Hermiona zatrzasnęła drzwi i oparła
się o nie. To randka? Nie, oczywiście, że nie — to Draco. Ten sam Draco, który
darł z nią koty przez lata i ten sam Draco, który kiedyś walczył przeciwko
niej. Czy uważała go za atrakcyjnego? Jasne; miał cudowne oczy, wymarzoną
figurę i… Nie. Kazała sobie przestać — była głupia. Zebrała dokumenty z blatu kuchennego
i udała się do swojego pokoju. W co powinna się ubrać? Nie, nie musiała się
przebierać! Zerknęła na siebie w lustrze — miała na sobie stare dżinsy z
podwiniętymi nogawkami i wyblakłą fioletową koszulę na guziki. Kręcone włosy
zebrała w wysoki kucyk.
Wyglądam
bardzo źle, muszę się przebrać — pomyślała. — Nie, dlaczego miałabym się przebierać? To
nie jest randka, tylko zwykłe spotkanie, by nadrobić zaległości! Mimo to
otworzyła szafę i zaczęła ją przeglądać. Znalazła zielono-czarną sukienkę w
kropki z długim rękawem i guzikami z przodu. Do niej dopasowała dżinsową
kurtkę.
Dlaczego
to robię? To tylko Draco, powinnam się przebrać.
I wtedy rozległo się pukanie do drzwi i usłyszała, jak się otwierają. Założyła
ręce pod boki i wyszła z pokoju.
— Hej — przywitała się.
— Hej, przebrałaś się? — zapytał.
— Tak… ja… ja… rozlałam herbatę na
koszulę — wymamrotała.
Skinął głową i objął ją ramieniem,
zaskakując kobietę.
— Uspokój się, Granger, teleportujemy
się. — Uśmiechnął się i zniknęli.
Wirując przez chwilę, wylądowali w
alejce. Draco wyprowadził ją i weszli do małej kawiarni na rogu. Usiedli przy
okrągłym stoliku przy oknie. Kelnerka z długimi blond włosami i zielonymi oczami
podeszła do nich z notesem w dłoni.
— Dzień dobry, co podać? — zapytała.
— Poproszę herbatę — powiedziała
Hermiona.
— A dla dżentelmena?
— Co to jest, to, co robią z ziaren? —
szepnął Draco do Hermiony.
— Weźmie czarną kawę — oznajmiła
Hermiona.
Kelnerka skinęła głową i wróciła za
kontuar. Hermiona spojrzała na Draco i zaczęła chichotać.
— Och, cicho bądź. Ja to jeszcze
pikuś, ale Blaise i Pansy nie umieją włączyć telewizora! — odgryzł się.
— Touché.
Jak było w pracy? — zapytała.
— Cóż, miałem cudownie stresujący
dzień — wymamrotał.
— Dlaczego?
— Wiesz, jak jest. Każdego dnia to
jakieś dziecko, rodzic lub rodzeństwo i to po prostu trudny czas dla rodzin.
Zawsze źle się czuję, gdy nie mogę im pomóc — wyjaśnił.
— Kto by przypuszczał, że masz serce.
— Zaśmiała się cicho.
Spojrzał na nią, a potem w dół, biorąc
głęboki oddech.
— Nie wiem. Po tym, jak mój ojciec
wylądował w Azkabanie, mama zachorowała i… Nie miałem najlepszego ostatniego
roku w Hogwarcie przez to, co wydarzyło się na wojnie. Po prostu czułem się źle
z powodu wszystkiego, co zrobiłem. Czułem, że muszę się odwdzięczyć —
powiedział cicho.
Hermiona wzięła go za rękę i
przyciągnęła jego ramię bliżej do siebie. Delikatnie podciągnęła rękaw jego
swetra, ukazując blednący Mroczny Znak.
— Hermiono! — syknął i próbował
odsunąć rękę i zakryć, ale powstrzymała go. Delikatnie przesunęła palcami po
znaku, oddychając ciężko; jej oczy zamgliły się. Podciągnęła własny rękaw,
pokazując bliznę w tym samym miejscu, na którym widniał napis „szlama”.
— Blizny nie czynią nas tymi, którymi
jesteśmy. To rzeczy z naszej przeszłości i błędy naszej przeszłości — mruknęła.
— Wow, Granger, to było banalne. —
Zaśmiał się nerwowo i wyjrzał za okno.
— Przestań — wyszeptała.
— Ale co? — Odwrócił głowę, by znów
stanąć z nią twarzą w twarz.
— Przestań budować wokół siebie mury i
zachowywać się tak, jakby wszystko było dobrze, bo to w porządku czuć się źle.
Nie musisz udawać, będąc ze mną lub każdym z nas. I teraz ponoszą mnie emocje…
— motała się, czując łzy w oczach.
Draco odchrząknął i spojrzał na nią
niezręcznie.
— Granger, powinienem cię ostrzec, że
nie radzę sobie z płaczącymi kobietami — powiedział.
Roześmiała się i wytarła oczy, gdy
kelnerka przyniosła ich napoje.
— Dajcie znać, jeśli jeszcze czegoś
potrzebujecie. — Uśmiechnęła się i odeszła.
— Przestań płakać. Więc, co tam u
ciebie? — zapytał Draco i rozmawiali jeszcze przez chwilę.
Po godzinie Hermiona spojrzała na
zegarek i zorientowała się, że się spóźnia.
— Cholera! Jestem spóźniona! — załkała
i szybko wstała.
— Gdzie? — zapytał Draco, również
wstając.
— Powinnam już być u Ginny —
powiedziała. — Do zobaczenia później! — I bez zastanowienia pocałowała go w
policzek i wybiegła. Dopiero gdy dotarła do zaułka, zdała sobie sprawę z tego,
co zrobiła.
Gdy Hermiona dotarła do salonu Ginny,
wirowało jej w głowie, a twarz poczerwieniała z zawstydzenia. Dlaczego tak się
zachowywała? Gdyby żegnała się z Harrym, Ronem lub Neville’em, też całowałaby
ich w policzek, więc w czym problem? I dlaczego czuła się tak dziwnie za każdym
razem, gdy go dotykała?
— Och, miło z twojej strony, że do nas
dołączyłaś — powiedziała Pansy sarkastycznie.
— Przepraszam. Miałam mnóstwo
papierkowej roboty do nadrobienia i straciłam poczucie czasu — wyjaśniła,
siadając na podłodze.
— Nic się nie stało. Jak ci minął
dzień? — zapytała Ginny, podając Hermionie szklankę Ognistej Whisky.
— Dzięki, dobrze się bawiłam. Rzuciłam
paczką podpasek w twojego brata — nic nowego. — Uśmiechnęła się.
Luna parsknęła alkoholem, a dziewczyny
wybuchły śmiechem.
— Dlaczego rzucałaś w Rona przyborami
toaletowymi? — Luna zachichotała.
— Ponieważ on… No wiecie… zresztą
nieważne — mruknęła, przypominając sobie powód.
— No weź, nie możesz zaczynać takiej
historii i jej nie dokończyć! — zawołała Pansy.
— Dobra, ale, Ginny, nie możesz się złościć
— powiedziała Hermiona.
— Dlaczego miałabym się złościć? —
spytała.
— Ponieważ Harry poszedł zapytać Rona
i Neville’a, czy może wiedzą, dlaczego nie zachowujesz się… jak ty. George
mówił coś głupiego o tym, że co miesiąc taka jesteś, a Neville kazał im zapytać
się mnie, dlaczego taka jesteś — tłumaczyła Hermiona.
Ginny westchnęła i przewróciła oczami.
— Mężczyźni są idiotami — oznajmiła.
— O to, to — zawtórowała jej Pansy i
uniosła kieliszek w niemym toaście.
— Więc co się dzieje, Gin? — spytała Luna.
— To nic takiego, po prostu…
sprzątałam i znalazłam dokumenty Harry’ego. Ma misję za kilka dni i musi
wyjechać. Wiem, że to głupie, ale za kilka miesięcy bierzemy ślub i powinien
mnie informować o takich sprawach — wyjaśniła.
— Rozmawiałaś o tym z Harrym? —
zapytała Hermiona.
— Nie — mruknęła.
— A powinnaś. Jeśli Bongo… wybacz,
Harry, nie wie, jak się czujesz, to skąd ma wiedzieć, że masz coś przeciwko
temu? — powiedziała Pansy.
— Ma rację — skomentowała Luna.
— Dobra, porozmawiam z nim, gdy wróci.
Co ja bym bez was zrobiła?
— Kto wie. — Luna roześmiała się i
cztery dziewczyny rozmawiały jeszcze przez chwilę.
Hermiona próbowała się skupić na
rozmowie, ale jej myśli wciąż wracały do Draco i tego, dlaczego czuła się
dziwnie przy nim. Tak jakby ktoś wykręcał jej wnętrzności i przyciągał do
siebie. Jakby ktoś walił w jej mózg i zamieniał go w papkę, blokując wszystkie
myśli, oprócz tych dotyczących Draco.
— Hej, dziewczyny — wymamrotała
Hermiona. — Czy jeśli żegnacie się z chłopakami, na przykład z Ronem czy
Neville’em, to dziwne, że całujecie ich w policzek?
— Nie powiedziałabym. Oczywiście Ron
jest moim bratem, więc to co innego — powiedziała Ginny.
— Robię tak — dodała Luna.
— No dobra, a Blaise albo… Draco? —
zapytała.
— Pocałowałaś Draco! — sapnęła Ginny.
— Nie! — warknęła Hermiona.
— Nie pocałowałaś go, ale cmoknęłaś go w policzek i teraz wariujesz! —
jęknęła Pansy.
— Tak! To dlatego byłaś daleko myślami
przez cały wieczór! — wykrzyknęła Luna.
— Dobra, zrobiłam to, jasne? Nie
wariuję i powiedziałaś, że to nie jest dziwne! — broniła się Hermiona.
Dziewczyny uśmiechnęły się i
potrząsnęły głowami, nie wierząc w żadne z jej słów i mając świadomość, że
Hermiona lubi Draco.
O dwudziestej trzeciej Harry wrócił do
domu, co dziewczyny uznały za koniec spotkania. Luna niemal spała, więc
Hermiona objęła ją ramieniem, by utrzymała pion.
— Wspaniale było was widzieć —
powiedziała Ginny i szybko je uściskała.
— Do zobaczenia wkrótce — powiedziała
Hermiona i cała trójka aportowała się.
Ginny odwróciła się do swojego narzeczonego,
który rozsiadł się na kanapie, jego stopy zwisały poza. Uniosła jego głowę i
usiadła, bawiąc się włosami mężczyzny.
— Dobrze się bawiłeś? — zapytała.
— Tak — powiedział lekko bełkotliwym
głosem. — Fretka i Raptus też byli.
— Fajnie. Słuchaj, chciałam z tobą o
czymś porozmawiać…
— Czy to może poczekać? — Ziewnął. —
Przepraszam, kochanie, jestem po prostu zmęczony.
— Cóż, nie. Widziałam twoje dokumenty
i wiem, że musisz wyjechać za kilka dni i jestem po prostu wściekła, że mi nie
powiedziałeś. Myślałam, że mówimy sobie wszystko. Kocham cię i chcę wiedzieć,
że ufasz mi w takich sprawach. Poza tym jest jeszcze coś i nie jestem pewna,
czy to prawda, ale…
Spojrzała w dół i zobaczyła, że Harry
już zasnął. Westchnęła i uniosła jego głowę, po czym wstała i ułożyła go na
poduszce. Może trochę za mocno, bo się obudził.
— Co?! Och, przepraszam, Gin, co
mówiłaś? — zapytał, siadając szybko.
— Wiesz co… to bez znaczenia. Możesz
tu zostać — warknęła i poszła na górę do łóżka.
_____________
Witajcie :) wreszcie nadszedł ten dzień, gdy powracam z zaświatów... A tak na serio to dobrze jest wrócić. Ostatni tydzień był istnym koszmarem i nie miałam sił i czasu na cokolwiek... Więc znowu musicie mi wybaczyć i cieszyć się tym, że żyje i mam się dobrze. :D
Rozdział jest raczej przejściowy, bo już zaraz, już za momencik rozwinie się fajna akcja. Wiem, obiecuję to od dawna, ale po prostu muszę Was zachęcić do dalszej lektury. Co myślicie o tej części? Dajcie znać w komentarzach.
Kolejny rozdział pojawi się w środę. Ten tydzień chcę poświęcić na nadgonienie tłumaczenia, bo w niedzielę chcę opublikować coś, na co chyba czekacie... przynajmniej tak mi się wydaje. Ale o tym wkrótce.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)