Hermiona obróciła się na łóżku,
rzucając okiem na zegar tuż obok jej głowy.
5:45.
Jęknęła do siebie. Głupi wewnętrzny budzik. To weekend, mogę
spać!
Odwróciła się plecami do zegara i
zmusiła do ponownego snu, zanim…
— Maaa-ma — rozległ się melodyjny głos
jej dziecka.
Z westchnieniem zrzuciła z siebie
kołdrę i usiadła. Ziewnęła, przeciągając się.
— Powinnam się domyślić — mruknęła do
siebie, chichocząc, wstając i chwytając spinkę do włosów ze stolika nocnego.
Zwinęła włosy w niechlujny kok na karku, a następnie przeszła niewielką
odległość do pokoju córki.
Cicho otworzyła drzwi i zajrzała do
środka. Było ciemno, z wyjątkiem słabego światła nocnego w pobliżu łóżeczka.
Usłyszawszy otwierające się drzwi, mała Rose podniosła głowę z poduszki i
uśmiechnęła się.
— Mama! — zawołała radośnie.
— Doberek, Rosie. Jesteś gotowa wstać?
Rose usiadła na kolanach i zaczęła na
nich podskakiwać.
—
Gója, gója! — powiedziała, wyciągając ręce, gdy Hermiona podeszła bliżej.
Podniosła dziecko i uściskała ją.
— Mmm, taki dobry przytulas. Dobrze
spałaś, kochanie?
— Tiak! — odpowiedziała
entuzjastycznie Rose, po czym wskazała podłogę i dodała: — Na dół!
Hermiona zachichotała, stawiając córkę
na podłodze. Rose spojrzała na nią.
— Mama, Kic-kic? — zapytała.
Hermiona zajrzała do łóżeczka,
zauważając małego, pluszowego królika.
— Och, nie możemy zapomnieć o
Króliczku, prawda? — zasugerowała, sięgając do środka i wyjmując cenną zabawkę.
— Dzięk-ci, mama — powiedziała Rose,
ściskając ukochanego królika.
— Nie ma za co, kochanie. Chciałabyś
teraz coś zjeść? — zapytała, znając odpowiedź.
— Tiak! Jeść! — powiedziała radośnie
Rose, odwracając się i wybiegając ze swojej sypialni w kierunku kuchni.
— Zdecydowanie wdałaś się w swojego
tatę — szepnęła do siebie Hermiona, po czym z roztargnieniem chwyciła
pierścionek, który wciąż nosiła na szyi.
Zakładała go na palec tak często, jak
tylko mogła, ale za każdym razem, gdy myślała o Ronie, bawiła się nim tak
często, że czasami go upuszczała. Kiedyś prawie go zgubiła i płakała
histerycznie w parku, szukając go i zapominając na chwilę, że jest czarownicą.
Kiedy ochłonęła i nieco się uspokoiła, użyła swojej różdżki, by przywołać
pierścionek. By uniknąć tego w przyszłości, postanowiła po prostu na stałe
nosić go na szyi.
Hermiona weszła do kuchni i zobaczyła
Rose próbującą wspiąć się na swoje podwyższenie na krześle, walczącą trochę i
krzyczącą: „Pomocy!”, kiedy utknęła.
Kręcąc głową, podeszła i podniosła
Rose, dając kilka całusów w policzki córki, żeby pisnęła, a następnie usadziła
ją właściwie na foteliku.
— Dobrze, kochanie, co chcesz zjeść?
— Na-na! — pisnęła Rose.
Hermiona skinęła głową.
— Jeden banan, już się robi.
Wzięła banana z blatu i zaczęła go
obierać, kiedy Rose krzyknęła:
— Nie! Ja!
Podała banana córce, która ostrożnie
oderwała skórkę.
— Juź! — powiedziała, podając skórkę
matce, zanim wzięła duży kęs.
— Ale z ciebie duża dziewczynka! —
wykrzyknęła Hermiona.
Wrzuciła skórkę do kosza na śmieci, po
czym wzięła banana dla siebie. Nie chciała się przejadać, ponieważ była sobota,
co oznaczało późniejszy brunch w Norze, ale miał się odbyć za kilka godzin i
wiedziała, że jej córka ani ona nie wytrzymają tak długo bez jedzenia.
— Zgadnij, dokąd dzisiaj idziemy? —
zapytała swoją córkę.
Rose zjadła banana i zastanowiła się
przez chwilę, zanim zapytała:
— Arry?
— Cóż, blisko. Tak, zobaczymy się z
wujkiem Harrym i ciocią Ginny. Ale idziemy do Nory spotkać się z babcią i dziadziem
Weasley!
Rose sapnęła z podniecenia.
— Hura! Chodźmy! — powiedziała,
próbując wstać z miejsca.
— Poczekaj chwilę, panienko — mruknęła
Hermiona, chwytając ręcznik i wycierając dziecko. — Jeszcze nie idziemy.
Dopiero za kilka godzin. Chcesz pooglądać bajki, podczas gdy mama poczyta?
Rose skinęła głową i powiedziała:
— Tak, baje!
Gdy tylko jej nogi dotknęły podłogi,
pobiegła do salonu i wspięła się na kanapę, czekając cierpliwie, aż mama włączy
telewizor.
Gdy jej córka była zajęta, Hermiona
poszła do swojego pokoju i wzięła teczkę, która zawierała dokumenty z jej
biura. Nienawidziła przynosić pracy do domu, ale mówiła sobie, że to lepsze niż
pójście do biura w weekend.
Kiedy Hermiona ukończyła Hogwart, dość
szybko została zatrudniona w Ministerstwie Magii i pracowała w Departamencie
Regulacji i Kontroli Magicznych Stworzeń. Pracowała tam, dopóki nie urodziła
się Rose, a kiedy wróciła do pracy, zdecydowała, że chce przejść do
Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. To była praca biurowa, ale
zaoferowali jej lepszą pensję i obiecali regularne godziny pracy, ponieważ była
samotną matką. Nie oznaczało to, że nie mogła przynosić pracy do domu, jeśli
chciała, i stwierdziła, że kocha swoją pracę bardziej niż myślała, że może.
Najlepsze było to, że mogła regularnie widywać się z Harrym, ponieważ ich biura
sąsiadowały ze sobą.
— Mamo? — spytała Rose po zakończeniu
programu.
— Tak, kochanie?
— Kololy? — zapytała słodko.
— Chcesz kolorować?
Na entuzjastyczne skinienie dziecka
wstała i wzięła trochę kartek papieru i kredki. Gdy rozkładała wszystko na
stoliku do kawy, jej córka radośnie zeszła z kanapy i zaczęła bazgrać po
wszystkich kartkach.
Hermiona skrzywiła się, gdy kredka
przesunęła się po drewnie stolika.
— Rosie, kochanie, proszę uważaj.
Koloruj tylko na kartkach, dobrze?
— Dobrze, mamo — odparła słodko,
kontynuując kolorowanie.
Kiedy Hermiona spojrzała jeszcze raz i
zauważyła więcej śladów kredek na stoliku do kawy, cicho podziękowała temu, kto
wynalazł zaklęcie czyszczące, którego ostatnio coraz częściej używała.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
— Dziadzia! — pisnęła Rose, gdy wraz z
Hermioną weszły do Nory.
— Mała Rosie! — powiedział Artur
Weasley, podnosząc wnuczkę i ściskając ją.
— Latać! Latać! — wykrzyknęła.
Na jej prośbę uniósł ją nad głowę i
chodził po pokoju, gdy krzyczała „łiiiiii”.
Hermiona uśmiechnęła się, kładąc swoje
rzeczy przy kominku.
— Dzień dobry, tato — powiedziała do
Artura.
Uśmiechnął się do niej i podszedł,
stawiając Rose na podłodze, która od razu uciekła, znając Norę jak własny dom.
Uściskał Hermionę.
— Jak się miewasz? — zapytał.
— Dobrze — odpowiedziała. — A ty?
Wzruszył ramionami.
— W sumie tak samo, jak zawsze —
zachichotał.
Hermiona uśmiechnęła się i skinęła
głową.
— Mama jest w kuchni?
Artur przytaknął.
— Tak, brunch jest prawie gotowy.
Wszyscy są na zewnątrz i przygotowują stoły.
— Pójdę zobaczyć, czy ktoś potrzebuje
pomocy. — Wspięła się na palce, całując go w policzek przed udaniem się do
kuchni.
— Dzień dobry, mamo. Pomóc ci? —
zapytała, gdy weszła do pomieszczenia.
Molly odwróciła się od kuchenki i
posłała jej uśmiech.
— Nie, kochanie, mam prawie wszystko
gotowe. Może wyjdziesz na zewnątrz? Chyba przed chwilą widziałam przebiegającą
obok Rose.
— Jest podekscytowana, że zobaczy
Teddy’ego i Victoire — wyjaśniła Hermiona, przechodząc przez drzwi, które
prowadziły na podwórko Weasleyów.
Stoły zostały już ustawione i ludzie
zaczęli zajmować miejsca. Rozejrzała się szybko i zauważyła, że Rose bawi się z
Teddym i Victoire, więc podeszła do stołów.
— Dzień dobry wszystkim — powiedziała
z uśmiechem.
Ginny, która była najbliżej, odwróciła
się i uśmiechnęła. Wstała od stołu, a jej mały, okrągły brzuch był oznaką
rozwijającego się tam dziecka. Uściskała Hermionę.
Ta odpowiedziała tym samym, po czym
cofnęła się, by dobrze się jej przyjrzeć.
— Nadal nie mogę uwierzyć, że wkrótce
zostaniesz mamą, Ginny — powiedziała z entuzjazmem.
Hermiona rozejrzała się.
— Gdzie jest Harry?
Ginny westchnęła.
— Dostał dzisiaj rano sowę i musiał
iść do biura. Obiecał jednak, że przybędzie tu jak najszybciej.
Hermiona skinęła głową. Ona i Ginny
usiadły przy stole, a Hermiona miała w końcu okazję przyjrzenia się, kto
przyszedł. Oczywiście Bill i Fleur, którzy ukradkiem spoglądali na Victoire,
żeby upewnić się, że wszystko z nią w porządku. Percy przybył ze swoją
narzeczoną, Audrey. George i Angelina świeżo po ślubie promienieli szczęściem.
Charlie był zajęty uganianiem się za dziećmi po podwórku, a Andromeda
obserwowała wszystkich ze swojego miejsca przy stole.
— No dobrze, kochani — zawołała Molly,
wychodząc na podwórko, lewitując tace z jedzeniem w kierunku stołów. — Pora
jeść!
Tace z jedzeniem były pełne stosów
jajek, bekonu i gofrów. Hermiona przygotowała talerz dla Rose, po czym zawołała
ją, by przyszła jeść. Usadziła córkę na ławce i niecałą sekundę później Rose
wpychała swoje jedzenie do ust.
— Zdecydowanie wdała się w Rona —
powiedziała Ginny z nostalgią.
Hermiona skinęła głową na znak zgody,
gryząc gofra.
Gwar przy stole narastał, gdy wszyscy
zaczęli jeść i rozmawiać w tym samym czasie. Piętnaście minut później Harry
wszedł na podwórko, by do nich dołączyć.
— Przepraszam za spóźnienie, mamo —
powiedział do Molly, gdy usiadł obok Ginny.
Uśmiechnął się do swojej żony i
pocałował ją, po czym nałożył sobie jedzenie.
— Nie ma problemu, kochanie — odparła
Molly, uśmiechając się do niego.
— Wszystko w porządku w pracy? —
spytała Ginny.
Harry kiwnął głową.
— Trochę aurorskich spraw, nie chcę
cię zanudzać — rzucił.
Ginny uśmiechnęła się i skinęła głową,
doskonale wiedząc, że powie jej wszystko później w zaciszu własnego domu.
— Jak się miewa moja Rosie? — zapytał
Harry, pochylając się, by na nią spojrzeć; jej usta były pełne jajek, a twarz
wysmarowana syropem. Roześmiał się na ten widok i wymamrotał coś o Ronie, czego
Hermiona nie dosłyszała.
Jej serce podskakiwało za każdym
razem, gdy słyszała jego imię. Każdego dnia strasznie za nim tęskniła i była
smutna, że ich córka nigdy nie pozna go osobiście. Oczywiście wiedziała, kim
był. W domu znajdowały się jego zdjęcia, a Rose wskazywała losowo jedno i
mówiła „Tata?", by sprawdzić, czy był jej tatą.
Wyglądała też jak jej tata, zwłaszcza
jej olśniewająco niebieskie oczy, takie jak jego. Jej włosy, chociaż nie tak
rude jak u rodziny Weasleyów, wciąż miały odcień rudości zmieszany z jasnym
brązem i lekko falowały, podobnie jak Hermiony za młodu. Była piękną mieszanką
dwojga rodziców i Hermiona zawsze z dumą mówiła, że jest jej. Z roztargnieniem
pogładziła włosy córki, przesuwając je na bok, żeby nie wpadały do jedzenia.
— Hermiono? — zapytał głośno Harry,
próbując wyrwać ją z transu.
Wróciła do rzeczywistości i spojrzała
na niego.
— Przepraszam, pogrążyłam się w
myślach. Mówiłeś coś?
Uśmiechnął się do niej.
— Nic nie szkodzi. Mówiłem, że jutro
planuję zabrać Teddy’ego do zoo i chciałem wiedzieć, czy chciałybyście się tam
z nami spotkać?
— Brzmi cudownie. Rose kocha zoo,
prawda, Rosie? — zapytała córkę.
Rose skinęła głową, mówiąc:
— Zoo! Zoo! Chodźmy!
Po czym zeszła z ławki i zaczęła biec.
Harry zaśmiał się i złapał ją, gdy
przebiegła obok niego, sprawiając, że pisnęła.
— Nie teraz, skarbie. Jutro, dobrze?
— Dobla — powiedziała słodko do
Harry’ego.
Postawił ją i powiedział:
— Może pójdziesz się pobawić? Myślę,
że Teddy i Victoire też już skończyli jeść.
— Pa, pa! — zawołała, machając i
uciekając, by znaleźć swoich kuzynów.
— Więc jutro? — zagadnął do Hermiony.
— Około dziesiątej przy wejściu?
— Idealnie — odpowiedziała z
uśmiechem.
______________
Witajcie :) mamy czwartek, więc pora na obiecany rozdział tej historii. Cukrzyca gwarantowana, prawda? To dziecko jest po prostu cudowne i już się nie mogę doczekać dalszych części. A Wy co o niej myślicie? Dajcie znać!
Na kolejny rozdział zapraszam w sobotę. Od jutra biorę się za tłumaczenie kolejnych rozdziałów. Niestety w tygodniu jest to nierealne z uwagi na pracę i inne zajęcia. Także trzymajcie kciuki.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego! Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)