poniedziałek, 21 kwietnia 2025

[T] Ocean między nami: Rozdział 5

 

Draco stanął przed nią i złapała go za rękaw, zerkając na jego ojca zza ramienia. Lucjusz prychnął, nawet nie kryjąc obrzydzenia.

— Jestem przekonany, że dyrektor byłby niezadowolony, wiedząc, że koordynatorka wydarzenia była tak… rozproszona, kiedy impreza w Wielkiej Sali to jeden wielki chaos.

Draco spojrzał na nią, kiwając głową w lewo.

— Idź, sprawdź, czy wszystko w porządku. Nic mi nie będzie — obiecał, błagając ją wzrokiem, by zniknęła z pola widzenia jego ojca.

Skinęła głową w milczeniu, delikatnie ściskając jego dłoń, zanim go ominęła i pospieszyła ku Wielkiej Sali; spódnica jej sukni szeleściła, gdy w połowie szła, a w połowie uciekała od nich.

Draco przeniósł wzrok na ojca, spotykając jego spojrzenie. Nie przeprosi za swoje czyny; nie da mu tej satysfakcji.

— Wychodzimy — powiedział ojciec, jego głos emanował ostrością i wściekłością.

Coś w jego oczach zapowiadało ból, jeśli Draco by się sprzeciwił. Skinął głową i poszedł za nim do gabinetu Snape’a, szybko przechodząc przez kominek i wracając do Dworu. Pansy siedziała już na jednej ze skórzanych sof, z rozmazanym makijażem i tuszem do rzęs spływającym po policzkach. Miała oczy i nos czerwone od płaczu, a warga drżała, grożąc kolejnymi łzami. Draco usiadł obok niej, udem ocierając się o nogę siostry — to było jedyne pocieszenie jakie mógł jej zaoferować pod badawczym spojrzeniem ojca.

— Wasz dzisiejszy numer był największą zniewagą, jaką kiedykolwiek musiałem znieść — zaczął groźnym, wężowym szeptem. — Czekaliście na najważniejszy moment dekady dla naszej rodziny, by zrobić numer z zamianą bliźniaków, jak ci plugawi bliźniacy Weasley? — Nagle odwrócił się do Pansy, jego twarz wykrzywiła się z wściekłości, gdy warknął: — Po wszystkim, co przez ciebie przeszliśmy, masz czelność pojawiać się dziś wieczorem, żeby reprezentować naszą firmę? — Głośno prychnął. — Nigdy nie pozwolę dziwce takiej tak ty zszargać starannie pielęgnowanej reputacji.

Pansy wzdrygnęła się na jego słowa, a Draco zacisnął mocno knykcie pod szatą, próbując powoli oddychać przez nos, by się uspokoić.

— Ojcze — jęknęła Pansy — wiesz, że wiem wszystko o Domie Malfoyów! Znam tę mowę na pamięć! Kurwa, to ja ją napisałam!

Spojrzał na nią wściekle i znów się wycofała.

— Pansy, to nie zmienia faktu — zadrwił — że rujnujesz wszystko, czego się dotkniesz. Zawsze chciałaś być moją ulubienicą, numerem jeden. Córeczką tatusia — zakpił. — Ale zawsze brakowało ci dyscypliny, która pozwalałaby ci zdobyć mój szacunek i szacunek Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki. Więc zrobiłem to, co musiałem; wtrąciłem się. Obróciłem to. Przypomniałem naszej publiczności, że młody dziedzic Malfoyów chodzi do szkoły, ma obowiązki i powinności wobec swojej szkoły.

Obrócił się do Draco, mrużąc oczy.

— Nasz młody celebryta, samozwańczy Romeo, który troszczy się o rodzinę tylko wtedy, gdy wpasowuje się to w jego napięty grafik. — Zaśmiał się ponuro. — Biedny Draco, który przychodzi do tatusia na kolanach, gdy zostaje zawieszony w drużynie Quidditcha, ale nie może wypełnić swojego obowiązku jedynego wieczoru, kiedy go o to poprosiłem. — Cmoknął, klikając językiem o tylną część zębów. Spojrzał na syna, a jemu serce waliło w piesi, gdy dłonie się pociły. — Więc, Draco, jak będzie? Otwierasz usta tylko po to, żeby wsadzić język do gardła tego małego, szlamowatego zwierzęcia? Jakie życie ona musi sobie wyobrażać dla was obojga; ty, uwięziony w jakiejś norze w mugolskim mieście, pchający swojego teścia na wózku inwalidzkim, podczas gdy wszyscy radośnie czytacie sobie do snu i pieczecie ciasta.

Draco wstał, wściekły.

— Kazałeś ją śledzić?

Lucjusz uśmiechnął się złośliwie.

— Ta dziewczyna nigdy niczego nie osiągnie, a jeśli nawet, to tylko dlatego, że spała z idiotami, którzy byli zbyt głupi, by zdać sobie sprawę, że wykorzystywała ich, by osiągnąć swoje cele. Nie pozwolę…

— ZAMKNIJ SIĘ! — krzyknął Draco; miał urywany oddech i pięści zaciśnięte tak mocno, że paznokcie wrzynały mu się w dłonie.

— Słucham? — zapytał zaskoczony Lucjusz.

— Jeśli powiesz jeszcze jedno słowo przeciwko niej…

Słowa Draco zostały ucięte, gdy ręka Lucjusza wystrzeliła tak szybko, że Draco nie zauważył, co się stanie, czując tylko, że uderzyła go tak mocno w twarz, że jego głowa odskoczyła do tyłu i upadł na podłogę. Pansy głośno jęknęła, przesuwając się ku niemu. Draco spojrzał na ojca, wycierając krew z wargi, która pękła, gdy trafił ją sygnet ojca. Lucjusz przykucnął przed nim nisko, a jego oczy znów złośliwie błyszczały.

— Sprawdziłem Hermionę Granger, jak każdego, kto próbuje wkraść się w nasze łaski. Wiem, że jej ojciec musiał sprzedać swoje udziały w rodzinnym biznesie stomatologicznym i że teraz polega wyłącznie na dochodach żony i ciastach, które ta kobieta sprzedaje bez zezwolenia w swoim domu. Wiem, że dwa razy zastawiali swój dom i że Hermiona uczęszcza do Hogwartu dzięki stypendium. To naprawdę wstyd; gdyby nie stracił źródła utrzymania po wypadku, mogłaby z łatwością pozwolić sobie na naukę w Hogwarcie bez stypendium. Jedno spotkanie z Radą i stypendium przepadnie. Kilka zaklęć i jej rodzina wyniesie się z domu. Lunch ze starym przyjacielem z Oksfordu i dopilnuję, żeby nie postawiła stopy na ich terenie.

Draco poczuł się sparaliżowany groźbami ojca. Lucjusz wyciągnął rękę i poklepał Draco po policzku.

— Zniszczę ją — zagroził, podnosząc się i ponownie patrząc na syna. — Nie będzie więcej ostrzeżeń. Zakończ romans z nią albo zabiję ją i całą jej rodzinę.

Po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju, nie spojrzawszy ani razu. Pansy i Draco siedzieli w oszałamiającej ciszy, zbyt zranieni własnymi rozmowami, by zrobić coś więcej niż kurczowo się do siebie przytulać, wiedząc, że nie ma swój pocieszenia, które mogliby sobie nawzajem zaoferować.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco zignorował wpis w dzienniku, a potem sowę od Hermiony, gdy nie odpowiedział na pytanie, czy wszystko w porządku. Wziął Eliksir Bezsennego Snu i pogrążył się w zapomnieniu. Następnego ranka ubierał się powoli, jego umysł i ciało były odrętwiałe. Musiał ją ignorować dla jej własnego dobra. Jego ojciec go w tym upewnił, kradnąc wszelkie pozory kontroli, które Draco sądził, że zgromadził. On i Pansy wrócili razem do szkoły.

Najpierw Teo dostrzegł ich idących przez dziedziniec.

— Tam są! Niepowtarzalne bliźniaki Malfoy!

Dominick odwrócił głowę, dołączając do zabawy.

— Pansy Malfoy, jak zwykle wyglądasz oburzająco dobrze. Powiedz mi, Pansy — zarzucił rękę na jej ramię, uśmiechając się szeroko — masz pozwolenie na to zabójcze spojrzenie?

Przewróciła oczami i odtrąciła go.

— Nara, idioci — powiedziała lekceważąco.

Dominick westchnął, patrząc, jak odchodzi.

— Pragnie mnie — mruknął, odwracając się do Draco, Teo i Blaise’a, którzy go zignorowali.

Dominick i Blaise zaczęli iść i prowadzić ożywioną rozmowę o Gali. Teo dotrzymał kroku Draco, dostrzegając rozciętą wargę blondyna.

— Astoria ci przyłożyła, czy Blaise próbował cię uciszyć przez to, co widziałeś?

Draco rzucił mu wrogie spojrzenie.

— Wszedłem w drzwi. Spiłem się na Gali, to wszystko.

— Powinieneś był do nas dołączyć, byliśmy w Dziale Ksiąg Zakazanych, urządzając nielegalną imprezę.

— Później to nadrobimy. Co powiecie na imprezę dziś wieczorem, chłopaki? — zapytał Draco wystarczająco głośno, by wciągnąć Dominicka i Blaise’a z powrotem do rozmowy.

Dominick odwrócił się do niego i z entuzjazmem położył obie ręce na jego ramionach, lekko nim potrząsając.

Oto Malfoy, którego znamy i kochamy! Gdzie byłeś przez ostatnie kilka tygodni? — zapiał Teo, a Draco przewrócił oczami, idąc za nim do zamku.

Odłączył się od swojej grupy przyjaciół, gdy zauważył Pansy i Lupina rozmawiających cicho w kącie. Rzucił na siebie zaklęcie kameleona, podszedł bliżej, podsłuchując.

— Co się stało? Dlaczego ostatnio byłaś taka zdenerwowana? — zapytał Lupin cichym głosem z troską widoczną na twarzy.

— Muszę iść na zajęcia — powiedziała Pansy, próbując uniknąć rozmowy, omijając go, by iść dalej korytarzem.

Lupin wyciągnął rękę i złapał ją za nadgarstek, przyciągając z powrotem do siebie.

— Ucieknijmy — zaproponował.

Draco uniósł brew na ten pomysł.

— Co? — jęknęła Pansy prawie bez tchu.

— Powiedziałaś, że chciałabyś uciec ze mną; że przeniesiesz się do Beauxbaton albo innej szkoły, może do Ameryki. Mogę dostać pracę gdzieś indziej i…

Pansy przerwała mu, jej głos był przepełniony bólem:

— Powiedziałeś, że nie chcesz.

— Zapomnij o tym, co mówiłem — rzekł pospiesznie, stanowczo. — Nie mogę tego dłużej znieść. Potrzebuję cię, Pansy. Kocham cię!

— Teraz tak mówisz — wymamrotała łamliwym głosem — a potem zaczniesz gadać o odpowiedzialności.

— Kocham cię — nalegał Lupin.

— Kochasz tę pracę — odpowiedziała.

Pokręcił głową.

— Ciebie kocham bardziej. Proszę, po prostu stąd zniknijmy.

Nadzieja zaczęła rozprzestrzeniać się na twarzy Pansy.

— Zwariowałeś.

— Spotkajmy się w naszym miejscu w czwartek o piątej. Wszystko omówimy — wyszeptał podekscytowany Lupin.

Pansy skinęła szybko głową, na jej policzkach pojawił się rumieniec ekscytacji, a następnie rozdzielili się, znikając w tłumie. Draco patrzył za nimi przez długi czas, zanim anulował zaklęcie kameleona i poszedł na zajęcia. Zauważył Hermionę, która pomachała z ekscytacją i uśmiechnęła się, gdy go zobaczyła. Przeszedł obok niej, jego oczy przesuwały się po niej, jakby nic nie znaczyła, zauważając, jak jej twarz posmutniała, gdy przechodził obok. Zrozumiał, że nienawidził Lucjusza; szczerze go nienawidził.

Dumbledore zatrzymał go w pobliżu klasy.

— Panie Malfoy — przywitał się.

— Proszę pana — odpowiedział Draco, kiwając uprzejmie głową.

— Wczoraj panna Granger wypowiadała się o panu bardzo dobrze. Chwaliła pańską pomysłowość i zaradność w Komitecie. Nalegała, dość stanowczo, abym oprócz napisania jej listu polecającego na Oksford, pozwolił panu powrócić do drużyny Quidditcha. — Dumbledore spojrzał ponad okularami w kształcie półksiężyców, jego oczy lekko zamrugały, gdy na twarzy pojawił się lekki uśmiech. — Nieczęsto pozwalam inny mówić mi, co mam robić, panie Malfoy, ale w tym przypadku obawiam się, że nie mogę sprzeciwiać się pannie Granger. Naprawdę chciałbym, abyśmy pokonali Durmstrang po raz trzeci z rzędu.

— Dziękuję, proszę pana — powiedział szybko Draco, a jego serce waliło z podniecenia.

Wrócił do drużyny! Czuł, jakby spadł mu kamień z serca — to wszystko dzięki Hermionie i nawet nie mógł jej podziękować. Wiedział, że go znienawidzi, i nic nie mógł na to poradzić.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Później na boisku Quidditcha usłyszał Dominicka mówiącego:

— Malfoy, twoja dziewczyna przyszła.

Kiwnął głową w stronę Hermiony, która z zacięciem na twarzy szła przez boisko i patrzyła na niego, opierając ręce na biodrach.

Westchnął i skierował miotłę w dół, zawisając w powietrzu tak, że musiała gwałtownie odchylić głowę do tyłu, żeby na niego spojrzeć.

— Możesz tu zejść?

— Co się stało?

Draco próbował nadać głosowi twardy i zimny ton, jak głos ojca. Chciał także odtworzyć szyderczy uśmiech, tak jak to robił z łatwością w przeszłości. Teraz to wydawało się niewłaściwe.

— Zachowujesz się jak kompletny dupek!

— Naprawdę?

— Przestań udawać głupiego i powiedz mi, dlaczego mnie ignorujesz? — zażądała Hermiona z czerwonymi policzkami i łzami w oczach.

Zacisnął zęby i spojrzał na nią, ignorując jej emocje.

— Co się stało wczoraj wieczorem? To przez twojego ojca? On ci to zrobił? — zapytała, wskazując na rozcięcie na jego wardze.

— Nic nie wiesz o moim ojcu ani o tym, do czego jest zdolny — powiedział ponuro.

— Co to ma znaczyć?

Uśmiechnął się do niej szyderczo, unosząc miotłę, tak ze zawisł jeszcze wyżej nad nią.

— Myślałaś, że odpłyniemy w stronę zachodzącego słońca z powodu jednego, niewinnego pocałunku?

Jego głos był drwiący, brzmiał na niezainteresowanego.

— To było coś więcej niż pocałunek…

Przerwał jej śmiechem.

— Serio wierzyłaś, że ktoś taki jak ja mógłby być zainteresowany kimś takim jak ty?

Jej twarz się skrzywiła, łza spłynęła po policzku.

— Dlaczego tak się zachowujesz?

Uniósł się o kilka cali wyżej, odsuwając się od niej.

— Przykro mi, jeśli nie zrozumiałaś, co to było, Henrietto — powiedział, po czym odwrócił się i odleciał, mocno ściskając miotłę i gryząc się w policzek, byleby na nią nie spojrzeć.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

— Draco!

Usłyszał zaniepokojony głos matki przez chmurę Ognistej Whisky, która obecnie znieczulała jego myśli i uczucia.

— Draco, kochanie, wszystko w porządku? — zapytała z troską. — No, wstań — mruknęła, pomagając mu wstać i zarzucając jego rękę na swoje ramię. Zauważyła rozcięcie na wardze. — Co się stało?

— Goyle załatwił mnie przypadkowym tłuczkiem podczas treningu Quidditcha — wybełkotał.

— Merlinie. — Skrzywiła się, delikatnie pocierając jego policzek. — Chodź, położę cię do łóżka — powiedziała, wciągając go do jego pokoju i rzucając na materac.

— Mamo?

Poczuł się głupio, nazywając ją tak. Mówił do niej „matko” odkąd skończył pięć lat, ponieważ ojciec non stop go poprawiał, mówiąc mu, żeby przestał być dzieckiem.

— Tak, kochanie?

Narcyza odwróciła się do niego zaniepokojona. Mippy przyniosła eliksiry i starannie ułożyła je na stoliku nocnym, po czym znów zniknęła. Malfoy sięgnął po buteleczkę i przesunął wzrokiem po słowach „Środek na trawienie od Dudleya Dursleya; przerobiony przez Marcusa Belby’ego na eliksir na czarodziejskiego kaca!”. Draco przełknął go, krzywiąc się na pudrowy smak.

— Czy kiedykolwiek chciałaś być z kimś innym?

Wpatrywała się w niego, mając ściągnięte brwi i usta wysuwające się z troską.

— Kochanie, myślę, że każdy czasem tego pragnie.

— Czy kiedykolwiek byłaś… nieszczęśliwa? — zapytał Draco.

— Ja… byłam nieszczęśliwie zakochana w przeszłości… przed twoim ojcem — wymamrotała. Wpatrywał się w nią, czekając. — Myślę, że każdy osiąga taki punkt w życiu, w którym mniej więcej wie, kim jest i przestaje gonić za rzeczami, które do niego nie pasują. Pochłonęła mnie rola żony i matki.

Odgarnęła mu kosmyk włosów z czoła i objęła policzek dłonią.

— Co się z nim stało – z tym drugim facetem?

Westchnęła ze zrezygnowaniem.

— Wybrał inną drogę. Draco, musisz zrozumieć: czasami ludzie unieszczęśliwiają się nawzajem, bez względu na to, jak bardzo się kochają. Czasami jest lepiej po prostu… odpuścić.

— To boli — zaprotestował.

— Ale co?

— Odpuszczanie — wyszeptał cicho, zbyt pijany, by wstydzić się tego, jak żałośnie brzmiał.

— Myślę, że przekonasz się, że możesz znieść więcej, niż myślisz, jeśli uwierzysz, że to, co robisz, jest najlepsze dla wszystkich. Teraz śpij — rozkazała, pochylając się do przodu, by pocałować go w czoło.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco siedział w bibliotece, wciśnięty w narożnik za rzędem regałów z książkami. Widział Hermionę przez szpary w półkach i obserwował ją, pozostając niezauważonym. Astoria podeszła do stołu Hermiony i usiadła na skraju.

— Czy to nie nasza ulubiona, mała szlama? — zanuciła, jej głos był pełen pogardy. Hermiona zignorowała ją, pisząc spokojnie na kawałku pergaminu. — Dobrze sobie radzisz z odrzuceniem. Szkoda, że mnie to ominęło. Dominick powiedział, że było bardzo dramatycznie. „Draco, Draco, dlaczego? Dlaczego nie możemy być razem, Draco? Błagam!” — przedrzeźniała, jej głos był wysoki i nosowy, gdy udawała Hermionę. — Ktokolwiek nie wiedział od początku, że to nie wypali, nie był po prostu ślepy… ale także głupi.

Prychnęła z pogardą.

Hermiona kontynuowała pisanie, nie podnosząc wzroku.

— Weź go sobie, Astorio. Jest cały twój. Jaka szkoda, że znów jesteś druga po mnie — dodała Hermiona, rzucając Astorii szybkie spojrzenie, zanim wróciła do swojego wypracowania, całkowicie ją ignorując.

Blondynka spojrzała gniewnie, prychając z oburzeniem, po czym odeszła.

Pansy podeszła do Draco, odciągając jego uwagę.

— Wszystko w porządku?

— Uczę się, Pansy. Nie każdy może mieć nauczyciela na wyłączność, żeby…

Pansy przerwała mu gniewnym spojrzeniem, siadając i przyciskając twarz do niego, szepcząc:

— Związek między mną i Remusem nie jest taki, jak myślisz!

— Ja nic nie myślę — odparł.

— Sądzisz, że go uwiodłam, albo on mnie — warknęłam. — Po raz pierwszy przyszłam do ciebie po tym, jak Hermiona nas przyłapała. Ani razu nie zapytałeś, co jest między nami.

— Nie mówimy sobie wszystkiego — argumentował Draco, zawstydzony, że miała rację.

— Na początku byliśmy anonimowymi przyjaciółmi korespondencyjnymi. Był pierwszą osobą, która się o mnie troszczyła, zanim poznał moje imię. Wiedziałam tylko, że interesuje się nauczaniem, nic więcej. Był pierwszą osobą, z którą rozmawiałam po przebudzeniu i ostatnią, której mówiłam dobranoc.

Draco ugryzł się w wargę. Wiedział, jak to jest — mieć kogoś, z kim chciało się rozmawiać cały dzień. Kogoś z zewnątrz, kogo nie obchodziły tytuły i pieniądze.

— Nie wiedziałam, czego się spodziewać, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, ale nagle pojawił się przede mną ten mężczyzna. I był prawdziwy. Wiedziałam, ze ojciec zamieni moje życie w piekło, jeśli to wyjdzie na jaw, ale nie mogłam się przejąć. Kochałam go, zanim go poznałam. Potem dostał pracę tutaj, w Hogwarcie, i wiedzieliśmy, że to nie może trwać.

Draco spojrzał na nią ze współczuciem.

— To nasza wina, że pozwoliliśmy sobie na uczucia.

— Żałosne — zgodziła się Pansy. — Powinniśmy pozostać emocjonalnie okaleczeni i bezużyteczni.

— Zamiast tego zhańbiliśmy nazwisko Malfoy — podsumował Draco.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco chodził po pokoju, obojętnie obserwując, jak Mippy pakuje bagaż na rozmowy kwalifikacyjne na Oksfordzie. Większość jego kolegów z roku też jechała; Pansy, Teo, Blaise, Dominick, Hermiona i Ginny i inni. Nie wiedział, jak da radę przebywać w jej obecności, czując na szyi ciasną pętlę gróźb ojca — bał się, co może się stać, jeśli pozwoli sobie na odrobinę luzu.

Narcyza zapukała do jego drzwi i weszła bez zaproszenia.

— Przyniosłam ci coś — powiedziała, wkładając mu do rąk stary zegarek kieszonkowy. — Należał do twojego pradziadka. Wiem, że twój ojciec i ja daliśmy ci jeden na urodziny, ale pomyślałam, że to może pomóc ci poczuć się bardziej… związanym z rodzinną spuścizną.

Draco skinął głową i rzucił go na wierzch ubrań, które Mippy włożyła go jego bagażu.

— Czy mogę prosić chociaż o odrobinę szacunku? — zapytała ostro Narcyza.

— Dziękuję, matko, za kilka funtów sentymentalnego ciężaru i oczekiwań na moich barkach — mruknął.

Spojrzała na niego wściekle, wzdychając przez nos.

— Niepokój to oczekiwana emocja. W przyszłym roku będziesz się śmiać z tego, jak ta podróż cię zmartwiła. Spodoba ci się Oksford, obiecuję.

— A jeśli nie? Czy to coś zmieni? — zapytał gorzkim tonem.

— Co masz na myśli?

— Co jeśli tego nienawidzę? Co jeśli chcę to rzucić? Co jeśli nie chcę być tym, kogo ode mnie oczekujecie w Domu Malfoyów, ani Domu Malfoyów?

Narcyza siadła na jego łóżku, składając koszulę, którą Mippy właśnie fachowo złożyła i położyła na wierzchu stosu. Skrzatka spojrzała na nią wrogo, co Narcyza zignorowała.

— Nie rozumiesz, jakie masz szczęście, że masz pod sobą siatkę bezpieczeństwa w postaci nazwiska Malfoy…

— Sama powiedziałaś, że nie wszyscy tak samo rozumieją szczęście.

— Czego więc chcesz, Draco?

— Szansy, by się dowiedzieć? — rzekł spekulująco.

— Draco, jesteś jeszcze taki młody. Lucjusz też kiedyś narzekał na obowiązki i oczekiwania. Dom Malfoyów rozsławił w świecie jego nazwisko, historię i pozycję….

Zgrzytał zębami, sfrustrowany.

— Więc mam się ugiąć i też to zaakceptować?

Spojrzała na niego gniewnie przez to, że ciągle jej przerywał. Westchnął.

— Możesz już odejść, matko. Nie przekroczę granic; nie mam tego w genach.

Narcyza przełknęła ślinę i skinęła głową, odkładając jego koszulę z powrotem do bagażu, prostując zegarek kieszonkowy na koszuli. Ponownie głaszcząc go po policzku, złożyła niewinny pocałunek na jego czole, zanim opuściła pokój.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco podążał za swoimi przyjaciółmi przez kampus, ignorując przewodnika, który prowadził ich do pokoi. Zauważył Hermionę i Ginny żywo rozmawiające z ich własnym przewodnikiem, który z uznaniem przyglądał się Hermionie. Draco przewrócił oczami. Oczywiście skończyły z przewodnikiem bardziej skupionym na dobieraniu się do majtek, a nie tak jak on z gościem zauroczonym historią cholernych jaskrów.

Blaise nerwowo kręcił dłońmi, rozglądając się po kampusie.

— Mam nadzieję, że tego nie spieprzę — mruknął.

— Nonsens — pocieszył go Dominick. — Mógłbyś zwymiotować do śmietnika profesora, a i tak cię przyjmą.

— Ach, nie, właściwie trzeba się trochę przyłożyć, żeby tu się dostać — odparł Teo.

— Och, cóż, może nie będzie tak łatwo. Głowa do góry! — rzekł Dominick, lekko uderzając pięścią w szczękę Blaise’a.

Wzrok Draco powędrował z powrotem do Hermiony. Przewodnik z uznaniem na nią spoglądał, a ona się zarumieniła.

— Nazywam się Jude i jestem na drugim roku. Będę wam pomagał w całym procesie rekrutacji — powiedział, co usłyszał Draco.

Ich grupy się spotkały, przewodnik Draco dołączył do Jude’a na czele. Hermiona stanowczo zignorowała Draco.

— Podczas pierwszej rozmowy profesorowie chcą sprawdzić wasze umiejętności krytycznego myślenia. Podczas drugiej sprawdzą, jak radzicie sobie pod presją. Trzecia i ostatnia dotyczy was; jest najważniejsza. Określa, czy naprawdę jesteście odpowiednimi kandydatami na Oksford.

Hermiona była blada, szybko przeglądała swoje notatki, gdy weszli do jednego z budynków i usiedli w audytorium. Draco siedział z tyłu, nie odrywając oczu od Hermiony. Była zaskoczona, czy wywołali jej nazwisko, i drżąc wstała, kierując się w jego stronę i do drzwi. Nie miał zamiaru tego robić, ale jego ręka wysunęła się i złapała ją za nadgarstek, gdy przechodziła obok. Zatrzymała się, czując szarpnięcie, i spojrzała na niego pytająco. Lekko musnął kciukiem jej dłoń i puścił, szepcząc ciche „Powodzenia”, zanim się odwróciła i zniknęła. Jego palce zaszumiały od naelektryzowania w miejscu, gdzie ją dotknął, i delikatnie się do siebie uśmiechnął.

______________

Witajcie :) wreszcie nadszedł ten dzień, kiedy publikuję końcowe rozdziały tej opowieści. Zdaję sobie sprawę, że nie jest ona zbyt popularna. Nie wiem, może to zły czas na publikację albo po prostu nie jesteście fanami. Nie mam Wam tego za złe, chociaż byłoby miło przeczytać komentarze.

Nie przedłużając, zapraszam na kolejne rozdziały!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy