—
Jesteś psychiczny.
—
To nieistotne — powiedział Albus. — Po prostu przyznaj, że lubisz Rose.
—
Nie zrobię tego, bo to nieprawda. A skoro już o tym mowa, dlaczego nie
przyznasz, że lubisz Monicę?
Albus
lekko uniósł brwi.
—
Dobra, jasne. Przyznaję. Widzisz? I nie zamierzam się podpalić. Różnica polega
na tym, że Rose prawdopodobnie też
cię lubi. Monica uważa mnie za odpychającego i nauczyłem się z tym żyć.
Simon
przewrócił oczami.
—
Al, twoim ojcem jest Harry Potter.
Łatwo byś znalazł dziewczynę, gdybyś tylko od czasu do czasu mrugał i nauczył
się oddychać przez nos.
Albus
prychnął.
—
Jasne. Jakbym mógł liczyć na tatę, że
sława pomoże mi znaleźć dziewczynę. To wcale nie jest żałosne. Może po prostu
wbiję sobie piorun w czoło i przeniosę się do Gryffindoru?
Scorpius
lekko popchnął Albusa.
—
Nie zawracaj sobie głowy, Simon. On jest szczęśliwy, że może obserwować Monicę
z daleka.
Albus
skinął głową.
—
Widzicie, dlatego się przyjaźnimy.
Rozumiecie mnie.
Trzej
chłopcy usiedli przy dużym stole w bibliotece, rozkładając swoje rzeczy. Albus
westchnął, wpatrując się w Scorpiusa.
—
Dlaczego w ogóle dałem ci się namówić na numerologię?
Scorpius
pokręcił głową.
—
To proste. Po prostu nie czytasz tekstu wystarczająco uważnie.
Albus
zmarszczył brwi.
—
Czytam cholernie dobrze, dzięki za
troskę. Ale to zupełnie coś innego niż te bzdury, których uczymy się na
lekcjach. Kiedy w ogóle będę musiał z tego korzystać?
—
Z podstaw arytmetyki? — wycedził Scorpius.
—
Nie ma w tym nic podstawowego.
Słyszałeś tę hipokryzję, którą wygłasza profesor Vector. Będzie zadawać pytania
w stylu „Jeśli, siedząc na miotle, zrzucisz czekoladową żabę z dziesięciu
metrów, będzie spadała z prędkością piętnastu mil na godzinę, która nawiasem
mówiąc, została wyprodukowana została w małej wiosce w Rosji, a opór powietrza
istnieje, poza tym ty ostatnio schudłeś jakieś dwadzieścia pięć kilogramów, to
ile babeczek może kupić Pedro za jedną ludzką duszę? To, kurwa, nie ma sensu.
Scorpius
westchnął.
—
Chętnie bym z tobą ponarzekał, ale nie mogę gadać. Muszę się skupić na
transmutacji.
Po
chwili Simon westchnął i teatralnie odłożył pióro.
—
Jestem beznadziejny z eliksirów. Scorpius, myślisz, że mógłbyś…?
—
Nie.
—
Ale ja nic nie…
—
Nie — odpowiedział niemal znudzony.
Był
do tego przyzwyczajony. Scorpiusie, co
miałeś w drugim i trzecim? A także w kolejnych? Scorpiusie, jestem beznadziejny z (wstaw przedmiot). Myślisz, że
mógłbyś przeczytać moje wypracowanie i poprawić wszystko, co napisałem źle? Normalnie
byłby skłonny przynajmniej zerknąć,
ale dziś nie był skupiony na czymś innym. Nic
nie mogło go rozproszyć.
—
Eee… Malfoy?
Cichy,
kobiecy, niezwykle napuszony głosik wybił go z rozmyślań.
Uniósł
wzrok.
—
Weasley! Eee… cześć.
Zrobił
coś z ręką, co można było uznać za gest. Albus i Simon przygryźli wargi, żeby
powstrzymać się od śmiechu.
—
Hej. — Zarumieniła się i nerwowo poruszała dłońmi. — Zacząłeś już pisać ten
esej z obrony przed czarną magią?
—
Nie. A ty?
Scorpius
nie był przygotowany na to, że Weasley tu będzie i miał trudności z wydobyciem
swojego wewnętrznego Ślizgona. Merlinie,
czy moje dłonie zawsze były takie duże i bezwładne? Co powinienem z nimi
zrobić?
Pokręciła
głową.
—
Zastanawiałam się… czy chciałbyś razem nad tym popracować? Skoro… no wiesz… zrobiliśmy
część fizyczną na zajęciach. Razem. Znaczy…
Zarumieniła
się na tę przypadkową aluzję. Albus i Simon starali się nie śmiać z jej
zażenowania, ale uśmiechali się niezwykle sugestywnie.
Scorpius
natomiast skoczył jej na ratunek.
—
Tak. Znaczy… jeśli chcesz? Napisać esej, oczywiście.
—
Czyż nie mówiłeś przed chwilą, że musisz skupić się na transmutacji? — zapytał
Simon.
Albus
zachichotał pod nosem.
Policzki
Scorpiusa zapłonęły.
—
Tak, ale zawsze mogę zrobić to później. A tak w ogóle, naprawdę powinienem
zacząć pisać ten esej.
Rzucił
ukradkowe spojrzenia swoim dwóm przyjaciołom, ostrzegając ich, żeby się
zamknęli.
—
Świetnie! — Rose się rozpromieniła. — To ja po prostu…
Wskazała
na stół pokryty stertą książek trzech chłopców.
Scorpius
szybko ruszył, żeby zrobić jej miejsce.
—
Proszę, siadaj. Dołącz do nas.
—
Dzięki.
Usiadła
naprzeciwko niego, obok Albusa i wyjęła z torby podręcznik do obrony przed
czarną magią. Choć nie była zachwycona koniecznością dzielenia miejsca z
najmniej lubianym kuzynem, czuła, że może zrobić wyjątek, jeśli pozwoli jej to
spędzić czas z… skreśl to… popracować nad esejem z Malfoyem. Przecież to
właśnie z nim trenowała na zajęciach z obrony przed czarną magią.
—
Witaj, Rose — zaintonował Albus.
Przewróciła
oczami.
—
Jesteś takim dziwadłem.
Albus
patrzył na nią bezlitośnie. Choć był to subtelny przejaw łagodnej złośliwości,
za każdym razem doprowadzał ją do szału.
—
Dlaczego? Sprawiam ci przykrość?
—
Przestań!
—
Nic nie robię.
Nie
przestawał się na nią gapić, odkąd usiadła. Nie mrugnął też ani razu.
—
Ignoruję cię. — Próbowała zachować nonszalancję i wciągnąć Scorpiusa w rozmowę
na temat równych mugolskich szkół samoobrony. — Nie jestem pewna, czy boks
tajski jest zawsze najlepszym wyborem. Pomyśl o tym, Malfoy. Skoro wiele walk
kończy się w parterze, to z pewnością zapasy powinny być priorytetowe.
Scorpius
skinął głową.
—
Rozumiem twój tok rozumowania. Al, przestań.
Rose
odwróciła się do kuzyna, który wciąż się na nią gapił.
—
Jak ci się udaje tak długo wytrzymać bez mrugnięcia okiem?
Albus
wzruszył ramionami.
—
Umysł ponad ciałem. Zapisz to w
eseju.
Scorpius
i Rose przewrócili oczami. Rozmawiali o znaczeniu pracy nóg, a Simon i Albus
patrzyli zdezorientowani.
—
Jak to się nazywa? Jakiś dziwny, nerdowski rytuał zalotów? — Simon wyszeptał
pod nosem.
Scorpius
i Rose byli tak pochłonięci rozmową na temat etyki obrony wyprzedzającej, że
nie dostrzegali chłopaków.
Albus
skinął głową.
—
Widzisz, jak ten nerd lekko pochyla się do przodu, kiedy coś mówi? Daje innym
nerdom sygnał, że ta nerdka jest zajęta.
Simon
zachichotał.
—
Zauważyłeś, jak nerdka dotyka włosów, kiedy nerd się odzywa? Wysyła nerdowi
sekretne, kobiece sygnały, że jest gotowa do kopulacji.
Scorpius
i Rose oczywiście nie zwracali uwagi na ich komentarze. Pracowali nad swoimi
wypracowaniami, na przemian flirtując i milcząc. Jakąś godzinę później Rose
wstała.
—
Powinnam wracać do Pokoju Wspólnego. Może… jeśli byś chciał… moglibyśmy się
znów pouczyć? Kiedyś? Jesteś w tym całkiem dobry…
—
Tak — powiedział Scorpius bez wahania.
Rose
się uśmiechnęła.
—
Och, dobrze. No cóż… do zobaczenia.
—
Tak, do zobaczenia.
Scorpius
patrzył, jak dziewczyna odchodzi.
—
Ekhm.
Scorpius
odwrócił się do dwójki przyjaciół, którzy cały czas siedzieli przy stole.
—
Hm? Mówiliście coś?
Albus
uśmiechnął się ironicznie.
—
Nie. Nic a nic. Po prostu dobrze się bawię. Odchrząkuję. — Albus uśmiechnął się
przesadnie entuzjastycznie, karykaturalnie, ukazując niemal wszystkie zęby. —
TO CAŁKOWICIE NORMALNE.
Simon
zachichotał.
—
Jesteście dla siebie stworzeni. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego napięcia
seksualnego w rozmowie o zagrożeniach bezpieczeństwa.
Scorpius
zarumienił się.
—
Dam wam po pięć galeonów, żebyście natychmiast odpuścili.
~*~*~*~*~*~*~*~
Nieśmiałe
próby Draco, by czytać książkę, spełzły na niczym. Nie mógł przestać zerkać na
kominek. Ona wkrótce tu będzie. Czemu był taki zdenerwowany? Już ze sobą spali.
Wcale się tym nie denerwował. Był cholernie podekscytowany i niecierpliwy ponad
miarę, ale nie zdenerwowany.
Przybywała
do jego domu. Do tego domu. Do domu, w którym była torturowana jako nastolatka.
Do domu, w którym Lord Voldemort założył swoją kwaterę główną podczas wojny.
Gdzie Draco się urodził. Gdzie mieszkał z rodziną. Gdzie zmarła jego żona.
O
mało się nie udławił. Czy to był zły
pomysł? A co, jeśli to za wcześnie?
W
chwili, gdy oderwał wzrok od kominka, by móc spokojnie panikować, usłyszał
znajomy szum zwiastujący przybycie Hermiony. Napiął się i odrzucił książkę na
drugą stronę kanapy, wstając, by powitać gościa. Już jest! Dobra, Draco. Spokojnie, zachowuj się normalnie.
—
Widzę, że dotarłaś bez problemu — powiedział, podchodząc do niej i całując ją
delikatnie w policzek.
Hermiona
się uśmiechnęła.
—
Twój dom jest ładny.
Zarumieniła
się, mając nadzieję, że nie zabrzmi to zbyt ogólnikowo ani nieszczerze. Dobra robota, Hermiono. To wielka
rezydencja. Oczywiście, że ładna.
Uśmiechnął
się na widok zarumienionej twarzy.
—
Jeśli masz jakiś bagaż, mogę poprosić Whimsy, żeby zaniosła je do mojego
pokoju.
Nagle
poczuł się głupio, zdając sobie sprawę z konsekwencji swojej oferty. Nie kazał
Whimsy przygotować pokoju gościnnego dla Hermiony, bo zakładał, że będzie spała
w jego łóżku. Nagle wydało mu się to wyjątkowo bezczelne.
Uratowała
go uspokajającym uśmiechem.
—
Nie trzeba. Tylko przyniosłam to. — Wskazała na małą torebkę z koralikami,
która — jak się domyślał — nie pomieściłaby więcej niż szminki, a co dopiero
ubrania na zmianę. — Zaklęcie zmniejszająco-zwiększające.
Uniósł
brew.
—
Bardzo imponujące, pani profesor.
Zmrużyła
oczy i stłumiła uśmiech.
—
Więc już nazywasz mnie „panią profesor”? Dopiero co przybyłam, panie Malfoy.
Uśmiechnął
się zalotnie.
—
Mów tak dalej, a zapomnę o dobrych manierach. Whimsy?
W
pokoju pojawiła się mała skrzatka domowa w najwytworniejszej, najjaśniejszej i
najpiękniejszej poszewce na poduszkę, jaką Hermiona kiedykolwiek widziała. O mój Boże. To odpowiednik formalnego stroju
skrzata domowego.
—
Pan Draco wzywał Whimsy?
—
Proszę zanieś torebkę panny Granger do mojego pokoju.
Oczy
Whimsy się rozszerzyły.
—
Do… do pana pokoju? Panna Granger nie będzie potrzebowała własnego pokoju?
Draco
jęknął w duchu. Dlaczego czuła potrzebę przeciągania tego? Mówił cicho, na tyle
głośno, by Whimsy mogła go usłyszeć.
—
Panna Granger zostanie w moim pokoju.
Whimsy
powoli skinęła głową z niedowierzaniem na twarzy. Draco zdał sobie sprawę, że
to będzie temat plotek wśród służby. Żaden ze skrzatów domowych nigdy wcześniej
nie widział czegoś takiego.
—
Whimsy zaniesie torebkę panny Granger do pokoju pana Draco.
Po
czym zniknęła z trzaskiem.
Hermiona
obserwowała tę wymianę zdań z lekkim zażenowaniem. Przygryzła wargę, gdy Draco
znów zwrócił na nią uwagę.
—
Mam nadzieję, że to nie wprowadziło cię w zakłopotanie.
Uśmiechnął
się szeroko.
—
Wcale nie. Obawiam się, że jestem dla nich pewnego rodzaju rozczarowaniem.
Większość skrzatów domowych żyje dla takich rzeczy. Intryg, sekretów. Nie
dostarczam im wystarczająco dużo tematów do rozmów. To będzie dla nich mile
widziany rozwój sytuacji.
Zaśmiała
się.
—
Więc… co zrobimy?
Uśmiechnął
się z politowaniem, podchodząc do niej.
—
Mam kilka pomysłów.
~*~*~*~*~*~*~*~
—
O mój Boże, jaka ogromna!
Hermiona
była bliska łez na ten piękny widok.
—
Cieszę się, że ci się podoba. — Uśmiechnął się ironicznie. — Zaszalej. Widać,
że chcesz.
Dla
jasności, rozmawiali o bibliotece.
Hermiona
była jak mała, pobudzona wiewiórka, skacząca z działu do działu, od książki do
książki. Właśnie przeglądała pierwsze wydanie Martwych Dusz.
—
Nie mogę uwierzyć, że go masz.
—
Dlaczego?
Podszedł
bliżej, żeby razem z nią obejrzeć książkę.
—
Gogol był mugolem. I pomyślałam… że twoja rodzina…
Wyglądała
na lekko zażenowaną i nie mogła dokończyć myśli.
Draco
uśmiechnął się czule.
—
Należała do mojej babci. Miała słabość do rosyjskiej, mugolskiej literatury, a
dziadek nie mógł jej niczego odmówić.
Hermiona
uśmiechnęła się szeroko.
—
A ty? Co lubisz czytać?
Wzruszył
ramionami.
—
Prawie wszystko. Ostatnio dużo czytam twórczości Gertrudy Stein, jeśli możesz w
to uwierzyć.
W
jego oczach pojawił się figlarny błysk.
—
Nie mówisz tego tylko po to, żeby mi zaimponować?
—
Och, zdecydowanie próbuję to zrobić. Mimo to całkiem podobały mi się Trzy Życia.
Zachichotała.
—
Draco Malfoyu, jesteś pełen niespodzianek.
—
Mam nadzieję, że dobrych.
Przygryzła
wargę.
—
Zaczynam wątpić w trafność mojej percepcji. Byłeś dupkiem za dzieciaka, czy
zawsze byłeś taki jak teraz?
Zaśmiał
się.
—
Nie, zdecydowanie byłem dupkiem.
Zwłaszcza wobec ciebie. I wiesz… przepraszam za to. Na wypadek, gdybym nigdy
wcześniej tego nie powiedział.
Spojrzała
na niego pytająco.
—
Naprawdę nie musisz…
—
Hermiono, lubię cię. Bardzo. I… nie chcę, żeby między nami zostało coś
niewypowiedzianego, co mogłoby później wyjść na światło dzienne i wszystko
zepsuć.
Uśmiechnęła
się.
—
Ja też cię lubię. I nie musisz przepraszać za to, że byłeś dla mnie niedobry w
przeszłości.
Rozluźnił
się, biorąc ją za rękę.
—
Nigdy nie sądziłem, że spotkam kogoś takiego jak ty. Po śmierci Astorii… —
Skrzywił się. — Nieważne.
Pierwsza lekcja w zabieganiu o
względy kobiety, Draco. Nie wspominaj o zmarłej żonie!
Hermiona
spojrzała na niego pocieszająco.
—
Śmiało.
Poczuł
ukłucie w piersi.
—
Cóż, chciałem powiedzieć, że po śmierci Astorii myślałem, że ten etap mojego
życia się skończył. I było mi z tym dobrze. Scorpius… on zawsze był dla mnie
priorytetem i nie sądziłem, że potrzebuję… — Lekko się otrząsnął. —
Przepraszam. Naprawdę nie chciałem aż tak obarczać cię moimi wyznaniami.
Zaśmiała
się cicho.
—
Podoba mi się ta twoja strona.
Draco
się uśmiechnął i gestem wskazał na kanapę.
—
Czyli mogę powiedzieć, że mój plan, aby zaimponować ci, pokazując kolekcję
rzadkich książek, działa?
Skinęła
głową.
—
Zdecydowanie tak. Ale musisz być świadomy, że będę się spotykać z tobą tylko po
to, żeby być bliżej twoich książek.
—
W porządku. Chociaż jesteś pewna, że to nie dlatego, że jestem takim ogierem w
łóżku?
Spojrzała
na niego z zamyśleniem.
—
Przyznaję, że to mogło mieć w tym mały udział.
Uśmiechnął
się ironicznie.
—
Nie ma w tym nic małego.
Przewróciła
oczami.
—
Minutę temu obnażałeś przede mną
swoją duszę. Teraz chwalisz się swoimi seksualnymi możliwościami.
Wyciągnął
do niej rękę.
—
Och, cześć. Chyba się nie poznaliśmy. Jestem Draco Malfoy i od czasu do czasu
się przechwalam.
Zaśmiała
się.
—
Ale z ciebie bachor.
Przerwało
im ciche pukanie do drzwi biblioteki.
—
Proszę — powiedział Draco.
Starszy
skrzat domowy o najładniejszej postawie, jaką Hermiona kiedykolwiek widziała
otworzył wrota. Hermiona instynktownie wyprostowała plecy.
—
Quincy pomyślał, że pan Draco chciałby wiedzieć, że kolacja będzie za godzinę.
—
Dziękuję, Quincy. — Skrzat domowy skinął głową i zniknął. Draco zwrócił się do
Hermiony. — No cóż, to chyba nasza kolej.
—
Na co?
—
Na ubranie się.
Hermiona
uniosła brew.
—
A nie jesteśmy ubrani?
Draco
się roześmiał.
—
Nie możemy nosić dżinsów w jadalni.
Hermiona
była teraz naprawdę zdezorientowana.
—
Dlaczego nie?
Draco
uniósł brew.
—
Po pierwsze, Quincy by się wściekł. Po drugie, moja matka wstałaby z grobu i
wywlekła mnie za ucho od stołu, gdyby zobaczyła, że nie jestem odpowiednio
ubrany na kolację. Po prostu zawsze tak tu robiliśmy.
Hermiona
spojrzała na niego z mieszanką rozbawienia i niedowierzania.
—
Tak, bo jestem pewna, że to pierwsza rzecz, na którą zwróciłaby uwagę twoja
matka. Twoja garderoba. Nie to, że z własnej woli chcesz jeść kolację z
mugolaczką.
—
Moja matka nie miałaby nic przeciwko temu, gdybyś była dawno zaginioną kuzynką
Salazara Slytherina, gdyby zobaczyła nas w dżinsach w jadalni.
Westchnęła.
—
Ach, czarodzieje czystej krwi. Dziwni jesteście.
—
To kwestia chowu wsobnego. Po pokoleniach małżeństw między kuzynami wyhodowali
gen, który większość z nas ma i pozwala on na właściwe ustalanie priorytetów. W
wyniku tego mamy nienaganne wyczucie stylu i dobre maniery przy stole.
Udali
się do sypialni Draco, żeby się przebrać. Hermiona była zaskoczona, że
przychodziło jej to z łatwością w jego obecności.
—
Muszę coś przetransmutować. Nie jestem pewna, czy wzięłam coś wystarczająco
eleganckiego według Quincy’ego.
—
Widzisz, śmieszy cię to. Ale to tylko dlatego, że nie masz pojęcia, jak
przerażający potrafi być.
Hermiona
prychnęła.
—
Sugerujesz, że boisz się swojego lokaja?
—
Nie, niczego nie sugeruję. Mówię
wprost, że cholernie się go boję. To
dowód na to, jak bardzo cię lubię, bo zdobyłem się na odwagę, żeby z nim porozmawiać
o płaceniu skrzatom domowym. Szczerze mówiąc, powinienem zwolnić swojego
prawnika i wysłać Quincy’ego, żeby prowadził wszystkie moje negocjacje.
Zaśmiała
się.
—
Jak to przyjął?
—
Cóż… był rozdarty. Z jednej strony, jestem jego Panem, więc ma obowiązek robić
to, o co proszę. Z drugiej, widziałem, że desperacko chciał mnie dźgnąć kuchennym
nożem. — Otworzył drzwi do swojego pokoju. — Panie przodem.
Posłał
jej czarujący uśmiech.
—
Jasny gwint! To twój pokój? — Był większy niż jej mieszkanie za czasów, gdy
pracowała jako Aurorka. Wszystko w tym pomieszczeniu cuchnęło przesadą. —
Draco, to niedorzeczne.
—
Nie wiem, czy ci się podoba, czy powinienem czuć się urażony.
—
Szczerze mówiąc, nie jestem pewna. Zawsze wiedziałam, że jesteś bogaty, ale że aż tak?
—
Jeszcze nie widziałaś łazienki.
Nieśmiało
przeszła przez drzwi. Draco wiedział, że zobaczyła wannę, gdy usłyszał jej
krzyk „O NAJŚWIĘTSZA ANIELKO!”. Uśmiechnął się ironicznie. Ta wanna była jego
ulubionym zbiornikiem wodnym w całej Wielkiej Brytanii. Właściwie bardziej
przypominała płytki basen niż wannę. Czarny marmur był zaczarowany, żeby
utrzymać wodę w idealnej temperaturze. Wokół kranu znajdowało się około tysiąca
małych pokręteł, w których znajdowały się wszystkie znane człowiekowi rodzaje żeli
do kąpieli i olejków zapachowych. Draco był na tyle pewny swojej męskości, by przyznać,
że dobry żel do kąpieli to coś, co odróżnia ludzi od zwierząt.
—
Chcesz spróbować? — zapytał, krocząc za nią.
Uśmiechnęła
się z politowaniem.
—
Mamy czas?
—
Na niewinną kąpiel? Tak. Na wszystkie inne rzeczy, na które miałem ochotę,
odkąd wyrzuciłaś mnie z łóżka w poniedziałek rano? — Uśmiechnął się z
politowaniem. — Absolutnie.
Przyciągnął
ją do siebie i pocałował.
Hermiona
uśmiechnęła się i wsunęła dłoń między nich, żeby rozpiąć guziki koszuli Draco.
—
Myślę, że czas na demonstrację. Pokaż mi, co chcesz ze mną zrobić.
Jęknął,
gdy jego dłonie otarły się o nią, sunąc wzdłuż jej ciała, aż do pośladków.
Cofał się, aż dotknęły ściany. Jego usta nie schodziły z jej ust, gdy zręcznie
rozpinał jej dżinsy. Wygięła plecy, gdy zsunął jej spodnie i majtki, pieszcząc
przy tym skórę ud. Zamruczała z uznaniem. Odchylił się na tyle, by ściągnąć jej
sweter przez głowę i szybko znów pocałował ją w usta.
Zdała
sobie sprawę, że wciąż jest zbyt ubrany i sięgnęła do jego paska. Zdjął koszulę
i wysunął się ze spodni, by jej pomóc. Potem sięgnął za jej plecy, by odpiąć
stanik i przerwał pocałunek, odchylił się i spojrzał na nią. Westchnął czule.
—
Nie sądzę, żebym kiedykolwiek mógł zobaczyć cię topless i nie poczuć, że zaraz
się rozpłynę.
Zachichotała.
—
Zamierzasz tylko patrzeć?
Podniósł
ją z warknięciem, wywołując figlarny pisk wiedźmy. Wszedł do wanny, nie
wypuszczając jej z objęć, gdy wanna magicznie napełniała się gorącą wodą.
Ugryzł ją w płatek ucha i przyłożył dłoń do cipki.
—
Nie mogłem tego — wsunął palec w jej
wnętrze — wyrzucić z głowy przez cały tydzień.
—
Kurwa — syknęła, gdy dodał drugi
palec, po czym poruszyła się na jego dłoni.
Zaśmiał
się cicho.
—
Taka potrzebująca. — Zwolnił ruch palców i pochylił głowę, by objąć ustami
jedną z jej piersi. Jęknęła cicho, gdy ssał jędrny sutek. Mruczał przy jej
piersi, zlizując kapiącą lawendową wodę. Merlinie,
uwielbiał piersi. Zwłaszcza jej. Jak to możliwe, że tak długo nie miał ich w
swoim życiu? Muskał je z uwielbieniem. — Wiesz, że gdybyś miała takie, gdy
chodziliśmy do szkoły, łaziłbym za tobą jak szczeniak.
Parsknęła
śmiechem.
—
Dlatego jesteś teraz dla mnie taki miły?
Uśmiechnął
się szeroko, drażniąc kciukiem jej łechtaczkę, przez co zadrżała i przytuliła
się do niego.
—
Między innymi.
Schyliła
się i pogłaskała jego krocze, a on zesztywniał pod wpływem tego dotyku.
—
Co jeszcze?
Próbował
zachować spokój, gdy przesunęła kciukiem po główce jego kutasa.
—
Eee… twoje… Merlinie, Hermiono. —
Jęknął, gdy pieściła go po napletku. — Twoje dłonie.
Przyspieszyła.
—
A poza tym?
Zaparło
mu dech w piersiach.
—
Twoje usta.
Wzięła
głęboki oddech i zanurzyła się pod wodę. Draco myślał, że zemdleje, gdy poczuł
jej usta na sobie, ssące go pod wodą. Jej język musnął główkę tuż przed tym,
jak wzięła całego kutasa do ust.
—
Kurwa, Hermiono. Sprawisz, że dojdę.
Jej
język przesunął się wzdłuż jego ciała, gdy skończyła. Wynurzyła się z wody,
wyglądając na bardzo zadowoloną z siebie.
—
Jesteś niewiarygodna — wychrypiał, wpatrując się w nią.
Prawie
wspięła się po jego ciele, przerzucając nogę przez jego biodro i nadziewając
się na niego. Draco zacisnął mocniej dłonie na jej biodrach i przycisnął ją do
siebie najmocniej, jak potrafił.
—
Bogowie, Draco.
Próbowała
poruszać biodrami, ale Draco mocno ją trzymał.
Uśmiechnął
się do niej ironicznie.
—
Daj mi chwilę, żebym mógł się tym nacieszyć.
Jego
oddech był ciężki i urywany. Czuła się przy nim tak dobrze, że miał wrażenie,
iż jeśli się nie opamięta, zrobi coś szalonego i na przykład poprosi ją o
dziecko.
—
Rusz się, Draco. Proszę — jęknęła tak
uroczo, że nie mógł jej niczego odmówić.
Wbił
się w nią.
—
Jezu Chryste — powiedział niemal bez tchu. — Jesteś idealna.
Co
jakiś czas pocierał jej łechtaczkę, pieprząc ją.
To
był przypływ wrażeń. Tak wielka rozkosz, że miała ochotę wybuchnąć.
—
Tak, Draco, Boże! — powtarzała.
Nie
pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak dobrze. Choć zawsze był zarozumiały,
wiedział, ze nigdy nie był z siebie tak dumny, jak w tej chwili, gdy patrzył,
jak Hermiona Granger wije się w jego objęciach, a jej powieki drgają i wylewają
z siebie tak wulgarne słowa, że aż dziw, że nie doszedł, słysząc tylko jej
słowa.
—
Jasna cholera. Pieprz mnie —
rozkazała. Z entuzjazmem wykonał jej polecenie. Oparł się o ścianę wanny i wbił
się w jej mokrą cipkę. — Proszę, nie przestawaj.
Nie
odważyłby się. Prawdopodobnie nie dałby rady, nawet gdyby spróbował.
—
Dla ciebie wszystko, kochanie.
Wbijał
się w nią mocniej i szybciej, masując jej łechtaczkę w rytm ruchów swojego
ciała. Kiedy poczuł, jak zaciska się na nim i wykrzykuje jego imię, doszedł
głęboko w niej z rykiem.
Z
trudem łapali oddechy. Ich czoła ocierały się o siebie. Draco wsunął mokry
kosmyk włosów za jej ucho i spojrzał na nią czule.
—
Granger — powiedział. — Jesteś w tym niesamowicie dobra.
Uśmiechnęła
się.
—
Ty też.
Niechętnie
się z niej wysunął. Nigdy więcej nie będzie mógł wziąć kąpieli, nie myśląc o
tym. Kąpanie się nigdy nie było takie sprośne.
—
Mam ochotę powiedzieć do diabła z kolacją i trzymać cię tu, aż oboje zgnijemy z
głodu i wyczerpania. Ale myślę, że moje skrzaty domowe rzuciłyby się na mnie z
widłami, gdybym pozbawił jej okazji do popisania się.
Hermiona
się roześmiała. Czuła się taka… zadowolona. Pomijając fakt, że jeszcze dwie minuty
temu miała najsilniejszy orgazm w życiu, świetnie się bawiła, spędzając czas z
Draco.
—
Powinniśmy się bać. Nie chcę się narazić na niełaskę Quincy’ego, spóźniając się
na kolację.
—
Dobra uwaga. Skoro już olśniłem cię książkami i seksem, to chyba powinienem cię
nakarmić.
Wyszedł
z wanny i chwycił ręcznik.
—
To chyba powszechne.
Uśmiechnął
się szeroko, wyciągając rękę, żeby jej pomóc wyjść z wanny. Owinął ją
ręcznikiem, żeby się ogrzała, i objął jej twarz dłońmi.
—
Wiesz, ja… — Przygryzł wargę, wyglądając na dość niepewnego. Coś w nim dodało
mu odwagi i powiedział: — Chyba za tobą szaleję.
Uśmiechnęła
się.
—
Naprawdę?
Skinął
głową.
—
Myślę, że mam tak samo.
Rozpromienił
się, pochylając się i składając na jej ustach słodki pocałunek.
Westchnęła,
gdy objął ją ramionami.
—
Kim jesteś?
Niepewnie
przygryzł wargę.
—
Twoim nowym chłopakiem?
Zarumieniła
się, a jej oczy się rozszerzyły.
—
Chcesz być moim chłopakiem?
Końcówki
jego uszu zaróżowiły się.
—
Tak, oczywiście.
Uśmiechnęła
się.
—
Podoba mi się to.
_____________
Witajcie :) ten rozdział o wiele bardziej mi się podoba niż poprzedni. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię te części z rozmowami chłopców, zawsze mega mnie to bawi. Chociaż spotkanie Hermiony i Draco też miało swój urok.
Ogólny plan jest taki, że do końca miesiąca opublikuję całe tłumaczenie. Zostało siedem rozdziałów, więc myślę, że to się uda. Trzymajcie kciuki :)
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)