Hermiona jęknęła głośno, chodząc po
swoim małym mieszkaniu. Harry siedział na kanapie, obserwując ją nerwowo. Ginny
była w kuchni i przygotowywała coś zimnego do picia dla Hermiony.
— Jesteś pewna, że nie chcesz usiąść?
Zmęczysz się całym tym tempem — zapytał Harry, zaniepokojony o swoją
przyjaciółkę.
Hermiona uśmiechnęła się do niego;
dłoń spoczywała na jej spuchniętym, twardym brzuchu.
— Lepiej jest się poruszać, a nie
tylko siedzieć albo leżeć na plecach przez cały czas.
— Ale to całe chodzenie doprowadza
mnie do szału — powiedział Harry, pocierając skronie.
— Więc nie patrz! — krzyknęła
Hermiona, gdy poczuła kolejny skurcz.
Przestała chodzić, żeby wziąć kilka
głębokich wdechów, próbując rytmicznie oddychać.
— Ginny! — krzyknął Harry. — Kolejny!
— Idę, idę! — powiedziała Ginny,
wybiegając z kuchni do salonu i stawiając szklankę wody na stoliku do kawy.
Podeszła do boku Hermiony, masując jej
plecy i oddychając równo. Kiedy było po wszystkim, Ginny podała jej szklankę
wody.
— Dziękuję, Gin — mruknęła Hermiona,
pijąc łapczywie.
— Teraz są coraz częstsze. Ostatnie
trzy były co pięć minut — oświadczył Harry, zapisując czas w notatniku.
— Niedługo zostaniesz mamusią —
powiedziała podekscytowana Ginny, odsuwając wilgotne włosy z twarzy Hermiony.
Ta zachichotała nerwowo, kontynuując
spacer.
— Naprawdę musi to robić? — spytał
Harry Ginny.
— Ruch pomaga wszystko przyspieszyć —
wyjaśniła po prostu. Usiadła obok niego, szybko całując go w policzek. — Nie
musisz tu zostawać, Harry. Wiem, że to może być niezręczne, zwłaszcza dla
mężczyzn.
— Nie jest mi niezręcznie… —
powiedział z oburzeniem.
Hermiona rzuciła ironiczne „Ha!”, gdy
przechodziła obok nich, kontynuując spacer.
— Naprawdę! — burknął, krzyżując
ramiona. — Chciałbym tylko móc pomóc w jakiś sposób, poza zapisywaniem czasu
skurczów.
— Wierz mi, Harry, wolałabym, żeby w
tym momencie ktoś inny był na moim miejscu — wymamrotała Hermiona.
Harry już miał coś powiedzieć, kiedy
kominek zaświecił się zielonymi płomieniami i weszła pani Weasley.
— Cześć, mamo — powiedziała Ginny,
wstając z kanapy i przytulając matkę.
— Jak idzie? — zapytała. — Co ile
występują skurcze?
— Mniej więcej co pięć minut —
poinformowała Ginny.
— Dobrze, dobrze. Niedługo się zacznie
— powiedziała Molly, kładąc torbę na podłodze, zdejmując płaszcz i wieszając go
na haczyku przy kominku.
— Giiinyyy! — jęknęła Hermiona, gdy
nadszedł kolejny skurcz.
Ginny podbiegła do Hermiony. Trzymała
ją za rękę i masowała plecy, odliczając oddechy, podczas gdy Harry mierzył
czas.
— Ten nadszedł cztery minuty od
ostatniego i trwał niecałą minutę — powiedział Harry, kiedy było po wszystkim.
— Myślę, że już czas, by wszystko
przygotować — zaproponowała spokojnie pani Weasley, starając się ukryć nerwy.
Chwyciła swoją torbę i udała się do
sypialni Hermiony.
Ginny pomogła Hermionie iść na tyły
kamienicy, a Harry szedł za nimi.
— Nie jestem na to gotowa — rzuciła
nagle Hermiona; panika pojawiła się na jej twarzy.
— Cóż, trochę na to za późno —
odpowiedziała Ginny delikatnie. — To dziecko niedługo się urodzi, czy ci się to
podoba, czy nie…
Hermiona jęknęła.
— Chciałabym, żeby Ron tu był… —
mruknęła cicho.
— Wiem, kochanie. Ja też. — Ginny
objęła przyjaciółkę i delikatnie ją przytuliła.
Przeszły krótkim korytarzem do
sypialni, gdzie pani Weasley była zajęta ustawianiem nadmuchiwanej wanny z
ciepłą wodą.
Ginny spojrzała na Harry’ego.
— Myślę, że tu już nie będziesz
potrzebny — powiedziała przepraszającym tonem.
— W porządku. Zaopiekuj się nią,
dobrze? — poprosił.
Gdy skinęła głową, pocałował ją
szybko, po czym cicho zamknął za sobą drzwi.
Ginny i pani Weasley pomogły Hermionie
rozebrać się i wejść do wanny. Od razu poczuła się lepiej, gdy pozwoliła wodzie
ukoić obolałe ciało. Nie trwało to jednak długo, bo uderzył ją kolejny skurcz,
mocniejszy niż kiedykolwiek. Gdy dochodziła do siebie po ostatnim, zaraz
nadszedł następny.
— Już czas, kochanie — powiedziała
uspokajająco pani Weasley. — Po prostu oddychaj, Hermiono. Oddychaj. A kiedy ci
powiem, przyj, dobrze?
Hermiona niepewnie skinęła głową.
— Dobrze, kochanie. Na trzy. Raz. Dwa.
Trzy. Przyj!
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
— Och, Hermiono… jest cudowna —
powiedziała Ginny, trzymając w ramionach maleńkie, zawinięte dziecko.
Hermiona obserwowała ze swojego łóżka,
jak Ginny nosi dziecko, kołysząc się delikatnie na boki, podczas gdy Harry z
brodą opartą na ramieniu Ginny patrzył czule na jej córkę.
Córka.
Nie mogła w to uwierzyć. Przez cały
ten czas mogła przysiąc, że ma chłopca. Wybrała nawet imiona: Ronald Hugo.
Nie mogła być jednak szczęśliwsza i
była już zakochana w swojej córeczce.
— Mogę ją teraz potrzymać? — zapytał
Harry.
Ginny zachichotała, kładąc śpiącego
noworodka w ramionach Harry’ego.
— Witaj, maleńka. Tu twój wujek,
Harry. A przynajmniej nim będę, kiedy poślubię twoją ciocię, Ginny — powiedział
cicho.
Ginny uśmiechnęła się czule do
Harry’ego. Oświadczył się jej kilka dni po pogrzebie Rona. Trzeba było bardzo
go przekonywać, by nie poszli i nie wzięli ślubu od razu, ale powstrzymali się
i zaplanowali porządny ślub.
— Mogę odzyskać swoją córkę, proszę? —
zapytała Hermiona, uśmiechając się, gdy jej ramiona wyciągnęły się wyczekująco
w kierunku Harry’ego.
Pocałował czubek główki dziecka, zanim
oddał je matce, po czym złożył pocałunek na włosach przyjaciółki.
— Dobrze się spisałaś, Hermiono. A
przynajmniej tak mi powiedziano — powiedział, uśmiechając się do niej.
Ginny skinęła głową na potwierdzenie.
— Świetnie sobie poradziła.
Kiedy Hermiona trzymała swoje dziecko,
mała zaczęła się budzić i wiercić, wbijając usta w jej koszulę.
— Wygląda na to, że ktoś jest głodny —
wymamrotała Hermiona, zaczynając ściągać ubranie, żeby móc nakarmić dziecko.
— Na mnie już pora — powiedział Harry,
odwracając się do wyjścia.
— Harry, nie musisz wychodzić. To
naturalna sprawa — zażartowała Hermiona.
Harry odwrócił się, gdy dotarł do
drzwi.
— Wiem. Po prostu… to coś, do czego
muszę się przyzwyczaić — wyjaśnił, wyglądając na zakłopotanego.
— Zdajesz sobie sprawę, że kiedy
będziemy mieć dzieci, będę robiła to samo, prawda? Zamierzasz uciekać za każdym
razem, gdy będę karmić? — spytała Ginny z rękami na biodrach.
— Cóż, nie… ale to co innego.
— Niby jak? — spytały razem Ginny i
Hermiona.
— Cóż… zostaniesz moją żoną. Inaczej
jest, kiedy moja przyjaciółka… — powiedział Harry, a niezręczność narastała z
każdą sekundą.
— To jest inne tylko wtedy, gdy
patrzysz na to seksualnie — powiedziała Ginny.
Harry spojrzał między obiema
kobietami, otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale rozmyślił się i po prostu
wyszedł z pokoju.
Hermiona i Ginny wymieniły spojrzenia
i zaczęły się śmiać.
Kilka godzin później pani Weasley
powoli otworzyła drzwi, by sprawdzić, co u Hermiony i dziecka.
— Nie śpię — wymamrotała sennie
Hermiona.
— Jak się czujesz, kochanie? — spytała
czule kobieta, podchodząc do Hermiony; jej dziecko spało w kołysce obok łóżka.
— Myślę, że dobrze. Lepiej niż się
spodziewałam. — Sięgnęła po dłoń pani Weasley. — Dziękuję za wszystko, pani
Weasley.
Ta w odpowiedzi ucałowała dłoń
Hermiony.
— Nie ma za co, kochanie. Czy
przypadkiem nie prosiłam, żebyś mówiła do mnie Molly?
— Przepraszam, pani… znaczy, Molly. To
z przyzwyczajenia — wyjaśniła, uśmiechając się.
— Masz ochotę na towarzystwo? —
zapytała ją kobieta.
— Kto tu jest?
— Myślę, że lepszym pytaniem byłoby,
kogo tu nie ma — odpowiedziała Molly, chichocząc.
Hermiona również się roześmiała,
potrząsając głową.
— Dobrze, niech wejdą.
— Wszyscy? — spytała Molly.
Hermiona wzruszyła ramionami.
— Dopilnuj, żeby wszyscy umyli ręce! —
zawołała, kiedy Molly poszła do gości.
Pokój wypełnił się resztą rodziny
Weasleyów, rodzicami Hermiony i bliską przyjaciółką, Luną Lovegood, która
aktualnie trzymała mały tobołek.
— Jak ma na imię? — spytała z
ciekawością Luna.
Hermiona uśmiechnęła się nerwowo i
potrząsnęła głową, niepewna.
Z roztargnieniem sięgnęła po łańcuszek
na szyi i bawiła się zwisającym z niego pierścionkiem. W trzecim trymestrze jej
dłonie spuchły do tego stopnia, że noszenie pierścionka, który dał jej Ron,
zaczynało odcinać krążenie. Nie chciała jednak przestać go nosić, więc
postanowiła założyć go na szyję.
Spojrzała na pierścionek z czułością i
właśnie wtedy wiedziała, jakie imię nadać swojej córce.
— Rose — powiedziała z przekonaniem.
Potem spojrzała na jedną ze swoich najlepszych przyjaciółek i dodała: — Rose
Ginevra Granger.
____________
Witajcie :) mamy poniedziałek więc i kolejny rozdział. Nadal jest smutno, ale pojawił się mały promyczek w postaci Rose. Jestem przekonana, że mała nie raz zmiękczy Wasze serca. Przynajmniej u mnie tak jest, jak tłumaczę rozdziały z nią. Sami zobaczycie w czwartek. Dajcie znać, co sądzicie o rozdziale. I przy okazji dziękuję za taki dobry odbiór tej historii! Dzięki, że jesteście ❤
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)