niedziela, 7 września 2025

[T] Rzeczy, których nie nauczysz się z książek: Rozdział 2

 

Kiedy Hermiona weszła następnego ranka do Pokoju Wspólnego, pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła, była Lavender z nogami wokół Rona, chichocząca na jego kolanach. Siedzieli nos w nos, szepcząc do siebie. Hermionie zrobiło się niedobrze. Było zdecydowanie za wcześnie, żeby znowu musiała się z tym wszystkim mierzyć.

Nie chodziło o to, że czuła coś do Rona, a przynajmniej nie do końca, ale on nigdy nie zachowywał się tak wobec niej, gdy byli razem. Nigdy jej nie przytulał, nigdy nie całował jej do utraty tchu. Nigdy nie był wobec niej takim chichoczącym głupcem. I Hermiona zastanawiała się, co jest z nią nie tak, że nie wywołuje u mężczyzn takich reakcji.

Ginny podeszła do niej i podążyła za jej wzrokiem.

— Bogowie, nie dam rady znosić tego na pusty żołądek. Chodź, Miona, idziemy na śniadanie.

Ginny odciągnęła Hermionę od sceny za rękaw jej koszuli. Zeszły spiralnymi schodami, opuściły wieżę i skierowały się do Wielkiej Sali.

— Jak minął twój pierwszy dzień pracy? Nie widziałam cię wczoraj wieczorem po powrocie — zapytała Ginny, gdy usiadły przy długim stole Gryffindoru.

Hermiona westchnęła, nakładając sobie na talerz jajka, kiełbasę i bekon.

— Co, książki nie były tak przyjazne, jak się spodziewałaś?

Hermiona szturchnęła przyjaciółkę ramieniem.

— Nie, okazuje się, że oprócz książek i szefa mam jeszcze jednego współpracownika.

Ginny otworzyła szeroko oczy.

— Och, kogo?

Hermiona skinęła głową w stronę chłopaka wchodzącego do sali właśnie w tym momencie. Jego jasne, blond włosy lśniły w świetle wpadającym przez okna w suficie. Był tak cholernie wysoki, że górował co najmniej o głowę nad większością uczniów, a jego szpiczasta szczęka i arystokratyczny nos były tak charakterystyczne, że nie sposób było go nie zauważyć.

— Nie! — Ginny jęknęła. — Musisz pracować z Malfoyem? Jak, do cholery, w ogóle go zatrudnili?

— Właściwie nie jest współpracownikiem. Raczej wolontariuszem? Służącym kontaktowym? — Pokręciła głową. — Realizuje projekt dla Ministerstwa w ramach okresu próbnego. Chyba Stokes zatrudnił mnie po to, żebym miała na niego oko. Jestem wynajętą opiekunką Malfoya.

Ginny się roześmiała.

— Och, to niesamowite. Moc, którą teraz posiadasz, jest satysfakcjonująca.

— Co jest satysfakcjonujące? — zapytał Ron, mierząc wzrokiem jedzenie rozłożone przed nimi, gdy on i Lavender usiedli naprzeciwko nich.

— Kontrola Hermiony nad…

Hermiona kopnęła Ginny w goleń pod stołem, przerywając jej wypowiedź. Ginny zerknęła na nią zdenerwowana, ale kiedy Hermiona nieznacznie pokręciła głową, prosząc Ginny, żeby przestała, dziewczyna posłuchała.

Kaszlnęła, próbując wyjaśnić swoją pauzę.

— Przepraszam, eee, kontrola Hermiony nad jej nawykami uczenia się. Chciałabym być tak zdyscyplinowana.

Harry usiadł za stołem i pocałował Ginny w policzek.

— Jesteś równie zdyscyplinowana w treningach Quidditcha.

Ginny się zarumieniła. Publiczne okazywanie uczuć było dla nich czymś nowym. Kiedy wrócili z polowania na horkruksy, Ginny była na nich wszystkich bardzo zła, że ją zostawili, a na Harry’ego najbardziej. Wybaczyła mu po wielu próbach ugłaskania jej i powoli wracali do siebie.

— Dzięki, Harry. A propos, chciałbyś pójść dziś wieczorem na trening?

Chłopak uśmiechnął się do pięknej rudowłosej.

— Brzmi świetnie. Nie przegapiłbym tego.

Hermiona była szczerze zadowolona z ich szczęścia. Stanowili piękną parę. Po prostu idealnie do siebie pasowali. Ale to nie znaczy, że nie czuła lekkiego ukłucia zazdrości, patrząc na nich. Pragnęła tego, co mieli. Dotychczas miała tylko trzy „związki”: Viktora, który był nią oczarowany, ale niestety ona nie czuła tego samego; Rona, który zdawał się całować ją, bo myślał, że powinien, i wyraźnie mu ulżyło, gdy powiedziała, że nie muszą już udawać związku; oraz jej nieudanej próby wzbudzenia zazdrości w Ronie: Cormaca. Mężczyzny, który całowałby drzewo, gdyby pień był wystarczająco krzywy. Nie, Hermiona wyraźnie poniosła porażkę na miłosnej arenie. A tak bardzo nienawidziła porażek.

Jej dzień był nieco mniej koszmarny niż poprzedni. Przyszła punktualnie na zajęcia, profesor Vector pochwalił ją za zaangażowanie na numerologii, co dodało jej pewności siebie. Podczas długiej przerwy Hermiona zrezygnowała z lunchu na rzecz nauki w bibliotece i odkryła, że jej ulubiony stolik jest pusty. Padała na niego idealna ilość naturalnego światła i był wystarczająco oddalony od głównej części biblioteki, by zapewnić jej chwilę spokoju i ciszy. Po odłożeniu torby Hermiona poszła po kilka książek o teorii transmutacji do pracy domowej, nad którą pracowała dla nowego profesora Kalibana. Kiedy wróciła, zauważyła, że ktoś siedzi przy jej idealnym stoliku.

— Malfoy, co ty tu robisz? — zapytała, starając się mówić spokojnie, by nie narazić się na gniew pani Pince.

Spojrzał w górę, udając zdziwienie na jej widok.

— Och, siedziałaś tu? Wybacz.

Hermiona prychnęła, odsuwając krzesło i rzucając książki na drewniany blat.

— Najwyraźniej wiedziałeś, że tak. Czego chcesz, Malfoy?

Zmarszczył brwi.

— Nie, jestem pewien, że celowo nie naraziłbym się na twoją ohydną obecność.

— Przekomiczne — odpowiedziała. — Czego chcesz?

— Wiesz, że chodzę na zaawansowane eliksiry z twoją rudowłosą przyjaciółką? — zapytał.

— Musisz mówić konkretniej — odparła Hermiona.

— Łasicą — rzucił z westchnieniem.

— Ach. — Hermiona skinęła głową. — Zdaje się, że Ginny wspomniała coś o tym, że jest zmuszona patrzeć, jak zamartwiasz się w kącie, tak.

— Nie „zamartwiam się” — burknął głośniej, na co pani Pince rzuciła mu miażdżące spojrzenie.

— Streszczaj się, Malfoy. Mam coś do zrobienia.

— Wspomniała, że myślisz o odejściu z pracy w księgarni.

Pozwolił, by słowa zawisły w powietrzu.

— I co w związku z tym?

Hermiona zaczęła kartkować książkę na temat transmutacji żywej istoty w żywą istotę.

— Cóż, po prostu myślałem, że jesteś ulepiona z silniejszego materiału — zadrwił słabo.

Hermiona podniosła wzrok, jej oczy spotkały się z nim, a w głowie zaczęła kiełkować myśl.

— Potrzebujesz mnie.

Wzdrygnął się.

— Co? Nie.

Uśmiech zaczął drgać w kącikach jej ust.

— O mój Boże, naprawdę mnie potrzebujesz! Kiedy mówiłam to wczoraj wieczorem, myślałam, że bredzę, ale naprawdę mnie potrzebujesz, prawda?

Wstał, odsuwając krzesło, które zaskrzypiało na drewnianej podłodze.

— Nie. Nie jesteś mi do niczego potrzebna, Granger. Brzmisz absurdalnie. Idę sobie.

Hermiona szeroko się uśmiechnęła.

— Do zobaczenia wieczorem, Malfoy! — zawołała za nim, gdy odchodził.

Swoimi słowami przyciągnęła w ich stronę wiele spojrzeń, ale to pełne obrzydzenia, którym ją obrzucił, sprawiło, że było warto.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Tego popołudnia, wychodząc z zamku, zauważyła tego głupiego blondyna, który również zmierzał do wyjścia. Musiała się postarać bardziej niż on, żeby zmniejszyć dystans między nimi, ale udało jej się go dogonić.

Kiedy się zbliżyła, odwrócił się, żeby na nią spojrzeć.

— Tak bardzo chcesz mnie znów zobaczyć, Granger? Zarumienię się.

Parsknęła śmiechem.

— Czy to nie drugi raz, kiedy używasz tej drwiny? Albo jesteś pozbawiony wyobraźni, albo naprawdę nie potrafisz przestać się przy mnie rumienić.

Prychnął i przyspieszył kroku. Wyprzedził ją tuż przed drzwiami i otworzył je na oścież, przez co Stokes zerwał się z miejsca przy kasie. Hermiona podbiegła i weszła tuż za blondynem. Oboje musieli zakryć usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem na widok czystego przerażenia na twarzy Stokesa.

— Och, on się ciebie strasznie boi — szepnęła Hermiona do Malfoya.

Skinął głową na znak zgody.

— Przepraszam pana, chciałem się tylko upewnić, że będę na czas — powiedział, próbując uspokoić trzęsącego się mężczyznę.

Stokes spojrzał na zegar ścienny, który wskazywał, że oboje byli pięć minut przed czasem i odchrząknął.

— Cóż, doceniam entuzjazm, jednakże przydałaby się odrobina dobrego wychowania.

Hermiona zacisnęła usta, starając się wyglądać na skruszoną, choć wcale nie czuła, że powinna. Szczerze mówiąc, czuła do tego mężczyzny taką samą złość, co do Malfoya. W końcu to on ją zatrudnił pod fałszywym pretekstem.

— Tak, proszę pana. Czy znowu mam pracować na zapleczu? A może będę miała okazję poćwiczyć na kasie i obsłudze?

Stokes przeskanował wzrokiem Malfoya, a potem znów spojrzał na Hermionę.

— Myślę, że najlepiej będzie, gdy będziesz towarzyszyć panu Malfoyowi. On ma mnóstwo pracy, a ja mam tu wszystko pod kontrolą.

Hermiona podejrzewała, że właśnie tak odpowie, ale zamierzała pytać dalej, aż mężczyzna w końcu ustąpi. Hermiona była uparta jak cholera. Przetrwa to, była tego pewna. Skinęła głową na znak zrozumienia, po czym poszła za Malfoyem do pokoju na zapleczu.

Tak, proszę pana? — zadrwił Draco, unosząc jedną brew. — Lizuska.

Hermiona szeroko otworzyła oczy i spojrzała na niego niewinnie.

— Och, proszę pana, nie wiem, co pan ma na myśli. Jestem po prostu czarownicą pełną szacunku dla innych.

Malfoy kaszlnął, przerywając jej wystąpienie.

— Podlizywanie się działa. I co z tego? — zapytała go, gdy nadal klepał się po piersi, a jego policzki poczerwieniały, gdy kaszel ustał.

— To raczej ślizgońskie myślenie, Loczku. Jesteś pewna, że trafiłaś do właściwego domu? — spytał, wyciągając rękę i pociągając za jeden z jej loków, obserwując, jak ten podskakuje.

Hermiona przechyliła głowę na bok, wymykając się spod jego ręki.

— Właściwie to miałam trzy opcje. I nigdy więcej nie nazywaj mnie Loczkiem. Nienawidzę tego.

— Zanotowane, Loczku — odpowiedział z diabolicznym uśmieszkiem na twarzy.

Hermiona jęknęła, uświadamiając sobie swój błąd, i postanowiła szybko o tym zapomnieć.

— W sumie mogłam wybrać między Ravenclawem, Slytherinem i Gryffindorem.

— Popisujesz się — mruknął, zabierając się do pracy nad zadaniem dla Ministerstwa.

Hermiona nie miała w tej chwili ochoty mu pomagać. Zamiast tego wskoczyła na jeden ze stołów, usiadła z nogami zwisającymi swobodnie i rozejrzała się po pomieszczeniu.

Malfoy podniósł wzrok znad zwoju, który czytał.

— Co ty robisz?

Jego wzrok przesunął się po jej ciele, skupiając się na nogach w legginsach. Nie pozwoliła, by dosadnie wyraził pogardę dla jej mugolskich ubrań.

— Cóż, moim zadaniem jest być twoją opiekunką, a nie odsiadywać za ciebie wyrok w zawieszeniu. Więc chyba ci dziś nie pomogę.

Westchnął.

— I co, będziesz tu siedzieć i patrzeć, jak pracuję? To cholernie dziwne, Granger.

— O nie, Draco Malfoy uważa mnie za dziwną! To najgorsza obelga, jaką kiedykolwiek słyszałam, zwłaszcza od niego! Co mam począć?

Przewróciła oczami i zeskoczyła ze stołu. Weszła głębiej do magicznie powiększonego pokoju. W pomieszczeniu panował już mrok, ale im dalej szła, tym trudniej było cokolwiek dostrzec, bo książki piętrzyły się coraz wyżej, zasłaniając światło z kinkietów.

Rzuciła własne zaklęcie płomieni i posłała kilka z nich, by zawisły pod sufitem kilka kroków przed nią. Zaczynała niepokoić się ilością książek. Gdyby Malfoy musiał przejrzeć je wszystkie, mógłby nigdy nie opuścić tej przeklętej księgarni. W końcu dotarła do tylnej ściany, ale teraz, gdy zrozumiała rozmiary pomieszczenia, była pod wrażeniem. Wracając na przód, rzuciła kilka zaklęć odkurzających, żeby trochę zmniejszyć ponure wrażenie. Skoro miała tu codziennie pracować, równie dobrze mogła sprawić, by było tu przyjemniej. Posłała rząd płomieni wzdłuż ścieżki, którą szła, i zawiesiła je w powietrzu, żeby rozjaśnić otoczenie.

Kiedy wróciła, dostrzegła, że Malfoy nie zarejestrował jej obecności. Pracował w ciszy, z oczami głęboko wpatrzonymi w pergamin przed sobą. Przyzwyczaiła się do widoku jego twarzy w grymasie szyderstwa lub niegrzecznego uśmieszku, więc ze zdziwieniem zauważyła, że gdy odpoczywał, bardzo wyraźnie było widać, jak bardzo jest zmęczony. Pod jego oczami pojawiły się sińce zamaskowane lekkim zaklęciem, a twarz była szczupła, choć nie tak wychudła jak na szóstym roku. Prawie poczuła się źle, widząc go w takim stanie. Prawie. Jakimś cudem, pomimo zmęczenia, wciąż był nieznośnie i irytująco atrakcyjny. Najwyraźniej spędził trochę czasu na treningach przed ósmym rokiem. Nadal był dość szczupły, ale dostrzegała jego siłę. Koszula marszczyła się wokół bicepsów i ciasno opinał klatkę piersiową. Musiał odświeżyć garderobę, bo ubrania nie do końca pasowały do jego nowej sylwetki. Oczywiście, wiedząc, jak bardzo jest próżny, prawdopodobnie lubił popisywać się swoją muskulaturą.

— Mogę ci w czymś pomóc, Granger? — zapytał, a w jego głosie dało się usłyszeć charakterystyczny przekąs.

Nie była pewna, ile czasu minęło, odkąd zarejestrował jej obecność, ale i tak było jej wstyd, że została przyłapana na patrzeniu się na niego.

— Myślałem, że jesteś jedyną osobą, która nie gapi się na przerażającego Śmierciożercę.

Pokręcił głową z irytacją.

Hermiona się roześmiała. Był tak daleki od jej prawdziwych myśli.

— Już ci mówiłam. Malfoy, nie ma w tobie nic strasznego. Czy w ogóle można cię nazwać Śmierciożercą?

Zamarł. Szare oczy przygwoździły ją do ziemi niczym fizyczne doznanie. Nadal wpatrywał się w nią, idąc naprzód, podwijając lewy rękaw koszuli z długim rękawem. Hermiona spuściła wzrok, śledząc ruch. Głęboki, czarny ślad odciskał się na jego skórze, nie jak tatuaż, a raczej jako piętno. Skrzywiła się nieświadomie, wyobrażając sobie, jak bardzo musiało boleć otrzymanie go.

— Tak, to cholernie obrzydliwe, Granger, zgadza się. Powiedziałbym więc, że zdecydowanie jestem Śmierciożercą. Powinnaś się mnie cholernie bać, ty głupia dziewczyno.

Jego słowa były kąśliwe i trafiły w sedno. Po raz pierwszy odkąd została z nim sam na sam w ciemnym pomieszczeniu, poczuła prawdziwy strach. Ale jednocześnie nasuwały się jej kolejne pytania. Jej umysł nieustannie szukał zagadek i schematów, ale to nie było zachowanie człowieka dumnego z tego, czego dokonał. Wstydził się. I to bardzo. Dlaczego więc nie wyrzekł się nauk, którymi tak gardził?

Wiedziała, że powinna odpuścić. Był jak okaleczona bestia, czająca się na każdego, kto próbował się do niego zbliżyć. Ale nigdy nie posiadała instynktu samozachowawczego.

— Ciekawe.

Zaskoczyła samą siebie, słysząc, jak to słowo rozbrzmiewa w powietrzu gęstniejącym od napięcia.

— Spierdalaj, Granger.

Podeszła bliżej.

— Jesteś przerażony. Ale dlaczego?

Odsunął się, nie pozwalając jej podejść.

— Niczego się nie boję. Bredzisz.

— Czy… byłeś w Azkabanie przez cały ten czas? Czekając na proces?

Uniosła dłoń, by dotknąć jego twarzy. Zadrżał, ale się nie poruszył, nie przyjmując jej dotyku, ale też nie stawiając oporu.

Opuszki jej palców przesunęły się po jego policzku, skóra była zimna w dotyku. Westchnął, jego ciało zwiotczało, a oczy zamknęły się, gdy poczuł ciepło jej dłoni.

— Przez co przeszedłeś?

Pokręcił głową, ledwo się poruszając, gdyż jej palce nadal lekko przyciskały się do jego policzka.

— To nie Azkaban. Tylko…

Drzwi się otworzyły.

— Czas zamykać, moja ciężko pracująca ekipo z zaplecza! — zawołał Stokes, a jego radosny ton brzmiał nieharmonijnie, drażniąco.

Malfoy odskoczył, a jego plecy dosłownie zetknęły się ze ścianą. Odepchnął się od niej, otrząsając się i prześlizgując obok Hermiony w ciasnym labiryncie książek i słów. Złapał torbę i kurtkę, i wyszedł, zanim Hermiona zdążyła zauważyć, że się ruszył.

— Dobranoc, proszę pana! — zawołała Hermiona, chwytając swoje rzeczy i podążając za Malfoyem.

Ale kiedy wyszła na ulicę, już go nie było. Podejrzewała, że po prostu schował się w jakieś alejce lub za rogiem. Możliwe jednak, że się aportował, więc zamiast szukać bez celu, postanowiła wrócić do Hogwartu. Mógł lizać rany w ukryciu, ale ona i tak uzyska od niego odpowiedzi. Musiała być cierpliwa.

______________

Witajcie :) mam nadzieję, że pierwsze dwa rozdziały Was zaintrygowały i będziecie czekać na kolejne części. Dajcie znać!

Planuję publikować dwa razy w tygodniu. Kolejne rozdziały pojawią się w środę. Czekajcie cierpliwie, bo warto. :)

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia! Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy