sobota, 19 kwietnia 2025

[T] Ocean między nami: Rozdział 4

 

Przyglądał jej się przez chwilę; miała tak spokojną twarz, gdy spała. Tak inną od zwykłego wyrazu. Zwykła linia jej brązowych włosów wygładziła się, szczęka rozluźniła i rozwarła. Nie mógł sobie wyobrazić przerażenia, jakie poczuła w chwili, gdy Dominick ją upuścił. Zawsze czuł się wyśmienicie na miotle, kiedy powietrze smagało mu włosy i szczeliny w ubraniu. To sprawiało, że czuł się nieważki. Świat i presja oraz oczekiwania, jakie na niego nakładano, opadały, aż stawały się zaledwie pyłkiem kurzu na wietrze, bardziej zobowiązanymi prądom termicznym i zaspami niż obowiązkom dziedzica Malfoyów.

Hermiona nie czuła tego spokoju. Latanie było dla niej równoznaczne ze spadaniem; zakładał, że w jej umyśle nie istniała różnica między tymi dwoma stanami. Jej życie tak bardzo różniło się od jego. Miała prawdziwe cele i aspiracje, jej motywacja, by dostać się na Oksford była tak uzewnętrzniona, że zdawała się być wrodzona. Jemu wręcz to narzucono. Gdyby ktokolwiek z jego rodziny zapytał — wiedział, że nigdy tego nie zrobią — całkowicie zrezygnowałby z pójścia na studia. Nie chciał przejmować firmy. Pansy bardziej się do tego nadawała, a co więcej rozpaczliwie tego pragnęła. Draco nie miał żadnych ambicji poza byciem niezależnym. Nigdy nie miał takiej opcji. Będąc dziedzicem, jego los został przesądzony, zanim wziął pierwszy oddech.

Im więcej czasu z nią spędzał, tym bardziej zaczynał zdawać sobie sprawę, że jego postrzeganie świata było błędne — niekompletne. Myślał, że znał wszystkie sposoby na utratę kontroli: alkohol, seks, nielegalne eliksiry. Patrząc, jak Hermiona spada z nieba, słysząc całkowita desperację w jej głosie, jego serce zabiło szybciej, gdy nie wynurzyła się od razu… teraz wiedział, co to znaczy stracić kontrolę nad swoimi uczuciami.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Przemycił ją z powrotem do szkoły wczesnym rankiem, gdy było jeszcze ciemno, zostawiając ją przy drzwiach dormitorium z delikatnym pocałunkiem w czoło, kciukiem głaszcząc jej policzek.

Podczas śniadania jedna ze szkolnych sów nisko opadła i upuściła przed nim małą paczkę. Złapał ją zręcznie, natychmiast szarpiąc sznurek. Nie spodziewał się niczego, a paczki z domu nie były tak prosto pakowane. Zauważył skórzany dziennik. Otworzył okładkę i zobaczył schludne pismo Hermiony.

To dziennik działający w dwie strony; mam jego bliźniaka. Wszystko, co napiszesz w swoim, pojawi się w moim i odwrotnie.

 

PS. Dziękuję za wczoraj – H.J.G.

 

Uśmiechnął się do siebie, jego oczy przesunęły się na jej stół. Obserwowała go, najwyraźniej czekając na jego reakcję. Pomachał jej dziennikiem, uśmiechając się szeroko.

 

Nigdy nie wyjaśniłaś, co oznacza to „J”  – D.L.M.

 

Przewróciła oczami, gdy to przeczytała, lekko potrząsając głową.

 

Nigdy nie powiem. – H.J.G.

 

Przyznaj, że to skrót od Jednoznacznie zakochana w Draco Malfoyu – D.L.M.

 

Przyglądał się jej reakcji. Spojrzała na niego, a gniewny wyraz twarzy zastąpił cichy śmiech, który uciekł z jej ust. Napisała coś jeszcze, a jej wzrok powrócił do niego, gdy tylko odłożyła pióro.

 

Czy kiedykolwiek bolą cię plecy od podtrzymywania Twojego wielkiego ego? - H.J.G.

 

Uśmiechnął się z politowaniem na jej odpowiedź.

 

Nigdy. Używam lekkiego uroku. Musi to być coś okropnego, skoro tak bardzo unikasz odpowiedzi. – D.L.M.

 

Może moje „J” za twoje „L”? – H.J.G.

 

Niezła próba. Jak się czujesz po wczoraj? – D.L.M.

 

Jestem… zdenerwowana tym, co przyniesie dzisiejszy dzień – H.J.G.

 

Nie powinnaś. Jeśli ktoś widział cokolwiek w ciemności, to tylko moje mokre plecy, zanim zniknęliśmy. – D.L.M.

Szczęściarze. – H.J.G.

 

Obserwował, jak trzepocze rzęsami, gdy znów podniosła wzrok, ale już go nie było przy stole. Szybko zniknął z jej pola widzenia i stanął za nią, stukając ją w prawe ramię i przesuwając się w lewo. Przewidywalnie spojrzała za siebie w prawo, potem w lewo, a jej grymas zmienił się w pełen ulgi uśmiech, gdy go zobaczyła.

— Hermiono Granger, czy ty ze mną flirtujesz? — zadrwił z niej z rozbawionym wyrazem twarzy.

— Chyba nie działa, skoro musisz pytać.

Uśmiechnęła się do niego.

Podał jej rękę, pomagając wstać od stołu. Pochylił się, ciesząc się rumieńcem, który rozlał się na jej policzkach.

— Wiesz mi, działa — wyszeptał, muskając wargami małżowinę jej ucha.

Po czym odsunął się, uśmiechnął i podał jej ramię. Przyjęła je nieśmiało, podchodząc do niego, gdy skierowali się do wyjścia.

— O co chodzi z tymi morderczymi spojrzeniami? — zapytał, obserwując, jak jej twarz się napina, im dalej szli.

— Wszyscy się gapią — syknęła, a jej policzki się zaróżowiły.

Zatrzymał się, odwracając ją twarzą do siebie.

— Nie możesz pozwolić, żeby cię to dotknęło — poinstruował. — Całkowita nonszalancja, zawsze, właśnie tak to robię.

Jego twarz stała się spokojna, może trochę zbyt zadowolona z siebie.

— Wyglądasz, jakbyś chciał dostać w twarz. — Zaśmiała się.

Podszedł do niej bliżej.

— Mogłoby mi się to spodobać.

Jego głos był niski i uwodzicielski, a ona ładnie się zarumieniła.

Grupa dziewcząt przeszła obok, szepcząc do siebie, gdy się gapiły.

— Patrz, to Hermiona Granger! Draco Malfoy niósł ją na rękach, po tym jak ją uratował wczoraj wieczorem, co za szczęściara — krzyknął Draco teatralnym tonem; jego głos był wysoki i dziewczęcy, gdy z nich kpił.

— Przestań! — zrugała go Hermiona, a potem zamilkła, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. — Znaczy… nieważne.

Uśmiechnął się z politowaniem, widząc jej próbę naśladowania jego nieudawanej maniery.

— Bardzo dobrze. Może kiedyś w to uwierzysz.

Rozproszył się, gdy zobaczył Teo prowadzącego drużynę Quidditcha na boisko, śmiejącego się i podjudzającego innych.

— Tęsknisz za tym, prawda? — zapytała Hermiona.

Odwrócił się do niej i ponownie złączyli ramiona.

— To… nieważne — powtórzył, prowadząc ją korytarzem i ignorując skandowanie „Hogwart, Hogwart, wielki, wielki Hogwart” tuż za nimi.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Dołączył do Pansy przy jej stoliku na historii magii po odprowadzeniu Hermiony na zielarstwo, po raz kolejny przesuwając palcem po jej policzku, zanim odszedł. Pansy próbowała wepchnąć mały liścik do torby, ale Draco złapał ją za nadgarstek i wyrwał go z jej palców.

 

Pansy, przestań mnie ignorować. Powiedz mi prawdę, czy Draco jest z tą beznadziejną szlamą, czy nie?

 

Draco przewrócił oczami, rozpoznając pismo Astorii. Odłożył pergamin na biurko po stronie Pansy.

— Trochę zdesperowana, prawda?

Pansy przygryzła wewnętrzną część wargi.

— Dziwisz jej się? Ruchałeś ją na imprezie u jej brata zaledwie miesiąc temu. A teraz co, nagle jesteś z mugolaczką, o której nikt nie wiedział do tego semestru? Myślałam, że zamierzasz ją zniszczyć, żeby nie wygadała mojego sekretu i… no wiesz — Pansy ściszyła głos, wpatrując się w niego uważnie.

— Nie powie. Nie jest taka. Wcześniej źle ją oceniłem — przyznał Draco.

Pansy odwróciła swoją uwagę od niego, gdy zaczęła się lekcja, zaciskając szczękę i kładąc pięści na stole. Zignorował ją. Wiedział, co robi; przynajmniej miał taką nadzieję.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Pod koniec zajęć Draco i Pansy byli zaskoczeni, gdy ich ojciec wszedł do sali, a jego platynowe włosy błyszczały w słońcu, a laska miarowo dudniła po kamiennej podłodze. Pozostali po cichu wyszli z pomieszczenia, kiedy Lucjusz Malfoy oparł się o biurko nauczyciela, podniósł jabłko i uważnie je obejrzał.

Oparł je o udo, gdy sala opustoszała i zostali sami. Pansy i Draco wymienili ostrożne spojrzenia.

— Powiedz mi, Draco, dlaczego skrzaty domowe poinformowały mnie, że wczoraj wieczorem razem z tobą w twoim pokoju przebywała ta irytująca, mała szlama?

Draco zbladł. Wiedział, że zabranie jej do swojego domu wiązało się z ryzykiem. Gdyby strażnicy nie zaalarmowali ojca o ich obecności, mogły to zrobić skrzaty domowe. Po prostu myślał, że Mippy jest trochę bardziej lojalna wobec niego — najwyraźniej się mylił.

— Ona prawie się utopiła, ojcze, co oczekiwałeś, że zrobię w tej sytuacji?

Lucjusz uniósł brwi, patrząc na niego z góry w sposób, który sprawił, że Draco znów poczuł się jak pięciolatek.

— Pozwolisz jej utonąć — powiedział chłodno.

Draco zacisnął zęby, a Pansy gwałtownie wciągnęła powietrze.

Lucjusz spojrzał na nią, jego oczy szybko przesunęły się po niej, zanim całkowicie ją zignorował.

— Dobrze by było, Pansy, gdybyś mu przypomniała, że lokowanie swoich uczuć w niewłaściwej osobie może mieć konsekwencje. Dom Malfoyów mógł, a nawet powinien być twój. W końcu to był twój pomysł. Może następnym razem, jeśli uda ci się trzymać z dala od skandali i złej prasy.

Odwrócił od niej wzrok, jakby była jakimś irytującym, bezdomnym kotem, który wciąż próbował zostać adoptowany.

— To moje ostatnie ostrzeżenie, Draco — rzekł cicho Lucjusz, jego głos i tak do nich dobiegł w opustoszałej klasie. Ugryzł jabłko; chrupnięcie było ostre i groźne. Wstał i podszedł do nich, wpychając jabłko w pierś Draco, który natychmiast podniósł rękę, by je złapać. — Następnym razem nie będę taki miły — warknął Lucjusz do ucha syna, po czym odszedł, a jego szaty powiewały za nim.

W jakiś sposób dudnienie laski zdawało się podkreślać groźny ton jego ojca, nawet gdy cichło w korytarzu.

Draco zignorował Pansy, był zbyt zawstydzony naganą, żeby stawić jej czoła. Poszedł do Wielkiej Sali, gdzie zobaczył Hermionę biegającą w panice, a reszta komitetu ostrożnie ją obserwowała.

— Lavender, ty i Romilda zajmijcie się ustawianiem świec. Rozrysowałam wam układ — powiedziała, wciskając go w ręce blondynki. — Marietta i Cho, wy możecie udrapować wstążki.

Podała im duże pudełko i kolejny rysunek. Jeszcze nie zauważyła Draco, a on był rozdarty między zaoferowaniem jej pomocy, a patrzeniem, jak nimi rządzi. To było dziwnie atrakcyjne. Uśmiechnął się, patrząc, jak Potter podąża za nią jak zagubiony szczeniak.

— Hermiono, co mam robić? — zapytał Potter bez tchu, chłonąc każde jej słowo.

— Zaraz przyjadą dostawcy, możesz ich poinstruować?

Nawet nie podniosła wzroku znad listy rzeczy do zrobienia, gdy mu to zaproponowała. Potter szybko odszedł, chętny, by wykonać zadanie.

Ginny podeszła do Hermiony.

— No więc jak było?

— Ale co? — zapytała Hermiona, rozkojarzona.

— Całować Draco Malfoya, oczywiście! — rzuciła Ginny, szarpiąc Hermionę za łokieć, aż ta spojrzała na nią ostro.

— Nie wiem, nie całowaliśmy się — wymamrotała, brzmiąc na lekko zirytowaną.

— Żartujesz. Powiedz, że żartujesz — błagała Ginny. — Cała szkoła o tym mówi! Uratował cię, wyniósł z sadzawki całą przemoczoną i kurczowo do niego przyklejoną, po czym aportował się, i mówisz mi, że się nie całowaliście?

Hermiona spojrzała na nią wściekle, koniuszki jej uszu były czerwone.

— Nie możesz umawiać się z międzynarodowym potentatem i oczekiwać, że nikt nie będzie komentował tego, co jest między wami — zauważyła Ginny.

— Nie jestem pewna, czy to była randka — mruknęła Hermiona.

— Chciałaś, żeby była? — zapytała Ginny.

Draco pochylił się do przodu, wciąż niezauważony przez żadną z czarownic. Bardzo go interesowała odpowiedź na to konkretne pytanie. Jednak niespodziewanie podbiegł do nich Potter, spanikowany i zdyszany, niosąc dwie, bardzo duże skrzynie.

— Mały problem — wysapał.

— Co się stało? — zapytała natychmiast Hermiona, zapominając o rozmowie z Ginny.

— Wpadka… nieporozumienie między rzeźnikiem a obsługa cateringową. Przywieźli dwieście żywych kuropatw — wyjaśnił.

Hermiona jęknęła.

— Zaraz tam będę. Na razie zanieś je Hagridowi, on będzie wiedział, co z nimi zrobić.

Draco podszedł do niej, gdy Potter czmychnął.

— Co, na Merlina, zrobiłaś temu typowi?

Spojrzała na niego, lekko się rumieniąc, gdy położył rękę na jej plecach w geście powitania.

— Komu?

— Potterowi, oczywiście. Nie robił tego przedstawienia z klatkami dla ptaków tylko dla mnie, nawet jeśli to był zaskakujący pokaz sprawności fizycznej — zażartował.

Przewróciła oczami.

— To, że jest dla mnie miły, nie znaczy, że czegoś ode mnie oczekuje — upomniała.

— Skoro tak uważasz — mruknął. Rozejrzał się po Wielkiej Sali. Nawet z dekoracjami, które dopiero co zaczęto wieszać, wyglądała elegancko. — Chyba to pierwsza gala, na którą kiedykolwiek czekałem — przyznał. — I nawet mogę przybyć na czas.

— W takim razie będziesz na urodzinach Hermiony — powiedziała Ginny, ignorując spojrzenie, jakie Hermiona jej rzuciła.

— Jutro masz urodziny? — zapytał zaskoczony Draco.

— Nie słyszałeś? Dumbledore urządza galę na moją cześć — zażartowała.

— W takim razie na pewno będę na czas, w przeciwnym razie Potter spróbuje cię porwać na pierwszy taniec.

— Najpierw musimy zająć się cateringiem. — Westchnęła Hermiona. — Ginny, pomożesz mi z tym? Draco, czy mógłbyś pomóc Harry’emu w ich transporcie?

Po czym odeszła z Ginny, ich głowy były złączone, gdy rozważały potencjalne rozwiązania.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Teo zauważył go na terenach, wracając z boiska. Podążył za Draco, biorąc od niego jedną z klatek na kuropatwy.

— Jak się czuje Hermiona? — zapytał, brzmiąc na szczerze zaniepokojonego.

— Lepiej — powiedział Draco ze stoickim spokojem.

— Dominick jest idiotą — mruknął Teo, a Draco skinął głową, zaciskając szczękę.

— Przepraszam — zaczął, patrząc na Teo — że nakryłem wczoraj ciebie i Blaise’a. Blaise nie wyglądał na zadowolonego.

Draco szczerze mówiąc, nie miał zamiaru nakryć tej dwójki w namiętnym uścisku w jednej z sypialni na piętrze podczas imprezy. Po prostu szukał miejsca, w którym mógłby się ukryć przed Astorią, tracąc nadzieję, że Hermiona się pojawi. Blaise zaczął krzyczeć i schował się za Teo. Draco wymamrotał szybkie przeprosiny i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Stojąc na balkonie, zobaczył Pansy rozmawiającą z Hermioną i pospieszył, by interweniować. Pansy zauważyła go ponad ramieniem Hermiony i szybko wślizgnęła się w tłum, zanim zdążył kazać jej spadać.

Teo westchnął.

— Nie jest gotowy… żeby ludzie się dowiedzieli. Ukrywa się.

— Ale co do niego czujesz? — zapytał Draco.

— Jest tego wart.

— To z pewnością pomaga.

— Trochę.

Dołączył do nich Dominick, a reszta drużyny podążyła za nim.

— Nigdy nie sądziłem, że doczekam dnia, w którym Draco Malfoy będzie nosił przepiórki dla jakiejś dziewczyny.

Draco rzucił mu groźne spojrzenie i rozważał, czy mu nie przyłożyć za wyczyn z poprzedniego wieczoru.

Dominick odciągnął go na bok, zabierając mu klatkę.

— Tylko żartowałem, nie wiedziałem, że będzie tak przestraszona. Przepraszam.

— To nie mnie powinieneś przepraszać — zauważył Draco. Dominick skinął głową. — Możesz to zrobić po tym, jak pomożesz z kuropatwami — dodał.

— Gdzie zanieść?

— Do Hagrida.

— Robi się — powiedział, zanim odwrócił się do drużyny. — Hej, ładujcie je, chłopaki, ruszamy!

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

— Dlatego to dla mnie zaszczyt…

Charles, jego menager od public relations, przerwał mu:

— Dlatego to dla mnie wielki zaszczyt i jeszcze większa przyjemność — poprawił.

Draco westchnął. Ćwiczył przemowę od lat i z jakiegoś powodu nie potrafił powiedzieć jej idealnie, mimo że w przeszłości takie rzeczy przychodziły mu z łatwością.

— Musisz nad tym popracować — zasugerował Charles, zatrzymując się, by porozmawiać z Lucjuszem przed wyjściem.

Draco wstał i podszedł do ojca, wiedząc, że zostanie wezwany, gdy Charles odejdzie.

Lucjusz uniósł krytycznie brew.

— Jak poszło?

— Dobrze — powiedział Draco krótko.

— Jutro jest najważniejsze wydarzenie w twojej karierze — oświadczył Lucjusz. Draco powstrzymał się od przewrócenia oczami. Każde wydarzenie było najważniejsze… aż do nadejścia kolejnego. — Ufam, że będziesz dobrze przygotowany.

— Wiem, czego ode mnie oczekujesz — odpowiedział Draco.

— Jutro zostaniesz kolejnym wielkim Malfoyem. Młodszym prezesem. Następcą tronu. Nie pozwolę, żebyś ośmieszył siebie, naszą rodzinę lub firmę, tylko dlatego, że jesteś zapatrzony w jakąś dziewczynę.

— Będę kim, kogo ode mnie oczekujesz — wymamrotał Draco przez zaciśnięte zęby.

— Rita Skeeter dołączy do nas na kolację i drinki po imprezie. Bądź gotowy.

— Jutro mam Galę Dobroczyńców w Hogwarcie — przypomniał mu Draco.

Lucjusz wpatrywał się w niego.

— Życie to kwestia wyborów, Draco. Nie możesz mieć wszystkiego. Nie pozwolę ci zmarnować swojej przyszłości przez romans ze szlamą, której za dwa lata nie będziesz pamiętał.

Jego głos był spokojny, ale w słowach kryła się groźba.

Draco skinął głową i wyszedł z pokoju. Znalazł Pansy w szklarni, czytającą książkę. Usiadł obok niej, opierając głowę na jej ramieniu.

— Przepraszam — wyszeptał.

— Za co?

— Za to co powiedziałem o Lupinie, że dla niego nie istniejesz.

Westchnęła.

— Miałeś rację.

Usiadł i spojrzał na nią, marszcząc brwi.

Jej dolna warga zadrżała.

— Bzyka się z Pippą, jestem tego pewna. Kiedyś się spotykali — wyjaśniła. — Już ruszył dalej, zapomniał o mnie.

Draco objął ją ramieniem, żeby ją pocieszyć. Nie wiedział, co powiedzieć.

— Kochałam go — prychnęła Pansy. — Nie był moim nauczycielem, kiedy się poznaliśmy, wiesz?

Draco spojrzał na nią. Nie wiedział. Nigdy mu nie powiedziała.

— Był pierwszą osobą, która zobaczyła mnie dla mnie, nie dla nazwiska, tytułu czy pieniędzy. Kiedy się dowiedzieliśmy, że dostał pracę w Hogwarcie, próbowaliśmy przestać. To, co Hermiona zobaczyła, było chwilową słabością. — Łzy napłynęły do jej oczu i szybko spłynęły po policzkach. — Chciałam z nim uciec. Nie zrobiłby tego. Powiedział, że nie byłoby to sprawiedliwe wobec mnie, że nie może tak zniszczyć mi życia. — Szybko otarła łzę wierzchem dłoni. — Po prostu… chciałam, żeby chociaż raz ktoś mnie wybrał.

— Przepraszam, Pansy. Nie zasługiwałaś na takie traktowanie. Wiem, że czujesz, jakby ojciec zawsze wybierał mnie…

— Bo zawsze tak jest. Nie masz pojęcia, co to znaczy być drugim wyborem wszystkich — warknęła.

Złapał ją za rękę, odwracając się w jej stronę, a w jego umyśle wykształcił się pomysł.

— Co ojciec zawsze mówi? — zapytał, jasnym i ożywionym głosem.

Spojrzała na niego pytająco, zanim niepewnie odpowiedziała:

— Nie pozwól, żeby twój przeciwnik myślał, że ma inny wybór?

— Dokładnie! Ty idź na premierę, a ja pójdę na Galę! Kiedy mnie tam nie będzie, będzie musiał przedstawić ciebie jako twarz Domu Malfoyów, zamiast ryzykować skandalem odwołania lub przełożenia. Oboje dostaniemy to, czego chcemy.

Powolny uśmiech przemknął przez twarz Pansy, a następnie rzuciła się na niego, chichocząc, gdy go przytuliła. Zadowolony uśmiechnął się do jej włosów.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Wcześnie przybył do Wielkiej Sali, by zastać ją w całkowitym chaosie. Kuropatwy jakoś uciekły i wleciały do środka, a lewitujące świece, girlandy i wstążki były atakowane przez ptaki próbujące się zagnieździć. Hermiona i pozostali biegali jak szaleni, próbując złapać je gołymi rękami.

Uniósł różdżkę i powiedział głośno:

Immobulus.

Kuropatwy znieruchomiały, dryfując powoli w powietrzu. Głowa Hermiony obróciła się gwałtownie na dźwięk jego głosu. Uśmiechnął się do niej z politowaniem.

— Jesteś czarownicą, czy nie? — drażnił ją, obracając różdżkę między palcami.

Szybki ruch jej własnej i ptaki wleciały do swoich klatek. Pozostali zaczęli naprawiać dekoracje. Draco sięgnął i wyrwał piórko z jej włosów, obracając je tak samo jak różdżkę.

— Dziękuję — powiedziała cicho, uśmiechając się do niego.

Wyciągnął prezent zza pleców i podał jej go z rozmachem.

— Wszystkiego najlepszego, Hermiono.

Złapała oddech i zarumieniła się, ostrożnie biorąc podarunek i siadając. Delikatnie pociągnęła za wstążkę, aż ta opadła, trzepocząc na jej kolanach. Podniosła wieko pudełka i wyciągnęła skórzaną torbę z wytłoczonym na skórze napisem „H.J.G.”.

— Jest piękna — mruknęła, przesuwając kciukiem po inicjałach.

— Rzuciłem na nią urok lekkości jak piórko, więc nie będzie ci ciążyć, bez względu na to, ile książek do niej włożysz — wyjaśnił.

Uśmiechnęła się i zarzuciła mu ramiona na szyję, zaskakując go.

— Podoba mi się, dziękuję! — wykrzyknęła.

— Nie ma za co — odpowiedział szczerze.

Ginny podbiegła do nich.

— Hermiono, chodź, musimy się przygotować. Goście niedługo przybędą!

Hermiona zerknęła na zegarek, nagle spanikowana. Odwróciła się do Draco, gdy Ginny ciągnęła ją w stronę drzwi, wołając do niego:

— Wkrótce się zobaczymy!

Zasalutował jej, śmiejąc się, gdy potknęła się o własne nogi, próbując dotrzymać kroku Ginny.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Czekał na nią u podnóża schodów, a świat wokół niego zanikał, gdy powoli schodziła po stopniach, przesuwając dłoń po poręczy. Światła pochodni migotały i rzucały na nią ciepłe, jarzące się światło. Miała włosy elegancko zaczesane do tyłu. Biżuteria, którą wysłał z sukienką, błyszczała na jej szyi, a on przełknął ślinę, gapiąc się na nią. Uśmiechnęła się do niego, a jego serce niepewnie zatrzepotało w piersi.

Przeszli przez tłum, a goście imprezy odwrócili się, by na nich popatrzeć, gdy prowadził ją na parkiet. Złapał ją w talii, drugą ręką przytrzymując jej dłoń. Tańczyli walca, a jej spódnica kołysała się na jego piszczelach, gdy się poruszali. Czuł, jak jej klatka piersiowa się rozszerza z każdym oddechem. Czuł jej trzepoczące w piersi serce, gdy przycisnęła klatkę piersiową do niego. Wpatrywał się w jej oczy z zachwytem.

Potter podszedł i szybko szepnął jej coś do ucha, a ona odwróciła się do niego spanikowana.

— Czego potrzebujesz? — zapytał Draco, zdecydowany rozwiązać problem, niezależnie od tego, co to było.

— Skończyły nam się kociołkowe pieguski — powiedziała poważnym tonem.

Draco zagryzł policzek, żeby powstrzymać się od śmiechu.

— Bez obaw, Potter, naprawimy to — rzekł przez ramię, odciągając ją od parkietu i prowadząc do kuchni.

Pogłaskał gruszkę na dużym portrecie i pojawiły się tajne drzwi, które umożliwiły im wejście.

— Skąd o tym wiedziałeś? — zapytała Hermiona, patrząc na niego z podziwem.

— Teo robi się marudny, gdy spada mu poziom cukru we krwi; odkryłem kuchnię dla własnej wygody — wyjaśnił, śmiejąc się.

Kilka skrzatów domowych podbiegło do nich i Draco wytłumaczył sytuację.

— Dobby mówił pannie Hermionie, że nie jest potrzebny catering z zewnątrz, ale ona nie chciała słuchać — powiedział dramatycznie jeden ze skrzatów, strofując się, potrząsając głową, przez co jego uszy zaczęły trzepotać.

— Nie chciałam was przemęczać — zaprotestowała Hermiona.

— Dobby ma to pod kontrolą, Dobby zrobi najlepsze kociołkowe pieguski i udowodni, że catering nie był potrzebny! — nalegał głośno skrzat.

Hermiona spojrzała na Draco, a on wzruszył ramionami.

— One żyją dla takich rzecz, wiesz — zauważył Draco, uśmiechając się szeroko.

— Najwyraźniej! — prychnęła, a zdumiony uśmiech rozprzestrzenił się na jej twarzy.

Draco wyprowadził ją z kuchni i zaprowadził do Wielkiej Sali.

Pociągnęła go za ramię, wciągając do wnęki.

— Nigdy ci nie podziękowałam za ten piękny portret, który mi wysłałeś w dzienniku — powiedziała, rumieniąc się.

— Zastanawiałem się, kiedy go znajdziesz — mruknął, wyobrażając sobie portret, który naszkicował w dzienniku tego ranka. Wzruszył ramionami. — Lubię rysować. Myślę, że gdybym miał wybór, właśnie to chciałbym robić w życiu.

— Czemu tego nie zrobisz? — zapytała Hermiona, gapiąc się na niego i marszcząc brwi.

— Nie mam wyboru — rzucił. — Cała moja rodzina poszła na Oksford.

— Dlaczego to oznacza, że ty też musisz?

— Ja… po prostu tak jest. — Westchnął, niepewny, jak wytłumaczyć jej starożytne zasady i tradycje Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki.

— Każdy powinien móc podążać za swoimi pasjami — argumentowała. — Gonić za momentami, które sprawiają, że reszta świata się oddala, kierować się swoją intuicją.

— Zgadzam się — wyszeptał, po czym pochylił się i ją pocałował.

Rozpłynęła się w nim, jej dłonie prześlizgnęły się przez jego włosy, gdy złapał ją w talii i przyciągnął bliżej. Ich oddechy stały się ciężkie, usta były mocno przyciśnięte do siebie. Żadne z nich nie było w stanie oddać kontroli drugiemu.

Ktoś zakaszlał sugestywnie i gwałtownie się rozdzielili, automatycznie poprawiając włosy i ubrania. Światło różdżki przysłoniło im pole widzenia, ale Draco wszędzie rozpoznałby głos swojego ojca.

— Więc tak się zachowujesz, gdy wiesz, czego od ciebie oczekuję? — wycedził Lucjusz.

__________________

Witajcie :) trochę niespodziewanie pojawiam się z nowym rozdziałem, ale właśnie skończyłam go tłumaczyć i chciałam od razu się nim z Wami podzielić. Wiem, że ta historia nie cieszy się popularnością, ale mimo wszystko ją lubię. Przepraszam za przerywanie w takim momencie, sama tego nie lubię, jednak to zamysł autorki. W sumie dobry, bo kolejny rozdział to huśtawka emocji. Zapewnie zostanie opublikowany po świętach, także czekajcie.

Jeszcze raz Wesołych Świąt!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy