czwartek, 6 października 2022

[T] Mine: Rozdział 3: Rodzina

 

Hermiona obróciła się na łóżku, rzucając okiem na zegar tuż obok jej głowy.

5:45.

Jęknęła do siebie. Głupi wewnętrzny budzik. To weekend, mogę spać!

Odwróciła się plecami do zegara i zmusiła do ponownego snu, zanim…

— Maaa-ma — rozległ się melodyjny głos jej dziecka.

Z westchnieniem zrzuciła z siebie kołdrę i usiadła. Ziewnęła, przeciągając się.

— Powinnam się domyślić — mruknęła do siebie, chichocząc, wstając i chwytając spinkę do włosów ze stolika nocnego. Zwinęła włosy w niechlujny kok na karku, a następnie przeszła niewielką odległość do pokoju córki.

Cicho otworzyła drzwi i zajrzała do środka. Było ciemno, z wyjątkiem słabego światła nocnego w pobliżu łóżeczka. Usłyszawszy otwierające się drzwi, mała Rose podniosła głowę z poduszki i uśmiechnęła się.

— Mama! — zawołała radośnie.

— Doberek, Rosie. Jesteś gotowa wstać?

Rose usiadła na kolanach i zaczęła na nich podskakiwać.

— Gója, gója! — powiedziała, wyciągając ręce, gdy Hermiona podeszła bliżej. Podniosła dziecko i uściskała ją.

— Mmm, taki dobry przytulas. Dobrze spałaś, kochanie?

— Tiak! — odpowiedziała entuzjastycznie Rose, po czym wskazała podłogę i dodała: — Na dół!

Hermiona zachichotała, stawiając córkę na podłodze. Rose spojrzała na nią.

— Mama, Kic-kic? — zapytała.

Hermiona zajrzała do łóżeczka, zauważając małego, pluszowego królika.

— Och, nie możemy zapomnieć o Króliczku, prawda? — zasugerowała, sięgając do środka i wyjmując cenną zabawkę.

— Dzięk-ci, mama — powiedziała Rose, ściskając ukochanego królika.

— Nie ma za co, kochanie. Chciałabyś teraz coś zjeść? — zapytała, znając odpowiedź.

— Tiak! Jeść! — powiedziała radośnie Rose, odwracając się i wybiegając ze swojej sypialni w kierunku kuchni.

— Zdecydowanie wdałaś się w swojego tatę — szepnęła do siebie Hermiona, po czym z roztargnieniem chwyciła pierścionek, który wciąż nosiła na szyi.

Zakładała go na palec tak często, jak tylko mogła, ale za każdym razem, gdy myślała o Ronie, bawiła się nim tak często, że czasami go upuszczała. Kiedyś prawie go zgubiła i płakała histerycznie w parku, szukając go i zapominając na chwilę, że jest czarownicą. Kiedy ochłonęła i nieco się uspokoiła, użyła swojej różdżki, by przywołać pierścionek. By uniknąć tego w przyszłości, postanowiła po prostu na stałe nosić go na szyi.

Hermiona weszła do kuchni i zobaczyła Rose próbującą wspiąć się na swoje podwyższenie na krześle, walczącą trochę i krzyczącą: „Pomocy!”, kiedy utknęła.

Kręcąc głową, podeszła i podniosła Rose, dając kilka całusów w policzki córki, żeby pisnęła, a następnie usadziła ją właściwie na foteliku.

— Dobrze, kochanie, co chcesz zjeść?

— Na-na! — pisnęła Rose.

Hermiona skinęła głową.

— Jeden banan, już się robi.

Wzięła banana z blatu i zaczęła go obierać, kiedy Rose krzyknęła:

— Nie! Ja!

Podała banana córce, która ostrożnie oderwała skórkę.

— Juź! — powiedziała, podając skórkę matce, zanim wzięła duży kęs.

— Ale z ciebie duża dziewczynka! — wykrzyknęła Hermiona.

Wrzuciła skórkę do kosza na śmieci, po czym wzięła banana dla siebie. Nie chciała się przejadać, ponieważ była sobota, co oznaczało późniejszy brunch w Norze, ale miał się odbyć za kilka godzin i wiedziała, że jej córka ani ona nie wytrzymają tak długo bez jedzenia.

— Zgadnij, dokąd dzisiaj idziemy? — zapytała swoją córkę.

Rose zjadła banana i zastanowiła się przez chwilę, zanim zapytała:

— Arry?

— Cóż, blisko. Tak, zobaczymy się z wujkiem Harrym i ciocią Ginny. Ale idziemy do Nory spotkać się z babcią i dziadziem Weasley!

Rose sapnęła z podniecenia.

— Hura! Chodźmy! — powiedziała, próbując wstać z miejsca.

— Poczekaj chwilę, panienko — mruknęła Hermiona, chwytając ręcznik i wycierając dziecko. — Jeszcze nie idziemy. Dopiero za kilka godzin. Chcesz pooglądać bajki, podczas gdy mama poczyta?

Rose skinęła głową i powiedziała:

— Tak, baje!

Gdy tylko jej nogi dotknęły podłogi, pobiegła do salonu i wspięła się na kanapę, czekając cierpliwie, aż mama włączy telewizor.

Gdy jej córka była zajęta, Hermiona poszła do swojego pokoju i wzięła teczkę, która zawierała dokumenty z jej biura. Nienawidziła przynosić pracy do domu, ale mówiła sobie, że to lepsze niż pójście do biura w weekend.

Kiedy Hermiona ukończyła Hogwart, dość szybko została zatrudniona w Ministerstwie Magii i pracowała w Departamencie Regulacji i Kontroli Magicznych Stworzeń. Pracowała tam, dopóki nie urodziła się Rose, a kiedy wróciła do pracy, zdecydowała, że chce przejść do Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. To była praca biurowa, ale zaoferowali jej lepszą pensję i obiecali regularne godziny pracy, ponieważ była samotną matką. Nie oznaczało to, że nie mogła przynosić pracy do domu, jeśli chciała, i stwierdziła, że kocha swoją pracę bardziej niż myślała, że może. Najlepsze było to, że mogła regularnie widywać się z Harrym, ponieważ ich biura sąsiadowały ze sobą.

— Mamo? — spytała Rose po zakończeniu programu.

— Tak, kochanie?

— Kololy? — zapytała słodko.

— Chcesz kolorować?

Na entuzjastyczne skinienie dziecka wstała i wzięła trochę kartek papieru i kredki. Gdy rozkładała wszystko na stoliku do kawy, jej córka radośnie zeszła z kanapy i zaczęła bazgrać po wszystkich kartkach.

Hermiona skrzywiła się, gdy kredka przesunęła się po drewnie stolika.

— Rosie, kochanie, proszę uważaj. Koloruj tylko na kartkach, dobrze?

— Dobrze, mamo — odparła słodko, kontynuując kolorowanie.

Kiedy Hermiona spojrzała jeszcze raz i zauważyła więcej śladów kredek na stoliku do kawy, cicho podziękowała temu, kto wynalazł zaklęcie czyszczące, którego ostatnio coraz częściej używała.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

— Dziadzia! — pisnęła Rose, gdy wraz z Hermioną weszły do Nory.

— Mała Rosie! — powiedział Artur Weasley, podnosząc wnuczkę i ściskając ją.

— Latać! Latać! — wykrzyknęła.

Na jej prośbę uniósł ją nad głowę i chodził po pokoju, gdy krzyczała „łiiiiii”.

Hermiona uśmiechnęła się, kładąc swoje rzeczy przy kominku.

— Dzień dobry, tato — powiedziała do Artura.

Uśmiechnął się do niej i podszedł, stawiając Rose na podłodze, która od razu uciekła, znając Norę jak własny dom. Uściskał Hermionę.

— Jak się miewasz? — zapytał.

— Dobrze — odpowiedziała. — A ty?

Wzruszył ramionami.

— W sumie tak samo, jak zawsze — zachichotał.

Hermiona uśmiechnęła się i skinęła głową.

— Mama jest w kuchni?

Artur przytaknął.

— Tak, brunch jest prawie gotowy. Wszyscy są na zewnątrz i przygotowują stoły.

— Pójdę zobaczyć, czy ktoś potrzebuje pomocy. — Wspięła się na palce, całując go w policzek przed udaniem się do kuchni.

— Dzień dobry, mamo. Pomóc ci? — zapytała, gdy weszła do pomieszczenia.

Molly odwróciła się od kuchenki i posłała jej uśmiech.

— Nie, kochanie, mam prawie wszystko gotowe. Może wyjdziesz na zewnątrz? Chyba przed chwilą widziałam przebiegającą obok Rose.

— Jest podekscytowana, że zobaczy Teddy’ego i Victoire — wyjaśniła Hermiona, przechodząc przez drzwi, które prowadziły na podwórko Weasleyów.

Stoły zostały już ustawione i ludzie zaczęli zajmować miejsca. Rozejrzała się szybko i zauważyła, że Rose bawi się z Teddym i Victoire, więc podeszła do stołów.

— Dzień dobry wszystkim — powiedziała z uśmiechem.

Ginny, która była najbliżej, odwróciła się i uśmiechnęła. Wstała od stołu, a jej mały, okrągły brzuch był oznaką rozwijającego się tam dziecka. Uściskała Hermionę.

Ta odpowiedziała tym samym, po czym cofnęła się, by dobrze się jej przyjrzeć.

— Nadal nie mogę uwierzyć, że wkrótce zostaniesz mamą, Ginny — powiedziała z entuzjazmem.

Hermiona rozejrzała się.

— Gdzie jest Harry?

Ginny westchnęła.

— Dostał dzisiaj rano sowę i musiał iść do biura. Obiecał jednak, że przybędzie tu jak najszybciej.

Hermiona skinęła głową. Ona i Ginny usiadły przy stole, a Hermiona miała w końcu okazję przyjrzenia się, kto przyszedł. Oczywiście Bill i Fleur, którzy ukradkiem spoglądali na Victoire, żeby upewnić się, że wszystko z nią w porządku. Percy przybył ze swoją narzeczoną, Audrey. George i Angelina świeżo po ślubie promienieli szczęściem. Charlie był zajęty uganianiem się za dziećmi po podwórku, a Andromeda obserwowała wszystkich ze swojego miejsca przy stole.

— No dobrze, kochani — zawołała Molly, wychodząc na podwórko, lewitując tace z jedzeniem w kierunku stołów. — Pora jeść!

Tace z jedzeniem były pełne stosów jajek, bekonu i gofrów. Hermiona przygotowała talerz dla Rose, po czym zawołała ją, by przyszła jeść. Usadziła córkę na ławce i niecałą sekundę później Rose wpychała swoje jedzenie do ust.

— Zdecydowanie wdała się w Rona — powiedziała Ginny z nostalgią.

Hermiona skinęła głową na znak zgody, gryząc gofra.

Gwar przy stole narastał, gdy wszyscy zaczęli jeść i rozmawiać w tym samym czasie. Piętnaście minut później Harry wszedł na podwórko, by do nich dołączyć.

— Przepraszam za spóźnienie, mamo — powiedział do Molly, gdy usiadł obok Ginny.

Uśmiechnął się do swojej żony i pocałował ją, po czym nałożył sobie jedzenie.

— Nie ma problemu, kochanie — odparła Molly, uśmiechając się do niego.

— Wszystko w porządku w pracy? — spytała Ginny.

Harry kiwnął głową.

— Trochę aurorskich spraw, nie chcę cię zanudzać — rzucił.

Ginny uśmiechnęła się i skinęła głową, doskonale wiedząc, że powie jej wszystko później w zaciszu własnego domu.

— Jak się miewa moja Rosie? — zapytał Harry, pochylając się, by na nią spojrzeć; jej usta były pełne jajek, a twarz wysmarowana syropem. Roześmiał się na ten widok i wymamrotał coś o Ronie, czego Hermiona nie dosłyszała.

Jej serce podskakiwało za każdym razem, gdy słyszała jego imię. Każdego dnia strasznie za nim tęskniła i była smutna, że ich córka nigdy nie pozna go osobiście. Oczywiście wiedziała, kim był. W domu znajdowały się jego zdjęcia, a Rose wskazywała losowo jedno i mówiła „Tata?", by sprawdzić, czy był jej tatą.

Wyglądała też jak jej tata, zwłaszcza jej olśniewająco niebieskie oczy, takie jak jego. Jej włosy, chociaż nie tak rude jak u rodziny Weasleyów, wciąż miały odcień rudości zmieszany z jasnym brązem i lekko falowały, podobnie jak Hermiony za młodu. Była piękną mieszanką dwojga rodziców i Hermiona zawsze z dumą mówiła, że jest jej. Z roztargnieniem pogładziła włosy córki, przesuwając je na bok, żeby nie wpadały do jedzenia.

— Hermiono? — zapytał głośno Harry, próbując wyrwać ją z transu.

Wróciła do rzeczywistości i spojrzała na niego.

— Przepraszam, pogrążyłam się w myślach. Mówiłeś coś?

Uśmiechnął się do niej.

— Nic nie szkodzi. Mówiłem, że jutro planuję zabrać Teddy’ego do zoo i chciałem wiedzieć, czy chciałybyście się tam z nami spotkać?

— Brzmi cudownie. Rose kocha zoo, prawda, Rosie? — zapytała córkę.

Rose skinęła głową, mówiąc:

— Zoo! Zoo! Chodźmy!

Po czym zeszła z ławki i zaczęła biec.

Harry zaśmiał się i złapał ją, gdy przebiegła obok niego, sprawiając, że pisnęła.

— Nie teraz, skarbie. Jutro, dobrze?

— Dobla — powiedziała słodko do Harry’ego.

Postawił ją i powiedział:

— Może pójdziesz się pobawić? Myślę, że Teddy i Victoire też już skończyli jeść.

— Pa, pa! — zawołała, machając i uciekając, by znaleźć swoich kuzynów.

— Więc jutro? — zagadnął do Hermiony. — Około dziesiątej przy wejściu?

— Idealnie — odpowiedziała z uśmiechem.

______________

Witajcie :) mamy czwartek, więc pora na obiecany rozdział tej historii. Cukrzyca gwarantowana, prawda? To dziecko jest po prostu cudowne i już się nie mogę doczekać dalszych części. A Wy co o niej myślicie? Dajcie znać!

Na kolejny rozdział zapraszam w sobotę. Od jutra biorę się za tłumaczenie kolejnych rozdziałów. Niestety w tygodniu jest to nierealne z uwagi na pracę i inne zajęcia. Także trzymajcie kciuki.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego! Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy