sobota, 16 sierpnia 2025

[T] Hot for Teacher: Jak żyje jeden procent

 

— Jesteś psychiczny.

— To nieistotne — powiedział Albus. — Po prostu przyznaj, że lubisz Rose.

— Nie zrobię tego, bo to nieprawda. A skoro już o tym mowa, dlaczego nie przyznasz, że lubisz Monicę?

Albus lekko uniósł brwi.

— Dobra, jasne. Przyznaję. Widzisz? I nie zamierzam się podpalić. Różnica polega na tym, że Rose prawdopodobnie też cię lubi. Monica uważa mnie za odpychającego i nauczyłem się z tym żyć.

Simon przewrócił oczami.

— Al, twoim ojcem jest Harry Potter. Łatwo byś znalazł dziewczynę, gdybyś tylko od czasu do czasu mrugał i nauczył się oddychać przez nos.

Albus prychnął.

— Jasne. Jakbym mógł liczyć na tatę, że sława pomoże mi znaleźć dziewczynę. To wcale nie jest żałosne. Może po prostu wbiję sobie piorun w czoło i przeniosę się do Gryffindoru?

Scorpius lekko popchnął Albusa.

— Nie zawracaj sobie głowy, Simon. On jest szczęśliwy, że może obserwować Monicę z daleka.

Albus skinął głową.

— Widzicie, dlatego się przyjaźnimy. Rozumiecie mnie.

Trzej chłopcy usiedli przy dużym stole w bibliotece, rozkładając swoje rzeczy. Albus westchnął, wpatrując się w Scorpiusa.

— Dlaczego w ogóle dałem ci się namówić na numerologię?

Scorpius pokręcił głową.

— To proste. Po prostu nie czytasz tekstu wystarczająco uważnie.

Albus zmarszczył brwi.

Czytam cholernie dobrze, dzięki za troskę. Ale to zupełnie coś innego niż te bzdury, których uczymy się na lekcjach. Kiedy w ogóle będę musiał z tego korzystać?

— Z podstaw arytmetyki? — wycedził Scorpius.

— Nie ma w tym nic podstawowego. Słyszałeś tę hipokryzję, którą wygłasza profesor Vector. Będzie zadawać pytania w stylu „Jeśli, siedząc na miotle, zrzucisz czekoladową żabę z dziesięciu metrów, będzie spadała z prędkością piętnastu mil na godzinę, która nawiasem mówiąc, została wyprodukowana została w małej wiosce w Rosji, a opór powietrza istnieje, poza tym ty ostatnio schudłeś jakieś dwadzieścia pięć kilogramów, to ile babeczek może kupić Pedro za jedną ludzką duszę? To, kurwa, nie ma sensu.

Scorpius westchnął.

— Chętnie bym z tobą ponarzekał, ale nie mogę gadać. Muszę się skupić na transmutacji.

Po chwili Simon westchnął i teatralnie odłożył pióro.

— Jestem beznadziejny z eliksirów. Scorpius, myślisz, że mógłbyś…?

— Nie.

— Ale ja nic nie…

— Nie — odpowiedział niemal znudzony.

Był do tego przyzwyczajony. Scorpiusie, co miałeś w drugim i trzecim? A także w kolejnych? Scorpiusie, jestem beznadziejny z (wstaw przedmiot). Myślisz, że mógłbyś przeczytać moje wypracowanie i poprawić wszystko, co napisałem źle? Normalnie byłby skłonny przynajmniej zerknąć, ale dziś nie był skupiony na czymś innym. Nic nie mogło go rozproszyć.

— Eee… Malfoy?

Cichy, kobiecy, niezwykle napuszony głosik wybił go z rozmyślań.

Uniósł wzrok.

Weasley! Eee… cześć.

Zrobił coś z ręką, co można było uznać za gest. Albus i Simon przygryźli wargi, żeby powstrzymać się od śmiechu.

— Hej. — Zarumieniła się i nerwowo poruszała dłońmi. — Zacząłeś już pisać ten esej z obrony przed czarną magią?

