła. Z pewnością nie sugerował… nie, musiała sobie coś wyobrazić.

— Czasami wrogość rodzi się z tego, że chłopcy są naprawdę irytujący, a nawet wręcz okrutni.

Usta Draco zacisnęły się w wąską kreskę.

— Tak, cóż. Na pewno z nim porozmawiam, żeby to się więcej nie powtórzyło. Jestem pewien, że ty i Weasley upewnicie się, żeby Rose nie przeklinała ludzi.

Na wzmiankę o mężu oczy Hermiony znów zaczęły łzawić.

— Wątpię, że wciągnę w to Rona.

— Granger. — To był prawie szept, a kiedy to powiedział, jego twarz złagodniała.

Pociągnęła nosem i wyczarowała chusteczkę, by otrzeć łzy.

— Przepraszam… po prostu… mamy problemy. Ale to jest na szczycie wszystkiego, z czym muszę się tutaj zmierzyć.

Przełknął, czując się wyraźnie nieswojo. Jednak coś w środku sprawiło, że to pokonał.

— Jak na przykład?

Hermiona prychnęła, gdzieś między rozdrażnieniem a rozbawieniem.

— Nie chcesz słuchać o moich problemach.

Z pewnością ze wszystkich ludzi, nie chciała wyładować się na Draco Malfoyu. Ale z drugiej strony, czy nie udowodnił, że się zmienił? Nadal nie wybiegł z gabinetu.

Burzowo szare oczy spotkały się z jej oczami, które z pewnością były otoczone czerwienią.

— Spróbuj.

— Cóż, mugolska pani premier mnie nienawidzi. Po naszym wcześniejszym spotkaniu twarzą w twarz w zasadzie odmówiła jakichkolwiek przyszłych spotkań ze mną, prosząc, abym przysłała kogoś innego ze swojego biura. Mam górę przepisów do zatwierdzenia i jestem prawie pewna, że ktoś z DPPC czyha na moje stanowisko. — Przerwała, by wydmuchać nos. — Potem idę do domu, do męża, który mnie nie docenia, a Rose wydaje się wchodzić w fazę buntu… i nawet nie wiem, dlaczego ci to wszystko mówię. Jestem pewna, że masz lepsze rzeczy do roboty.

Właściwie, Draco nie miał nic lepszego do zrobienia. To był jeden z powodów, dla których tu przyszedł. Jasne, chciał poruszyć z nią temat szlabanu, ale to była tylko wymówka. Zrobiłby wszystko, by uciec od dworu i tego, jak miał wrażenie, że się tam dusi. Teraz, gdy jego ojciec odszedł, Narcyza pozostawała w swoim skrzydle przez większość czasu, dopóki nie poczuła się na tyle samotna, by wyjść i błagać go, żeby z nią porozmawiał.

— Tak czy inaczej, wydawało mi się, że masz wiele do zrobienia.

Jego wzrok przesunął się po niej, na moment wróciły wspomnienia. Chociaż jej bezkształtna sukienka ukrywała wiele, zawsze miał słabość do jej krągłości.

Znowu się zarumieniła i jej głowa opadła na biurko.

— Tak mi wstyd.

Sięgając do przodu bez zastanowienia, owinął swoje palce wokół jej wyciągniętej dłoni.

— Niepotrzebnie.

Jej ramiona drgnęły pod jego nagłym dotykiem, ale nie podniosła głowy.

Natychmiast żałując swojej pochopnej decyzji, ścisnął ją delikatnie i wyszedł bez słowa. Gdy pędził do windy, jego ręka pulsowała nerwową energią, a serce wybijało lekkomyślny rytm. Dopiero gdy drzwi się zamknęły, rozluźnił się, opadając na ścianę, by odzyskać oddech. Może i był byłym Śmierciożercą, ale to ona była tą niebezpieczną.

______________

Witajcie :) dzisiaj pora również na publikację pierwszego rozdziału tego tłumaczenia. Zapowiada się fajnie, prawda? Osobiście wszystko podoba mi się w tej historii: zawsze widziałam Hermionę jako Ministra Magii, a zakochany w niej Draco, to mój ulubiony Draco. :) A jak jest u Was? Dajcie znać.

Kolejny rozdział pojawi się w przyszły weekend. Rozdziały są coraz dłuższe i potrzeba sporo czasu na ich ogarnięcie. Ale warto czekać, obiecuję.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu. Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy