Przyglądał jej się przez chwilę; miała tak spokojną twarz, gdy spała. Tak inną od zwykłego wyrazu. Zwykła linia jej brązowych włosów wygładziła się, szczęka rozluźniła i rozwarła. Nie mógł sobie wyobrazić przerażenia, jakie poczuła w chwili, gdy Dominick ją upuścił. Zawsze czuł się wyśmienicie na miotle, kiedy powietrze smagało mu włosy i szczeliny w ubraniu. To sprawiało, że czuł się nieważki. Świat i presja oraz oczekiwania, jakie na niego nakładano, opadały, aż stawały się zaledwie pyłkiem kurzu na wietrze, bardziej zobowiązanymi prądom termicznym i zaspami niż obowiązkom dziedzica Malfoyów.
Hermiona
nie czuła tego spokoju. Latanie było dla niej równoznaczne ze spadaniem;
zakładał, że w jej umyśle nie istniała różnica między tymi dwoma stanami. Jej
życie tak bardzo różniło się od jego. Miała prawdziwe cele i aspiracje, jej
motywacja, by dostać się na Oksford była tak uzewnętrzniona, że zdawała się być
wrodzona. Jemu wręcz to narzucono. Gdyby ktokolwiek z jego rodziny zapytał —
wiedział, że nigdy tego nie zrobią — całkowicie zrezygnowałby z pójścia na
studia. Nie chciał przejmować firmy. Pansy bardziej się do tego nadawała, a co
więcej rozpaczliwie tego pragnęła. Draco nie miał żadnych ambicji poza byciem
niezależnym. Nigdy nie miał takiej opcji. Będąc dziedzicem, jego los został
przesądzony, zanim wziął pierwszy oddech.
Im
więcej czasu z nią spędzał, tym bardziej zaczynał zdawać sobie sprawę, że jego
postrzeganie świata było błędne — niekompletne. Myślał, że znał wszystkie
sposoby na utratę kontroli: alkohol, seks, nielegalne eliksiry. Patrząc, jak
Hermiona spada z nieba, słysząc całkowita desperację w jej głosie, jego serce
zabiło szybciej, gdy nie wynurzyła się od razu… teraz wiedział, co to znaczy
stracić kontrolę nad swoimi uczuciami.
~*~*~*~*~*~*~*~
Przemycił
ją z powrotem do szkoły wczesnym rankiem, gdy było jeszcze ciemno, zostawiając
ją przy drzwiach dormitorium z delikatnym pocałunkiem w czoło, kciukiem
głaszcząc jej policzek.
Podczas
śniadania jedna ze szkolnych sów nisko opadła i upuściła przed nim małą paczkę.
Złapał ją zręcznie, natychmiast szarpiąc sznurek. Nie spodziewał się niczego, a
paczki z domu nie były tak prosto pakowane. Zauważył skórzany dziennik.
Otworzył okładkę i zobaczył schludne pismo Hermiony.
To dziennik działający w dwie
strony; mam jego bliźniaka. Wszystko, co napiszesz w swoim, pojawi się w moim i
odwrotnie.
PS. Dziękuję za wczoraj – H.J.G.
Uśmiechnął
się do siebie, jego oczy przesunęły się na jej stół. Obserwowała go,
najwyraźniej czekając na jego reakcję. Pomachał jej dziennikiem, uśmiechając
się szeroko.
Nigdy nie wyjaśniłaś, co oznacza to
„J” – D.L.M.
Przewróciła
oczami, gdy to przeczytała, lekko potrząsając głową.
Nigdy nie powiem. – H.J.G.
Przyznaj, że to skrót od
Jednoznacznie zakochana w Draco Malfoyu – D.L.M.
Przyglądał
się jej reakcji. Spojrzała na niego, a gniewny wyraz twarzy zastąpił cichy
śmiech, który uciekł z jej ust. Napisała coś jeszcze, a jej wzrok powrócił do
niego, gdy tylko odłożyła pióro.
Czy kiedykolwiek bolą cię plecy od
podtrzymywania Twojego wielkiego ego? - H.J.G.
Uśmiechnął
się z politowaniem na jej odpowiedź.
Nigdy. Używam lekkiego uroku. Musi
to być coś okropnego, skoro tak bardzo unikasz odpowiedzi. – D.L.M.
Może moje „J” za twoje „L”? – H.J.G.
Niezła próba. Jak się czujesz po
wczoraj? – D.L.M.
Jestem… zdenerwowana tym, co
przyniesie dzisiejszy dzień – H.J.G.
Nie powinnaś. Jeśli ktoś widział cokolwiek
w ciemności, to tylko moje mokre plecy, zanim zniknęliśmy. – D.L.M.
Szczęściarze. – H.J.G.
Obserwował,
jak trzepocze rzęsami, gdy znów podniosła wzrok, ale już go nie było przy
stole. Szybko zniknął z jej pola widzenia i stanął za nią, stukając ją w prawe
ramię i przesuwając się w lewo. Przewidywalnie spojrzała za siebie w prawo,
potem w lewo, a jej grymas zmienił się w pełen ulgi uśmiech, gdy go zobaczyła.
—
Hermiono Granger, czy ty ze mną flirtujesz? — zadrwił z niej z rozbawionym
wyrazem twarzy.
—
Chyba nie działa, skoro musisz pytać.
Uśmiechnęła
się do niego.
Podał
jej rękę, pomagając wstać od stołu. Pochylił się, ciesząc się rumieńcem, który
rozlał się na jej policzkach.
—
Wiesz mi, działa — wyszeptał, muskając wargami małżowinę jej ucha.
Po
czym odsunął się, uśmiechnął i podał jej ramię. Przyjęła je nieśmiało,
podchodząc do niego, gdy skierowali się do wyjścia.
—
O co chodzi z tymi morderczymi spojrzeniami? — zapytał, obserwując, jak jej
twarz się napina, im dalej szli.
—
Wszyscy się gapią — syknęła, a jej policzki się zaróżowiły.
Zatrzymał
się, odwracając ją twarzą do siebie.
—
Nie możesz pozwolić, żeby cię to dotknęło — poinstruował. — Całkowita
nonszalancja, zawsze, właśnie tak to robię.
Jego
twarz stała się spokojna, może trochę zbyt zadowolona z siebie.
—
Wyglądasz, jakbyś chciał dostać w twarz. — Zaśmiała się.
Podszedł
do niej bliżej.
—
Mogłoby mi się to spodobać.
Jego
głos był niski i uwodzicielski, a ona ładnie się zarumieniła.
Grupa
dziewcząt przeszła obok, szepcząc do siebie, gdy się gapiły.
—
Patrz, to Hermiona Granger! Draco Malfoy niósł ją na rękach, po tym jak ją
uratował wczoraj wieczorem, co za szczęściara — krzyknął Draco teatralnym
tonem; jego głos był wysoki i dziewczęcy, gdy z nich kpił.
—
Przestań! — zrugała go Hermiona, a potem zamilkła, a jej twarz nie wyrażała
żadnych emocji. — Znaczy… nieważne.
Uśmiechnął
się z politowaniem, widząc jej próbę naśladowania jego nieudawanej maniery.
—
Bardzo dobrze. Może kiedyś w to uwierzysz.
Rozproszył
się, gdy zobaczył Teo prowadzącego drużynę Quidditcha na boisko, śmiejącego się
i podjudzającego innych.
—
Tęsknisz za tym, prawda? — zapytała Hermiona.
Odwrócił
się do niej i ponownie złączyli ramiona.
—
To… nieważne — powtórzył, prowadząc ją korytarzem i ignorując skandowanie
„Hogwart, Hogwart, wielki, wielki Hogwart” tuż za nimi.
~*~*~*~*~*~*~*~
Dołączył
do Pansy przy jej stoliku na historii magii po odprowadzeniu Hermiony na
zielarstwo, po raz kolejny przesuwając palcem po jej policzku, zanim odszedł.
Pansy próbowała wepchnąć mały liścik do torby, ale Draco złapał ją za
nadgarstek i wyrwał go z jej palców.
Pansy, przestań mnie ignorować.
Powiedz mi prawdę, czy Draco jest z tą beznadziejną szlamą, czy nie?
Draco
przewrócił oczami, rozpoznając pismo Astorii. Odłożył pergamin na biurko po stronie
Pansy.
—
Trochę zdesperowana, prawda?
Pansy
przygryzła wewnętrzną część wargi.
—
Dziwisz jej się? Ruchałeś ją na imprezie u jej brata zaledwie miesiąc temu. A
teraz co, nagle jesteś z mugolaczką, o której nikt nie wiedział do tego
semestru? Myślałam, że zamierzasz ją zniszczyć, żeby nie wygadała mojego
sekretu i… no wiesz — Pansy ściszyła głos, wpatrując się w niego uważnie.
—
Nie powie. Nie jest taka. Wcześniej źle ją oceniłem — przyznał Draco.
Pansy
odwróciła swoją uwagę od niego, gdy zaczęła się lekcja, zaciskając szczękę i
kładąc pięści na stole. Zignorował ją. Wiedział, co robi; przynajmniej miał
taką nadzieję.
~*~*~*~*~*~*~*~
Pod
koniec zajęć Draco i Pansy byli zaskoczeni, gdy ich ojciec wszedł do sali, a
jego platynowe włosy błyszczały w słońcu, a laska miarowo dudniła po kamiennej
podłodze. Pozostali po cichu wyszli z pomieszczenia, kiedy Lucjusz Malfoy oparł
się o biurko nauczyciela, podniósł jabłko i uważnie je obejrzał.
Oparł
je o udo, gdy sala opustoszała i zostali sami. Pansy i Draco wymienili ostrożne
spojrzenia.
—
Powiedz mi, Draco, dlaczego skrzaty domowe poinformowały mnie, że wczoraj
wieczorem razem z tobą w twoim pokoju przebywała ta irytująca, mała szlama?
Draco
zbladł. Wiedział, że zabranie jej do swojego domu wiązało się z ryzykiem. Gdyby
strażnicy nie zaalarmowali ojca o ich obecności, mogły to zrobić skrzaty
domowe. Po prostu myślał, że Mippy jest trochę bardziej lojalna wobec niego —
najwyraźniej się mylił.
—
Ona prawie się utopiła, ojcze, co oczekiwałeś, że zrobię w tej sytuacji?
Lucjusz
uniósł brwi, patrząc na niego z góry w sposób, który sprawił, że Draco znów
poczuł się jak pięciolatek.
—
Pozwolisz jej utonąć — powiedział chłodno.
Draco
zacisnął zęby, a Pansy gwałtownie wciągnęła powietrze.
Lucjusz
spojrzał na nią, jego oczy szybko przesunęły się po niej, zanim całkowicie ją
zignorował.
—
Dobrze by było, Pansy, gdybyś mu przypomniała, że lokowanie swoich uczuć w
niewłaściwej osobie może mieć konsekwencje. Dom
Malfoyów mógł, a nawet powinien być twój. W końcu to był twój pomysł. Może
następnym razem, jeśli uda ci się trzymać z dala od skandali i złej prasy.
Odwrócił
od niej wzrok, jakby była jakimś irytującym, bezdomnym kotem, który wciąż
próbował zostać adoptowany.
—
To moje ostatnie ostrzeżenie, Draco — rzekł cicho Lucjusz, jego głos i tak do
nich dobiegł w opustoszałej klasie. Ugryzł jabłko; chrupnięcie było ostre i
groźne. Wstał i podszedł do nich, wpychając jabłko w pierś Draco, który
natychmiast podniósł rękę, by je złapać. — Następnym razem nie będę taki miły —
warknął Lucjusz do ucha syna, po czym odszedł, a jego szaty powiewały za nim.
W
jakiś sposób dudnienie laski zdawało się podkreślać groźny ton jego ojca, nawet
gdy cichło w korytarzu.
Draco
zignorował Pansy, był zbyt zawstydzony naganą, żeby stawić jej czoła. Poszedł
do Wielkiej Sali, gdzie zobaczył Hermionę biegającą w panice, a reszta komitetu
ostrożnie ją obserwowała.
—
Lavender, ty i Romilda zajmijcie się ustawianiem świec. Rozrysowałam wam układ
— powiedziała, wciskając go w ręce blondynki. — Marietta i Cho, wy możecie
udrapować wstążki.
Podała
im duże pudełko i kolejny rysunek. Jeszcze nie zauważyła Draco, a on był
rozdarty między zaoferowaniem jej pomocy, a patrzeniem, jak nimi rządzi. To
było dziwnie atrakcyjne. Uśmiechnął się, patrząc, jak Potter podąża za nią jak
zagubiony szczeniak.
—
Hermiono, co mam robić? — zapytał Potter bez tchu, chłonąc każde jej słowo.
—
Zaraz przyjadą dostawcy, możesz ich poinstruować?
Nawet
nie podniosła wzroku znad listy rzeczy do zrobienia, gdy mu to zaproponowała.
Potter szybko odszedł, chętny, by wykonać zadanie.
Ginny
podeszła do Hermiony.
—
No więc jak było?
—
Ale co? — zapytała Hermiona, rozkojarzona.
—
Całować Draco Malfoya, oczywiście! — rzuciła Ginny, szarpiąc Hermionę za
łokieć, aż ta spojrzała na nią ostro.
—
Nie wiem, nie całowaliśmy się — wymamrotała, brzmiąc na lekko zirytowaną.
—
Żartujesz. Powiedz, że żartujesz — błagała Ginny. — Cała szkoła o tym mówi!
Uratował cię, wyniósł z sadzawki całą przemoczoną i kurczowo do niego
przyklejoną, po czym aportował się, i mówisz mi, że się nie całowaliście?
Hermiona
spojrzała na nią wściekle, koniuszki jej uszu były czerwone.
—
Nie możesz umawiać się z międzynarodowym potentatem i oczekiwać, że nikt nie
będzie komentował tego, co jest między wami — zauważyła Ginny.
—
Nie jestem pewna, czy to była randka — mruknęła Hermiona.
—
Chciałaś, żeby była? — zapytała Ginny.
Draco
pochylił się do przodu, wciąż niezauważony przez żadną z czarownic. Bardzo go
interesowała odpowiedź na to konkretne pytanie. Jednak niespodziewanie podbiegł
do nich Potter, spanikowany i zdyszany, niosąc dwie, bardzo duże skrzynie.
—
Mały problem — wysapał.
—
Co się stało? — zapytała natychmiast Hermiona, zapominając o rozmowie z Ginny.
—
Wpadka… nieporozumienie między rzeźnikiem a obsługa cateringową. Przywieźli
dwieście żywych kuropatw — wyjaśnił.
Hermiona
jęknęła.
—
Zaraz tam będę. Na razie zanieś je Hagridowi, on będzie wiedział, co z nimi
zrobić.
Draco
podszedł do niej, gdy Potter czmychnął.
—
Co, na Merlina, zrobiłaś temu typowi?
Spojrzała
na niego, lekko się rumieniąc, gdy położył rękę na jej plecach w geście
powitania.
—
Komu?
—
Potterowi, oczywiście. Nie robił tego przedstawienia z klatkami dla ptaków
tylko dla mnie, nawet jeśli to był zaskakujący pokaz sprawności fizycznej —
zażartował.
Przewróciła
oczami.
—
To, że jest dla mnie miły, nie znaczy, że czegoś ode mnie oczekuje — upomniała.
—
Skoro tak uważasz — mruknął. Rozejrzał się po Wielkiej Sali. Nawet z
dekoracjami, które dopiero co zaczęto wieszać, wyglądała elegancko. — Chyba to
pierwsza gala, na którą kiedykolwiek czekałem — przyznał. — I nawet mogę
przybyć na czas.
—
W takim razie będziesz na urodzinach Hermiony — powiedziała Ginny, ignorując
spojrzenie, jakie Hermiona jej rzuciła.
—
Jutro masz urodziny? — zapytał zaskoczony Draco.
—
Nie słyszałeś? Dumbledore urządza galę na moją cześć — zażartowała.
—
W takim razie na pewno będę na czas, w przeciwnym razie Potter spróbuje cię
porwać na pierwszy taniec.
—
Najpierw musimy zająć się cateringiem. — Westchnęła Hermiona. — Ginny, pomożesz
mi z tym? Draco, czy mógłbyś pomóc Harry’emu w ich transporcie?
Po
czym odeszła z Ginny, ich głowy były złączone, gdy rozważały potencjalne
rozwiązania.
~*~*~*~*~*~*~*~
Teo
zauważył go na terenach, wracając z boiska. Podążył za Draco, biorąc od niego
jedną z klatek na kuropatwy.
—
Jak się czuje Hermiona? — zapytał, brzmiąc na szczerze zaniepokojonego.
—
Lepiej — powiedział Draco ze stoickim spokojem.
—
Dominick jest idiotą — mruknął Teo, a Draco skinął głową, zaciskając szczękę.
—
Przepraszam — zaczął, patrząc na Teo — że nakryłem wczoraj ciebie i Blaise’a.
Blaise nie wyglądał na zadowolonego.
Draco
szczerze mówiąc, nie miał zamiaru nakryć tej dwójki w namiętnym uścisku w
jednej z sypialni na piętrze podczas imprezy. Po prostu szukał miejsca, w
którym mógłby się ukryć przed Astorią, tracąc nadzieję, że Hermiona się pojawi.
Blaise zaczął krzyczeć i schował się za Teo. Draco wymamrotał szybkie
przeprosiny i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Stojąc na balkonie,
zobaczył Pansy rozmawiającą z Hermioną i pospieszył, by interweniować. Pansy
zauważyła go ponad ramieniem Hermiony i szybko wślizgnęła się w tłum, zanim
zdążył kazać jej spadać.
Teo
westchnął.
—
Nie jest gotowy… żeby ludzie się dowiedzieli. Ukrywa się.
—
Ale co do niego czujesz? — zapytał Draco.
—
Jest tego wart.
—
To z pewnością pomaga.
—
Trochę.
Dołączył
do nich Dominick, a reszta drużyny podążyła za nim.
—
Nigdy nie sądziłem, że doczekam dnia, w którym Draco Malfoy będzie nosił przepiórki dla jakiejś dziewczyny.
Draco
rzucił mu groźne spojrzenie i rozważał, czy mu nie przyłożyć za wyczyn z
poprzedniego wieczoru.
Dominick
odciągnął go na bok, zabierając mu klatkę.
—
Tylko żartowałem, nie wiedziałem, że będzie tak przestraszona. Przepraszam.
—
To nie mnie powinieneś przepraszać — zauważył Draco. Dominick skinął głową. —
Możesz to zrobić po tym, jak pomożesz z kuropatwami
— dodał.
—
Gdzie zanieść?
—
Do Hagrida.
—
Robi się — powiedział, zanim odwrócił się do drużyny. — Hej, ładujcie je,
chłopaki, ruszamy!
~*~*~*~*~*~*~*~
—
Dlatego to dla mnie zaszczyt…
Charles,
jego menager od public relations, przerwał mu:
—
Dlatego to dla mnie wielki zaszczyt i jeszcze większa przyjemność — poprawił.
Draco
westchnął. Ćwiczył przemowę od lat i z jakiegoś powodu nie potrafił powiedzieć
jej idealnie, mimo że w przeszłości takie rzeczy przychodziły mu z łatwością.
—
Musisz nad tym popracować — zasugerował Charles, zatrzymując się, by
porozmawiać z Lucjuszem przed wyjściem.
Draco
wstał i podszedł do ojca, wiedząc, że zostanie wezwany, gdy Charles odejdzie.
Lucjusz
uniósł krytycznie brew.
—
Jak poszło?
—
Dobrze — powiedział Draco krótko.
—
Jutro jest najważniejsze wydarzenie w twojej karierze — oświadczył Lucjusz.
Draco powstrzymał się od przewrócenia oczami. Każde wydarzenie było
najważniejsze… aż do nadejścia kolejnego. — Ufam, że będziesz dobrze przygotowany.
—
Wiem, czego ode mnie oczekujesz — odpowiedział Draco.
—
Jutro zostaniesz kolejnym wielkim Malfoyem. Młodszym prezesem. Następcą tronu.
Nie pozwolę, żebyś ośmieszył siebie, naszą rodzinę lub firmę, tylko dlatego, że
jesteś zapatrzony w jakąś dziewczynę.
—
Będę kim, kogo ode mnie oczekujesz — wymamrotał Draco przez zaciśnięte zęby.
—
Rita Skeeter dołączy do nas na kolację i drinki po imprezie. Bądź gotowy.
—
Jutro mam Galę Dobroczyńców w Hogwarcie — przypomniał mu Draco.
Lucjusz
wpatrywał się w niego.
—
Życie to kwestia wyborów, Draco. Nie możesz mieć wszystkiego. Nie pozwolę ci
zmarnować swojej przyszłości przez romans ze szlamą, której za dwa lata nie
będziesz pamiętał.
Jego
głos był spokojny, ale w słowach kryła się groźba.
Draco
skinął głową i wyszedł z pokoju. Znalazł Pansy w szklarni, czytającą książkę.
Usiadł obok niej, opierając głowę na jej ramieniu.
—
Przepraszam — wyszeptał.
—
Za co?
—
Za to co powiedziałem o Lupinie, że dla niego nie istniejesz.
Westchnęła.
—
Miałeś rację.
Usiadł
i spojrzał na nią, marszcząc brwi.
Jej
dolna warga zadrżała.
—
Bzyka się z Pippą, jestem tego pewna. Kiedyś się spotykali — wyjaśniła. — Już
ruszył dalej, zapomniał o mnie.
Draco
objął ją ramieniem, żeby ją pocieszyć. Nie wiedział, co powiedzieć.
—
Kochałam go — prychnęła Pansy. — Nie był moim nauczycielem, kiedy się
poznaliśmy, wiesz?
Draco
spojrzał na nią. Nie wiedział. Nigdy mu nie powiedziała.
—
Był pierwszą osobą, która zobaczyła mnie dla mnie, nie dla nazwiska, tytułu czy pieniędzy. Kiedy się
dowiedzieliśmy, że dostał pracę w Hogwarcie, próbowaliśmy przestać. To, co
Hermiona zobaczyła, było chwilową słabością. — Łzy napłynęły do jej oczu i
szybko spłynęły po policzkach. — Chciałam z nim uciec. Nie zrobiłby tego.
Powiedział, że nie byłoby to sprawiedliwe wobec mnie, że nie może tak zniszczyć
mi życia. — Szybko otarła łzę wierzchem dłoni. — Po prostu… chciałam, żeby
chociaż raz ktoś mnie wybrał.
—
Przepraszam, Pansy. Nie zasługiwałaś na takie traktowanie. Wiem, że czujesz,
jakby ojciec zawsze wybierał mnie…
—
Bo zawsze tak jest. Nie masz pojęcia, co to znaczy być drugim wyborem
wszystkich — warknęła.
Złapał
ją za rękę, odwracając się w jej stronę, a w jego umyśle wykształcił się
pomysł.
—
Co ojciec zawsze mówi? — zapytał, jasnym i ożywionym głosem.
Spojrzała
na niego pytająco, zanim niepewnie odpowiedziała:
—
Nie pozwól, żeby twój przeciwnik myślał, że ma inny wybór?
—
Dokładnie! Ty idź na premierę, a ja pójdę na Galę! Kiedy mnie tam nie będzie,
będzie musiał przedstawić ciebie jako twarz Domu
Malfoyów, zamiast ryzykować skandalem odwołania lub przełożenia. Oboje
dostaniemy to, czego chcemy.
Powolny
uśmiech przemknął przez twarz Pansy, a następnie rzuciła się na niego,
chichocząc, gdy go przytuliła. Zadowolony uśmiechnął się do jej włosów.
~*~*~*~*~*~*~*~
Wcześnie
przybył do Wielkiej Sali, by zastać ją w całkowitym chaosie. Kuropatwy jakoś
uciekły i wleciały do środka, a lewitujące świece, girlandy i wstążki były
atakowane przez ptaki próbujące się zagnieździć. Hermiona i pozostali biegali
jak szaleni, próbując złapać je gołymi rękami.
Uniósł
różdżkę i powiedział głośno:
—
Immobulus.
Kuropatwy
znieruchomiały, dryfując powoli w powietrzu. Głowa Hermiony obróciła się
gwałtownie na dźwięk jego głosu. Uśmiechnął się do niej z politowaniem.
—
Jesteś czarownicą, czy nie? — drażnił ją, obracając różdżkę między palcami.
Szybki
ruch jej własnej i ptaki wleciały do swoich klatek. Pozostali zaczęli naprawiać
dekoracje. Draco sięgnął i wyrwał piórko z jej włosów, obracając je tak samo
jak różdżkę.
—
Dziękuję — powiedziała cicho, uśmiechając się do niego.
Wyciągnął
prezent zza pleców i podał jej go z rozmachem.
—
Wszystkiego najlepszego, Hermiono.
Złapała
oddech i zarumieniła się, ostrożnie biorąc podarunek i siadając. Delikatnie
pociągnęła za wstążkę, aż ta opadła, trzepocząc na jej kolanach. Podniosła
wieko pudełka i wyciągnęła skórzaną torbę z wytłoczonym na skórze napisem
„H.J.G.”.
—
Jest piękna — mruknęła, przesuwając kciukiem po inicjałach.
—
Rzuciłem na nią urok lekkości jak piórko, więc nie będzie ci ciążyć, bez
względu na to, ile książek do niej włożysz — wyjaśnił.
Uśmiechnęła
się i zarzuciła mu ramiona na szyję, zaskakując go.
—
Podoba mi się, dziękuję! — wykrzyknęła.
—
Nie ma za co — odpowiedział szczerze.
Ginny
podbiegła do nich.
—
Hermiono, chodź, musimy się przygotować. Goście niedługo przybędą!
Hermiona
zerknęła na zegarek, nagle spanikowana. Odwróciła się do Draco, gdy Ginny
ciągnęła ją w stronę drzwi, wołając do niego:
—
Wkrótce się zobaczymy!
Zasalutował
jej, śmiejąc się, gdy potknęła się o własne nogi, próbując dotrzymać kroku
Ginny.
~*~*~*~*~*~*~*~
Czekał
na nią u podnóża schodów, a świat wokół niego zanikał, gdy powoli schodziła po
stopniach, przesuwając dłoń po poręczy. Światła pochodni migotały i rzucały na
nią ciepłe, jarzące się światło. Miała włosy elegancko zaczesane do tyłu.
Biżuteria, którą wysłał z sukienką, błyszczała na jej szyi, a on przełknął
ślinę, gapiąc się na nią. Uśmiechnęła się do niego, a jego serce niepewnie
zatrzepotało w piersi.
Przeszli
przez tłum, a goście imprezy odwrócili się, by na nich popatrzeć, gdy prowadził
ją na parkiet. Złapał ją w talii, drugą ręką przytrzymując jej dłoń. Tańczyli
walca, a jej spódnica kołysała się na jego piszczelach, gdy się poruszali.
Czuł, jak jej klatka piersiowa się rozszerza z każdym oddechem. Czuł jej
trzepoczące w piersi serce, gdy przycisnęła klatkę piersiową do niego.
Wpatrywał się w jej oczy z zachwytem.
Potter
podszedł i szybko szepnął jej coś do ucha, a ona odwróciła się do niego
spanikowana.
—
Czego potrzebujesz? — zapytał Draco, zdecydowany rozwiązać problem, niezależnie
od tego, co to było.
—
Skończyły nam się kociołkowe pieguski — powiedziała poważnym tonem.
Draco
zagryzł policzek, żeby powstrzymać się od śmiechu.
—
Bez obaw, Potter, naprawimy to — rzekł przez ramię, odciągając ją od parkietu i
prowadząc do kuchni.
Pogłaskał
gruszkę na dużym portrecie i pojawiły się tajne drzwi, które umożliwiły im
wejście.
—
Skąd o tym wiedziałeś? — zapytała Hermiona, patrząc na niego z podziwem.
—
Teo robi się marudny, gdy spada mu poziom cukru we krwi; odkryłem kuchnię dla
własnej wygody — wyjaśnił, śmiejąc się.
Kilka
skrzatów domowych podbiegło do nich i Draco wytłumaczył sytuację.
—
Dobby mówił pannie Hermionie, że nie jest potrzebny catering z zewnątrz, ale
ona nie chciała słuchać — powiedział dramatycznie jeden ze skrzatów, strofując
się, potrząsając głową, przez co jego uszy zaczęły trzepotać.
—
Nie chciałam was przemęczać — zaprotestowała Hermiona.
—
Dobby ma to pod kontrolą, Dobby zrobi najlepsze kociołkowe pieguski i udowodni,
że catering nie był potrzebny! — nalegał głośno skrzat.
Hermiona
spojrzała na Draco, a on wzruszył ramionami.
—
One żyją dla takich rzecz, wiesz — zauważył Draco, uśmiechając się szeroko.
—
Najwyraźniej! — prychnęła, a zdumiony uśmiech rozprzestrzenił się na jej
twarzy.
Draco
wyprowadził ją z kuchni i zaprowadził do Wielkiej Sali.
Pociągnęła
go za ramię, wciągając do wnęki.
—
Nigdy ci nie podziękowałam za ten piękny portret, który mi wysłałeś w dzienniku
— powiedziała, rumieniąc się.
—
Zastanawiałem się, kiedy go znajdziesz — mruknął, wyobrażając sobie portret,
który naszkicował w dzienniku tego ranka. Wzruszył ramionami. — Lubię rysować.
Myślę, że gdybym miał wybór, właśnie to chciałbym robić w życiu.
—
Czemu tego nie zrobisz? — zapytała Hermiona, gapiąc się na niego i marszcząc
brwi.
—
Nie mam wyboru — rzucił. — Cała moja rodzina poszła na Oksford.
—
Dlaczego to oznacza, że ty też musisz?
—
Ja… po prostu tak jest. — Westchnął, niepewny, jak wytłumaczyć jej starożytne
zasady i tradycje Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki.
—
Każdy powinien móc podążać za swoimi pasjami — argumentowała. — Gonić za
momentami, które sprawiają, że reszta świata się oddala, kierować się swoją
intuicją.
—
Zgadzam się — wyszeptał, po czym pochylił się i ją pocałował.
Rozpłynęła
się w nim, jej dłonie prześlizgnęły się przez jego włosy, gdy złapał ją w talii
i przyciągnął bliżej. Ich oddechy stały się ciężkie, usta były mocno
przyciśnięte do siebie. Żadne z nich nie było w stanie oddać kontroli drugiemu.
Ktoś
zakaszlał sugestywnie i gwałtownie się rozdzielili, automatycznie poprawiając
włosy i ubrania. Światło różdżki przysłoniło im pole widzenia, ale Draco
wszędzie rozpoznałby głos swojego ojca.
—
Więc tak się zachowujesz, gdy wiesz, czego od ciebie oczekuję? — wycedził
Lucjusz.
__________________
Witajcie :) trochę niespodziewanie pojawiam się z nowym rozdziałem, ale właśnie skończyłam go tłumaczyć i chciałam od razu się nim z Wami podzielić. Wiem, że ta historia nie cieszy się popularnością, ale mimo wszystko ją lubię. Przepraszam za przerywanie w takim momencie, sama tego nie lubię, jednak to zamysł autorki. W sumie dobry, bo kolejny rozdział to huśtawka emocji. Zapewnie zostanie opublikowany po świętach, także czekajcie.
Jeszcze raz Wesołych Świąt!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)