— Nie. A ty?

Scorpius nie był przygotowany na to, że Weasley tu będzie i miał trudności z wydobyciem swojego wewnętrznego Ślizgona. Merlinie, czy moje dłonie zawsze były takie duże i bezwładne? Co powinienem z nimi zrobić?

Pokręciła głową.

— Zastanawiałam się… czy chciałbyś razem nad tym popracować? Skoro… no wiesz… zrobiliśmy część fizyczną na zajęciach. Razem. Znaczy

Zarumieniła się na tę przypadkową aluzję. Albus i Simon starali się nie śmiać z jej zażenowania, ale uśmiechali się niezwykle sugestywnie.

Scorpius natomiast skoczył jej na ratunek.

— Tak. Znaczy… jeśli chcesz? Napisać esej, oczywiście.

— Czyż nie mówiłeś przed chwilą, że musisz skupić się na transmutacji? — zapytał Simon.

Albus zachichotał pod nosem.

Policzki Scorpiusa zapłonęły.

— Tak, ale zawsze mogę zrobić to później. A tak w ogóle, naprawdę powinienem zacząć pisać ten esej.

Rzucił ukradkowe spojrzenia swoim dwóm przyjaciołom, ostrzegając ich, żeby się zamknęli.

— Świetnie! — Rose się rozpromieniła. — To ja po prostu…

Wskazała na stół pokryty stertą książek trzech chłopców.

Scorpius szybko ruszył, żeby zrobić jej miejsce.

— Proszę, siadaj. Dołącz do nas.

— Dzięki.

Usiadła naprzeciwko niego, obok Albusa i wyjęła z torby podręcznik do obrony przed czarną magią. Choć nie była zachwycona koniecznością dzielenia miejsca z najmniej lubianym kuzynem, czuła, że może zrobić wyjątek, jeśli pozwoli jej to spędzić czas z… skreśl to… popracować nad esejem z Malfoyem. Przecież to właśnie z nim trenowała na zajęciach z obrony przed czarną magią.

— Witaj, Rose — zaintonował Albus.

Przewróciła oczami.

— Jesteś takim dziwadłem.

Albus patrzył na nią bezlitośnie. Choć był to subtelny przejaw łagodnej złośliwości, za każdym razem doprowadzał ją do szału.

— Dlaczego? Sprawiam ci przykrość?

— Przestań!

— Nic nie robię.

Nie przestawał się na nią gapić, odkąd usiadła. Nie mrugnął też ani razu.

— Ignoruję cię. — Próbowała zachować nonszalancję i wciągnąć Scorpiusa w rozmowę na temat równych mugolskich szkół samoobrony. — Nie jestem pewna, czy boks tajski jest zawsze najlepszym wyborem. Pomyśl o tym, Malfoy. Skoro wiele walk kończy się w parterze, to z pewnością zapasy powinny być priorytetowe.

Scorpius skinął głową.

— Rozumiem twój tok rozumowania. Al, przestań.

Rose odwróciła się do kuzyna, który wciąż się na nią gapił.

— Jak ci się udaje tak długo wytrzymać bez mrugnięcia okiem?

Albus wzruszył ramionami.

— Umysł ponad ciałem. Zapisz to w eseju.

Scorpius i Rose przewrócili oczami. Rozmawiali o znaczeniu pracy nóg, a Simon i Albus patrzyli zdezorientowani.

— Jak to się nazywa? Jakiś dziwny, nerdowski rytuał zalotów? — Simon wyszeptał pod nosem.

Scorpius i Rose byli tak pochłonięci rozmową na temat etyki obrony wyprzedzającej, że nie dostrzegali chłopaków.

Albus skinął głową.

— Widzisz, jak ten nerd lekko pochyla się do przodu, kiedy coś mówi? Daje innym nerdom sygnał, że ta nerdka jest zajęta.

Simon zachichotał.

— Zauważyłeś, jak nerdka dotyka włosów, kiedy nerd się odzywa? Wysyła nerdowi sekretne, kobiece sygnały, że jest gotowa do kopulacji.

Scorpius i Rose oczywiście nie zwracali uwagi na ich komentarze. Pracowali nad swoimi wypracowaniami, na przemian flirtując i milcząc. Jakąś godzinę później Rose wstała.

— Powinnam wracać do Pokoju Wspólnego. Może… jeśli byś chciał… moglibyśmy się znów pouczyć? Kiedyś? Jesteś w tym całkiem dobry…

— Tak — powiedział Scorpius bez wahania.

Rose się uśmiechnęła.

— Och, dobrze. No cóż… do zobaczenia.

— Tak, do zobaczenia.

Scorpius patrzył, jak dziewczyna odchodzi.

— Ekhm.

Scorpius odwrócił się do dwójki przyjaciół, którzy cały czas siedzieli przy stole.

— Hm? Mówiliście coś?

Albus uśmiechnął się ironicznie.

— Nie. Nic a nic. Po prostu dobrze się bawię. Odchrząkuję. — Albus uśmiechnął się przesadnie entuzjastycznie, karykaturalnie, ukazując niemal wszystkie zęby. — TO CAŁKOWICIE NORMALNE.

Simon zachichotał.

— Jesteście dla siebie stworzeni. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego napięcia seksualnego w rozmowie o zagrożeniach bezpieczeństwa.

Scorpius zarumienił się.

— Dam wam po pięć galeonów, żebyście natychmiast odpuścili.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Nieśmiałe próby Draco, by czytać książkę, spełzły na niczym. Nie mógł przestać zerkać na kominek. Ona wkrótce tu będzie. Czemu był taki zdenerwowany? Już ze sobą spali. Wcale się tym nie denerwował. Był cholernie podekscytowany i niecierpliwy ponad miarę, ale nie zdenerwowany.

Przybywała do jego domu. Do tego domu. Do domu, w którym była torturowana jako nastolatka. Do domu, w którym Lord Voldemort założył swoją kwaterę główną podczas wojny. Gdzie Draco się urodził. Gdzie mieszkał z rodziną. Gdzie zmarła jego żona.

O mało się nie udławił. Czy to był zły pomysł? A co, jeśli to za wcześnie?

W chwili, gdy oderwał wzrok od kominka, by móc spokojnie panikować, usłyszał znajomy szum zwiastujący przybycie Hermiony. Napiął się i odrzucił książkę na drugą stronę kanapy, wstając, by powitać gościa. Już jest! Dobra, Draco. Spokojnie, zachowuj się normalnie.

— Widzę, że dotarłaś bez problemu — powiedział, podchodząc do niej i całując ją delikatnie w policzek.

Hermiona się uśmiechnęła.

— Twój dom jest ładny.

Zarumieniła się, mając nadzieję, że nie zabrzmi to zbyt ogólnikowo ani nieszczerze. Dobra robota, Hermiono. To wielka rezydencja. Oczywiście, że ładna.

Uśmiechnął się na widok zarumienionej twarzy.

— Jeśli masz jakiś bagaż, mogę poprosić Whimsy, żeby zaniosła je do mojego pokoju.

Nagle poczuł się głupio, zdając sobie sprawę z konsekwencji swojej oferty. Nie kazał Whimsy przygotować pokoju gościnnego dla Hermiony, bo zakładał, że będzie spała w jego łóżku. Nagle wydało mu się to wyjątkowo bezczelne.

Uratowała go uspokajającym uśmiechem.

— Nie trzeba. Tylko przyniosłam to. — Wskazała na małą torebkę z koralikami, która — jak się domyślał — nie pomieściłaby więcej niż szminki, a co dopiero ubrania na zmianę. — Zaklęcie zmniejszająco-zwiększające.

Uniósł brew.

— Bardzo imponujące, pani profesor.

Zmrużyła oczy i stłumiła uśmiech.

— Więc już nazywasz mnie „panią profesor”? Dopiero co przybyłam, panie Malfoy.

Uśmiechnął się zalotnie.

— Mów tak dalej, a zapomnę o dobrych manierach. Whimsy?

W pokoju pojawiła się mała skrzatka domowa w najwytworniejszej, najjaśniejszej i najpiękniejszej poszewce na poduszkę, jaką Hermiona kiedykolwiek widziała. O mój Boże. To odpowiednik formalnego stroju skrzata domowego.

— Pan Draco wzywał Whimsy?

— Proszę zanieś torebkę panny Granger do mojego pokoju.

Oczy Whimsy się rozszerzyły.

— Do… do pana pokoju? Panna Granger nie będzie potrzebowała własnego pokoju?

Draco jęknął w duchu. Dlaczego czuła potrzebę przeciągania tego? Mówił cicho, na tyle głośno, by Whimsy mogła go usłyszeć.

— Panna Granger zostanie w moim pokoju.

Whimsy powoli skinęła głową z niedowierzaniem na twarzy. Draco zdał sobie sprawę, że to będzie temat plotek wśród służby. Żaden ze skrzatów domowych nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego.

— Whimsy zaniesie torebkę panny Granger do pokoju pana Draco.

Po czym zniknęła z trzaskiem.

Hermiona obserwowała tę wymianę zdań z lekkim zażenowaniem. Przygryzła wargę, gdy Draco znów zwrócił na nią uwagę.

— Mam nadzieję, że to nie wprowadziło cię w zakłopotanie.

Uśmiechnął się szeroko.

— Wcale nie. Obawiam się, że jestem dla nich pewnego rodzaju rozczarowaniem. Większość skrzatów domowych żyje dla takich rzeczy. Intryg, sekretów. Nie dostarczam im wystarczająco dużo tematów do rozmów. To będzie dla nich mile widziany rozwój sytuacji.

Zaśmiała się.

— Więc… co zrobimy?

Uśmiechnął się z politowaniem, podchodząc do niej.

— Mam kilka pomysłów.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

— O mój Boże, jaka ogromna!

Hermiona była bliska łez na ten piękny widok.

— Cieszę się, że ci się podoba. — Uśmiechnął się ironicznie. — Zaszalej. Widać, że chcesz.

Dla jasności, rozmawiali o bibliotece.

Hermiona była jak mała, pobudzona wiewiórka, skacząca z działu do działu, od książki do książki. Właśnie przeglądała pierwsze wydanie Martwych Dusz.

— Nie mogę uwierzyć, że go masz.

— Dlaczego?

Podszedł bliżej, żeby razem z nią obejrzeć książkę.

— Gogol był mugolem. I pomyślałam… że twoja rodzina…

Wyglądała na lekko zażenowaną i nie mogła dokończyć myśli.

Draco uśmiechnął się czule.

— Należała do mojej babci. Miała słabość do rosyjskiej, mugolskiej literatury, a dziadek nie mógł jej niczego odmówić.

Hermiona uśmiechnęła się szeroko.

— A ty? Co lubisz czytać?

Wzruszył ramionami.

— Prawie wszystko. Ostatnio dużo czytam twórczości Gertrudy Stein, jeśli możesz w to uwierzyć.

W jego oczach pojawił się figlarny błysk.

— Nie mówisz tego tylko po to, żeby mi zaimponować?

— Och, zdecydowanie próbuję to zrobić. Mimo to całkiem podobały mi się Trzy Życia.

Zachichotała.

— Draco Malfoyu, jesteś pełen niespodzianek.

— Mam nadzieję, że dobrych.

Przygryzła wargę.

— Zaczynam wątpić w trafność mojej percepcji. Byłeś dupkiem za dzieciaka, czy zawsze byłeś taki jak teraz?

Zaśmiał się.

— Nie, zdecydowanie byłem dupkiem. Zwłaszcza wobec ciebie. I wiesz… przepraszam za to. Na wypadek, gdybym nigdy wcześniej tego nie powiedział.

Spojrzała na niego pytająco.

— Naprawdę nie musisz…

— Hermiono, lubię cię. Bardzo. I… nie chcę, żeby między nami zostało coś niewypowiedzianego, co mogłoby później wyjść na światło dzienne i wszystko zepsuć.

Uśmiechnęła się.

— Ja też cię lubię. I nie musisz przepraszać za to, że byłeś dla mnie niedobry w przeszłości.

Rozluźnił się, biorąc ją za rękę.

— Nigdy nie sądziłem, że spotkam kogoś takiego jak ty. Po śmierci Astorii… — Skrzywił się. — Nieważne.

Pierwsza lekcja w zabieganiu o względy kobiety, Draco. Nie wspominaj o zmarłej żonie!

Hermiona spojrzała na niego pocieszająco.

— Śmiało.

Poczuł ukłucie w piersi.

— Cóż, chciałem powiedzieć, że po śmierci Astorii myślałem, że ten etap mojego życia się skończył. I było mi z tym dobrze. Scorpius… on zawsze był dla mnie priorytetem i nie sądziłem, że potrzebuję… — Lekko się otrząsnął. — Przepraszam. Naprawdę nie chciałem aż tak obarczać cię moimi wyznaniami.

Zaśmiała się cicho.

— Podoba mi się ta twoja strona.

Draco się uśmiechnął i gestem wskazał na kanapę.

— Czyli mogę powiedzieć, że mój plan, aby zaimponować ci, pokazując kolekcję rzadkich książek, działa?

Skinęła głową.

— Zdecydowanie tak. Ale musisz być świadomy, że będę się spotykać z tobą tylko po to, żeby być bliżej twoich książek.

— W porządku. Chociaż jesteś pewna, że to nie dlatego, że jestem takim ogierem w łóżku?

Spojrzała na niego z zamyśleniem.

— Przyznaję, że to mogło mieć w tym mały udział.

Uśmiechnął się ironicznie.

— Nie ma w tym nic małego.

Przewróciła oczami.

Minutę temu obnażałeś przede mną swoją duszę. Teraz chwalisz się swoimi seksualnymi możliwościami.

Wyciągnął do niej rękę.

— Och, cześć. Chyba się nie poznaliśmy. Jestem Draco Malfoy i od czasu do czasu się przechwalam.

Zaśmiała się.

— Ale z ciebie bachor.

Przerwało im ciche pukanie do drzwi biblioteki.

— Proszę — powiedział Draco.

Starszy skrzat domowy o najładniejszej postawie, jaką Hermiona kiedykolwiek widziała otworzył wrota. Hermiona instynktownie wyprostowała plecy.

— Quincy pomyślał, że pan Draco chciałby wiedzieć, że kolacja będzie za godzinę.

— Dziękuję, Quincy. — Skrzat domowy skinął głową i zniknął. Draco zwrócił się do Hermiony. — No cóż, to chyba nasza kolej.

— Na co?

— Na ubranie się.

Hermiona uniosła brew.

— A nie jesteśmy ubrani?

Draco się roześmiał.

— Nie możemy nosić dżinsów w jadalni.

Hermiona była teraz naprawdę zdezorientowana.

— Dlaczego nie?

Draco uniósł brew.

— Po pierwsze, Quincy by się wściekł. Po drugie, moja matka wstałaby z grobu i wywlekła mnie za ucho od stołu, gdyby zobaczyła, że nie jestem odpowiednio ubrany na kolację. Po prostu zawsze tak tu robiliśmy.

Hermiona spojrzała na niego z mieszanką rozbawienia i niedowierzania.

— Tak, bo jestem pewna, że to pierwsza rzecz, na którą zwróciłaby uwagę twoja matka. Twoja garderoba. Nie to, że z własnej woli chcesz jeść kolację z mugolaczką.

— Moja matka nie miałaby nic przeciwko temu, gdybyś była dawno zaginioną kuzynką Salazara Slytherina, gdyby zobaczyła nas w dżinsach w jadalni.

Westchnęła.

— Ach, czarodzieje czystej krwi. Dziwni jesteście.

— To kwestia chowu wsobnego. Po pokoleniach małżeństw między kuzynami wyhodowali gen, który większość z nas ma i pozwala on na właściwe ustalanie priorytetów. W wyniku tego mamy nienaganne wyczucie stylu i dobre maniery przy stole.

Udali się do sypialni Draco, żeby się przebrać. Hermiona była zaskoczona, że przychodziło jej to z łatwością w jego obecności.

— Muszę coś przetransmutować. Nie jestem pewna, czy wzięłam coś wystarczająco eleganckiego według Quincy’ego.

— Widzisz, śmieszy cię to. Ale to tylko dlatego, że nie masz pojęcia, jak przerażający potrafi być.

Hermiona prychnęła.

— Sugerujesz, że boisz się swojego lokaja?

— Nie, niczego nie sugeruję. Mówię wprost, że cholernie się go boję. To dowód na to, jak bardzo cię lubię, bo zdobyłem się na odwagę, żeby z nim porozmawiać o płaceniu skrzatom domowym. Szczerze mówiąc, powinienem zwolnić swojego prawnika i wysłać Quincy’ego, żeby prowadził wszystkie moje negocjacje.

Zaśmiała się.

— Jak to przyjął?

— Cóż… był rozdarty. Z jednej strony, jestem jego Panem, więc ma obowiązek robić to, o co proszę. Z drugiej, widziałem, że desperacko chciał mnie dźgnąć kuchennym nożem. — Otworzył drzwi do swojego pokoju. — Panie przodem.

Posłał jej czarujący uśmiech.

— Jasny gwint! To twój pokój? — Był większy niż jej mieszkanie za czasów, gdy pracowała jako Aurorka. Wszystko w tym pomieszczeniu cuchnęło przesadą. — Draco, to niedorzeczne.

— Nie wiem, czy ci się podoba, czy powinienem czuć się urażony.

— Szczerze mówiąc, nie jestem pewna. Zawsze wiedziałam, że jesteś bogaty, ale że aż tak?

— Jeszcze nie widziałaś łazienki.

Nieśmiało przeszła przez drzwi. Draco wiedział, że zobaczyła wannę, gdy usłyszał jej krzyk „O NAJŚWIĘTSZA ANIELKO!”. Uśmiechnął się ironicznie. Ta wanna była jego ulubionym zbiornikiem wodnym w całej Wielkiej Brytanii. Właściwie bardziej przypominała płytki basen niż wannę. Czarny marmur był zaczarowany, żeby utrzymać wodę w idealnej temperaturze. Wokół kranu znajdowało się około tysiąca małych pokręteł, w których znajdowały się wszystkie znane człowiekowi rodzaje żeli do kąpieli i olejków zapachowych. Draco był na tyle pewny swojej męskości, by przyznać, że dobry żel do kąpieli to coś, co odróżnia ludzi od zwierząt.

— Chcesz spróbować? — zapytał, krocząc za nią.

Uśmiechnęła się z politowaniem.

— Mamy czas?

— Na niewinną kąpiel? Tak. Na wszystkie inne rzeczy, na które miałem ochotę, odkąd wyrzuciłaś mnie z łóżka w poniedziałek rano? — Uśmiechnął się z politowaniem. — Absolutnie.

Przyciągnął ją do siebie i pocałował.

Hermiona uśmiechnęła się i wsunęła dłoń między nich, żeby rozpiąć guziki koszuli Draco.

— Myślę, że czas na demonstrację. Pokaż mi, co chcesz ze mną zrobić.

Jęknął, gdy jego dłonie otarły się o nią, sunąc wzdłuż jej ciała, aż do pośladków. Cofał się, aż dotknęły ściany. Jego usta nie schodziły z jej ust, gdy zręcznie rozpinał jej dżinsy. Wygięła plecy, gdy zsunął jej spodnie i majtki, pieszcząc przy tym skórę ud. Zamruczała z uznaniem. Odchylił się na tyle, by ściągnąć jej sweter przez głowę i szybko znów pocałował ją w usta.

Zdała sobie sprawę, że wciąż jest zbyt ubrany i sięgnęła do jego paska. Zdjął koszulę i wysunął się ze spodni, by jej pomóc. Potem sięgnął za jej plecy, by odpiąć stanik i przerwał pocałunek, odchylił się i spojrzał na nią. Westchnął czule.

— Nie sądzę, żebym kiedykolwiek mógł zobaczyć cię topless i nie poczuć, że zaraz się rozpłynę.

Zachichotała.

— Zamierzasz tylko patrzeć?

Podniósł ją z warknięciem, wywołując figlarny pisk wiedźmy. Wszedł do wanny, nie wypuszczając jej z objęć, gdy wanna magicznie napełniała się gorącą wodą. Ugryzł ją w płatek ucha i przyłożył dłoń do cipki.

— Nie mogłem tego — wsunął palec w jej wnętrze — wyrzucić z głowy przez cały tydzień.

Kurwa — syknęła, gdy dodał drugi palec, po czym poruszyła się na jego dłoni.

Zaśmiał się cicho.

— Taka potrzebująca. — Zwolnił ruch palców i pochylił głowę, by objąć ustami jedną z jej piersi. Jęknęła cicho, gdy ssał jędrny sutek. Mruczał przy jej piersi, zlizując kapiącą lawendową wodę. Merlinie, uwielbiał piersi. Zwłaszcza jej. Jak to możliwe, że tak długo nie miał ich w swoim życiu? Muskał je z uwielbieniem. — Wiesz, że gdybyś miała takie, gdy chodziliśmy do szkoły, łaziłbym za tobą jak szczeniak.

Parsknęła śmiechem.

— Dlatego jesteś teraz dla mnie taki miły?

Uśmiechnął się szeroko, drażniąc kciukiem jej łechtaczkę, przez co zadrżała i przytuliła się do niego.

— Między innymi.

Schyliła się i pogłaskała jego krocze, a on zesztywniał pod wpływem tego dotyku.

— Co jeszcze?

Próbował zachować spokój, gdy przesunęła kciukiem po główce jego kutasa.

— Eee… twoje… Merlinie, Hermiono. — Jęknął, gdy pieściła go po napletku. — Twoje dłonie.

Przyspieszyła.

— A poza tym?

Zaparło mu dech w piersiach.

— Twoje usta.

Wzięła głęboki oddech i zanurzyła się pod wodę. Draco myślał, że zemdleje, gdy poczuł jej usta na sobie, ssące go pod wodą. Jej język musnął główkę tuż przed tym, jak wzięła całego kutasa do ust.

Kurwa, Hermiono. Sprawisz, że dojdę.

Jej język przesunął się wzdłuż jego ciała, gdy skończyła. Wynurzyła się z wody, wyglądając na bardzo zadowoloną z siebie.

— Jesteś niewiarygodna — wychrypiał, wpatrując się w nią.

Prawie wspięła się po jego ciele, przerzucając nogę przez jego biodro i nadziewając się na niego. Draco zacisnął mocniej dłonie na jej biodrach i przycisnął ją do siebie najmocniej, jak potrafił.

Bogowie, Draco.

Próbowała poruszać biodrami, ale Draco mocno ją trzymał.

Uśmiechnął się do niej ironicznie.

— Daj mi chwilę, żebym mógł się tym nacieszyć.

Jego oddech był ciężki i urywany. Czuła się przy nim tak dobrze, że miał wrażenie, iż jeśli się nie opamięta, zrobi coś szalonego i na przykład poprosi ją o dziecko.

— Rusz się, Draco. Proszę — jęknęła tak uroczo, że nie mógł jej niczego odmówić.

Wbił się w nią.

— Jezu Chryste — powiedział niemal bez tchu. — Jesteś idealna.

Co jakiś czas pocierał jej łechtaczkę, pieprząc ją.

To był przypływ wrażeń. Tak wielka rozkosz, że miała ochotę wybuchnąć.

— Tak, Draco, Boże! — powtarzała.

Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak dobrze. Choć zawsze był zarozumiały, wiedział, ze nigdy nie był z siebie tak dumny, jak w tej chwili, gdy patrzył, jak Hermiona Granger wije się w jego objęciach, a jej powieki drgają i wylewają z siebie tak wulgarne słowa, że aż dziw, że nie doszedł, słysząc tylko jej słowa.

Jasna cholera. Pieprz mnie — rozkazała. Z entuzjazmem wykonał jej polecenie. Oparł się o ścianę wanny i wbił się w jej mokrą cipkę. — Proszę, nie przestawaj.

Nie odważyłby się. Prawdopodobnie nie dałby rady, nawet gdyby spróbował.

— Dla ciebie wszystko, kochanie.

Wbijał się w nią mocniej i szybciej, masując jej łechtaczkę w rytm ruchów swojego ciała. Kiedy poczuł, jak zaciska się na nim i wykrzykuje jego imię, doszedł głęboko w niej z rykiem.

Z trudem łapali oddechy. Ich czoła ocierały się o siebie. Draco wsunął mokry kosmyk włosów za jej ucho i spojrzał na nią czule.

— Granger — powiedział. — Jesteś w tym niesamowicie dobra.

Uśmiechnęła się.

— Ty też.

Niechętnie się z niej wysunął. Nigdy więcej nie będzie mógł wziąć kąpieli, nie myśląc o tym. Kąpanie się nigdy nie było takie sprośne.

— Mam ochotę powiedzieć do diabła z kolacją i trzymać cię tu, aż oboje zgnijemy z głodu i wyczerpania. Ale myślę, że moje skrzaty domowe rzuciłyby się na mnie z widłami, gdybym pozbawił jej okazji do popisania się.

Hermiona się roześmiała. Czuła się taka… zadowolona. Pomijając fakt, że jeszcze dwie minuty temu miała najsilniejszy orgazm w życiu, świetnie się bawiła, spędzając czas z Draco.

— Powinniśmy się bać. Nie chcę się narazić na niełaskę Quincy’ego, spóźniając się na kolację.

— Dobra uwaga. Skoro już olśniłem cię książkami i seksem, to chyba powinienem cię nakarmić.

Wyszedł z wanny i chwycił ręcznik.

— To chyba powszechne.

Uśmiechnął się szeroko, wyciągając rękę, żeby jej pomóc wyjść z wanny. Owinął ją ręcznikiem, żeby się ogrzała, i objął jej twarz dłońmi.

— Wiesz, ja… — Przygryzł wargę, wyglądając na dość niepewnego. Coś w nim dodało mu odwagi i powiedział: — Chyba za tobą szaleję.

Uśmiechnęła się.

— Naprawdę?

Skinął głową.

— Myślę, że mam tak samo.

Rozpromienił się, pochylając się i składając na jej ustach słodki pocałunek.

Westchnęła, gdy objął ją ramionami.

Kim jesteś?

Niepewnie przygryzł wargę.

— Twoim nowym chłopakiem?

Zarumieniła się, a jej oczy się rozszerzyły.

— Chcesz być moim chłopakiem?

Końcówki jego uszu zaróżowiły się.

— Tak, oczywiście.

Uśmiechnęła się.

— Podoba mi się to.

_____________

Witajcie :) ten rozdział o wiele bardziej mi się podoba niż poprzedni. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię te części z rozmowami chłopców, zawsze mega mnie to bawi. Chociaż spotkanie Hermiony i Draco też miało swój urok.

Ogólny plan jest taki, że do końca miesiąca opublikuję całe tłumaczenie. Zostało siedem rozdziałów, więc myślę, że to się uda. Trzymajcie kciuki :)

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu. Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy